Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

40 lat megaosiedla Ursynów z punktu widzenia budowniczego

10-05-2017 19:23 | Autor: Waldek Bilski
Z Ursynowem jestem od początku, nie dlatego, że zamieszkałem w pierwszych, zasiedlonych tutaj budynkach, lecz z racji podjęcia pierwszej pracy zawodowej po ukończeniu studiów na ekonomice budownictwa Szkoły Głównej Planowania i Statystyki.

Właśnie z uwagi na kierunek studiów i temat pracy magisterskiej „Wpływ stosowanych metod budowy na koszty i rentowność budownictwa mieszkaniowego..” wybrałem z pośród przedstawionych do dziekanatu propozycji zatrudnienia, ofertę Kombinatu Budownictwa Mieszkaniowego „Warszawa – Południe”, który jako Generalny Wykonawca Ursynowa kończył właśnie montaż pierwszych bloków 718 i 719 przy ulicy Wiolinowej. Była jesień 1976 roku, kiedy rozpocząłem pracę w Dziale Planowania i Analiz tej firmy.

Wybór pracodawcy nie był przypadkowy, bowiem już na etapie opracowywania materiałów do pracy dyplomowej okazało się, iż KBM „Warszawa – Południe” jako jedyny z czterech warszawskich generalnych wykonawców budownictwa mieszkaniowego, realizuje swą produkcję aż w sześciu technologiach (tradycyjnej, monolitycznej, szkieletowej, wielkoblokowej oraz wielkopłytowej – w systemach „Wk-70” oraz „szczecińskim”). Ta rozbudowana i zmieniająca się struktura stosowanych metod budowy, umożliwiała prowadzenie bardzo interesujących badań, dotyczących ekonomicznych skutków uprzemysłowienia budownictwa. Kombinat stał się dla mnie studnią praktycznej wiedzy o budownictwie, którą starałem się maksymalnie wykorzystać w swojej pracy badawczej, aby udowodnić lub odrzucić postawione hipotezy. Jednocześnie była to prawdziwa szkoła życia i budzących się pasji, bo wokół mnie nie brakowało wspaniałych ludzi o wielkiej wiedzy fachowej i bardzo oddanych dla firmy, bez których trudno było sobie wyobrazić jej przyszłość.

Rozpoczynałem jako szeregowy pracownik – więc z tego poziomu mogłem podziwiać: pana Mariana z Planowania, który wiedział wszystko o ekonomice budowy, pana Franciszka z Przygotowania Produkcji, dla którego nie było tajemnic w dokumentacji technicznej, pana Józefa z Wykonawstwa, który czuwał nad bieżącym zaawansowaniem robót i zapewnieniem ich ciągłości wykrzykując wciąż do radiotelefonu łączącego z poszczególnymi budowami i ich zapleczem. Poznałem też mojego rówieśnika Kazia, omnