Kolejne skrócenie służby miało miejsce w 1859 r. Wówczas postanowiono, że w szeregach żołnierz ma pozostawać 15 lat, a kolejne 5 w rezerwie. Ówczesne prawo stanowiło, że na 1000 „dusz męskich” do wojska ma być wcielonych 5 osób (w różnych okresach były różne normy) w wieku 20 – 35 lat i wzroście nie mniejszym niż 155,5 cm. Ludność była podzielona na 26 kategorii, a każdej kategorii przysługiwały różnego rodzaju ulgi i uprawnienia związane ze służbą wojskową. Szlachta dziedziczna i osobista, kupcy należący do gildii i ludy syberyjskie, a także Finowie nie podlegali służbie wojskowej. W Królestwie Polskim od 1843 r. do armii rosyjskiej wcielano także Żydów, za wyjątkiem osiadłych na wsi i zajmujących się rolnictwem. Przepis dotyczący szlachectwa był uwarunkowany, toteż to, że ktoś miał tzw. potwierdzone szlachectwo, nie oznaczało, że nie podlega poborowi. Można też było wykupić się od służby. Istniała również instytucja zastępcy, który był skłonny odbyć służbę za kogoś innego. W rezultacie chłopi w armii carskiej stanowili 91,4% , a biedni mieszczanie 7% poborowych. W armii rosyjskiej tego okresu tylko 5 – 9% żołnierzy umiało się podpisać. Rekruci z Królestwa Polskiego stanowili ok. 10% poborowych corocznego kontyngentu. Łącznie w latach 1832-1855 do carskiej armii wcielono 189 698 osób z terenów Królestwa Polskiego.
Pobór odbywał się zazwyczaj w listopadzie. Obowiązkiem władz administracyjnych (wójtów i burmistrzów) było przygotowanie spisu mężczyzn zamieszkałych na danym terenie i podlegających poborowi. Po wyłączeniu z tego spisu osób, które z różnych powodów były zwolnione z obowiązku służby, po zatwierdzeniu listy przez Gubernialny Urząd Rekrucki, w środku nocy otaczano „służbami” domy podlegających poborowi i dokonywano „branki”. Zatrzymanych pod eskortą doprowadzano do zbornych punktów poboru, gdzie odbywało się losowanie osób, które nie wrócą już do domów.
Do czasu uruchomienia pierwszej linii kolejowej na wschód, tj. Kolei Warszawsko-Petersburskiej (15 września 1862 r.), a w rzeczywistości do 1865 r., słowa „pójdą w sołdaty” należało rozumieć dosłownie. Osoby, które miały nieszczęście być wylosowanymi, z miejsca stawały się żołnierzami. Następnie formowano z nich grupy (partie) po ok. 400 ludzi, które pod nadzorem kierowano pieszo na wschód, najczęściej do garnizonów na Kaukazie, rzadziej na Syberii. Średnio na dwóch rekrutów przypadał jeden żołnierz eskorty. Trasa przemarszu podzielona była na etapy, liczące średnio 22 wiorsty, tj. 23,5 km. Na Kaukaz rekruci z Królestwa maszerowali średnio pół roku, a do garnizonów syberyjskich jeszcze dłużej. Trzeba też pamiętać, że ta gigantyczna piesza wędrówka zaczynała się na przełomie listopada i grudnia, a więc w nadzwyczaj niesprzyjających warunkach klimatycznych, praktycznie po bezdrożach. Nocowano w chłopskich chałupach (jeśli były) lub w specjalnych „rządowych” budynkach nazywanych „etapami”. Rekruci spali na pryczach wyłożonych słomą, ale najczęściej na gołej ziemi, bo słomy zwykle brakowało, w przeciwieństwie do brudu i robactwa. Jeden z autorów, opisujących drogę rekrutów podał m. in.: „ W ciągu dnia rekrut otrzymywał suchy prowiant, dopiero po przyjściu na nocleg mógł liczyć na ciepłą strawę. Bywało jednak bardzo często, że wieczorem nie tylko ciepłej, ale żadnej strawy się nie doczekał, bo dla podoficerów odpowiedzialnych za przygotowanie prowiantu była to znakomita okazja do okradania bezbronnego rekruta”. Czas przemarszu nie zaliczany był do okresu obowiązkowej służby.
W armii rosyjskiej (liczącej ok. miliona żołnierzy) do 1873 r. praktycznie nie było koszar. Wyjątkiem były pułki lejb-gwardyjskie i niektóre grenadierów. Wojsko okrągły rok kwaterowało w ziemiankach, namiotach lub chłopskich chatach. Warunki służby były tragiczne. Wyliczono, że w czasach Mikołaja I, tj. w latach 1826 -1855 r., z powodu złych warunków służby, umierało średnio w ciągu roku 40 tysięcy żołnierzy, czyli ok. 4% (nie licząc ewentualnych strat wojennych). Tak więc poborowy z Królestwa Polskiego, który pieszo dotarł do swego garnizonu na Kaukazie lub Syberii, miał niewielkie szanse przeżyć 20, a później 15 lat służby (jeżeli nie dołożono mu dodatkowych lat „karnych”). Wielu wręcz bało się drogi powrotnej, toteż ci, którzy przeżyli, starali się jakoś urządzić na miejscu. W tych okolicznościach, branka zarządzona w 1863 r. przez margrabiego Wielopolskiego oznaczała w praktyce, dla młodych mężczyzn ujętych w spisach, zniknięcie ze świata żywych. Ludzie wcieleni do rosyjskiego wojska w minimalnym procencie powracali do swych rodzin. Przez 15 – 20 lat ich służby umierali rodzice, rodzeństwo dokonywało podziału majątku, więc ewentualnie powracający w rodzinne strony stawał się osobą obcą, bez rodziny, bez przyjaciół, bez domu, a najczęściej także bez środków do życia. Większość naszych przodków, szczególnie z ośrodków miejskich, w tym przede wszystkim z Warszawy, zdawała sobie doskonale sprawę, że wcielenie do carskiej armii w praktyce równa się wyrokowi śmierci. Jeżeli na te uzasadnione obawy nałożymy uwarunkowania polityczne, to nic dziwnego, że w mroźną styczniową noc 1863 r. bardzo wielu wolało udać się do lasu, gdzie miejscem zakwaterowania były leśne szałasy, niż dać się wcielić do imperialnego wojska.
Powstanie trwało 14 – 15 miesięcy, a więc dłużej niż jakiekolwiek inny polski zryw. Około 100 tysięcy ludzi (wszelkich stanów i narodowości) przeszło przez szeregi powstańczych oddziałów. Stoczyli oni około 1230 bitew i potyczek, z czego 956 w Królestwie, 237 na Litwie oraz 35 na Ukrainie, a działania powstańcze objęły nawet Kurlandię. Trwało w warunkach o wiele trudniejszych niż poprzednie, albowiem bez udziału regularnych jednostek Wojska Polskiego oraz pomocy polskiej administracji. Toczyło się przy miażdżącej przewadze Imperium Rosyjskiego w każdej dziedzinie i przy daleko posuniętej współpracy Prus przy jego tłumieniu. Powstanie swoim zasięgiem objęło prawie całe terytorium przedrozbiorowej Rzeczypospolitej będące w posiadaniu Rosji. Tylko na ziemiach Królestwa Polskiego, a więc na niewielkim skrawku Rzeczypospolitej, stacjonowało wówczas około 100 tys. regularnego wojska rosyjskiego, dowodzonego przez zawodowych oficerów, doświadczonych podczas tłumienia rewolucji węgierskiej w latach 1848-49, jak też w wojnie krymskiej, wprawdzie przegranej przez Rosję, ale wnoszącej wiele do strategii, taktyki i wyposażenia sił rosyjskich.
Analizując postawy naszych przodków, trzeba pamiętać, że na terenie Królestwa Polskiego już w 1833 r. wprowadzono stan wyjątkowy, który został zamieniony w dobie Powstania Styczniowego (14 października 1861 r.) i rewolucji 1905-1907 na stan wojenny. W przypadku stanu wyjątkowego przestępstwa polityczne należały do kompetencji sądów wojskowych; w przypadku stanu wojennego do sądów wojenno-polowych. Ten drugi rodzaj sądów miał charakter sądu doraźnego, postępowanie było skrócone, a sądy często orzekały karę śmierci. Karami dodatkowymi były zazwyczaj: utrata wszelkich praw i mienia. Synowie szlachty, którzy stanowili większość powstańców, doskonale wiedzieli o konsekwencjach, które mogą dotknąć ich osobiście, ale także mogą objąć ich rodziny – po ewentualnej utracie majątku skazywane na społeczną deklasację i życie w nędzy. W wyniku represji skonfiskowano 1660 majątków w Królestwie Polskim oraz 1800 na tzw. ziemiach zabranych. Część skonfiskowanych majątków rozparcelowana została w trakcie rosyjskiej reformy uwłaszczeniowej, ale znaczna ich część rozdano oficerom i urzędnikom zasłużonym w tłumieniu powstania. Pewna część, np. dobra pomisjonarskie na terenie obecnej dzielnicy Ursynów – rozprzedane zostały osadnikom niemieckim.
Obok drobnej i średniej szlachty w powstanie zaangażowała się niewielka liczba przedstawicieli najznakomitszych rodów Rzeczypospolitej, zdecydowana większość arystokracji starała się być jak najdalej od powstania. Do tej nielicznej grupy patriotów należał hrabia Andrzej Artur Zamoyski (1800-1874), bogaty arystokrata, m. in. założyciel Towarzystwa Żeglugi Parowej na Wiśle (1848), założyciel Warsztatów Żeglugi Parowej w Warszawie (1851), a od 1850 r. przewodniczący Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego w Królestwie Polskim – autentyczny przywódca polskiego ziemiaństwa. Mocno zaangażowany w pomoc spiskowcom, we wrześniu 1862 r. zmuszony został przez władze do opuszczenia kraju.
Innym przykładem jest Włodzimierz książę Światopełk-Czetwertyński (1837-1918) – sybirak, który po powrocie z zesłania otrzymał wsparcie swojej wpływowej rodziny oraz „dobrze” się ożenił, co umożliwiło mu zachowanie statusu sprzed zesłania. Był później m. in. prezesem Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego. Mniej szczęścia miał natomiast Leon hrabia Plater, który 8 czerwca 1863 r. z wyroku sądu wojenno-polowego został rozstrzelany w Dyneburgu.
W wyniku akcji pacyfikacyjnej i carskich represji mordowano powstańców i osoby sprzyjające powstaniu. Na wszelkie rodzaje kary zesłania, skazano łącznie około 40 tysięcy osób, z czego blisko 4 tys. na karę katorgi. W rosyjskim ustawodawstwie tego okresu występowało pojęcie: „najbardziej oddalone miejsce Syberii”, a zesłanie w tak określony punkt było najwyższą sankcją w kategorii zesłań. Miejscami takimi były okręgi wierchojański i kołymski znajdujące się w obwodzie (ros. obłast’) jakuckim Wschodniej Syberii. Obwód ten traktowany był przez władze rosyjskie jako swoisty karcer syberyjskiej zsyłki. Niektórych powstańców, jako ukaranych dodatkowo lub specjalnie surowo osądzonych, przykuwano do taczek. Lepecki napisał na ten temat: „Taki nieszczęsny skazaniec ciągnął za sobą ten ciężar nie tylko przy ciężkiej pracy w kopalni, ale również po jej ukończeniu, gdy zamykano go na noc w celi. Pracował, jadł i spał przykuty łańcuchem do ciężkiego martwego przedmiotu na całe lata, a często do końca okropnego życia”.
W wyniku Powstania Styczniowego Polska poniosła znaczne straty w ludziach, szczególnie tych wykształconych. Poniosła też ogromne straty materialne, wynikające głównie z przejęcia dużej liczby majątków ziemskich przez rosyjski skarb państwa, co niewątpliwie zmniejszyło ekonomiczne możliwości polskiego społeczeństwa. W tym miejscu należy zauważyć, iż pomimo wielkiego szacunku, jakim międzywojenne społeczeństwo (w tym szczególnie Józef Piłsudski) darzyło powstańców styczniowych – II Rzeczpospolita nie zdecydowała się nigdy na zwrot skonfiskowanych majątków poszkodowanym w wyniku carskich represji. Ówczesne społeczeństwo uważało takie rozwiązanie za sprawiedliwe, gdyż państwo polskie było na dorobku i miało pilniejsze wydatki. Warto o tym pamiętać szczególnie obecnie, gdy na naszych oczach bezwstydnie rozkradane jest publiczne mienie, co określane jest mianem warszawskiej reprywatyzacji.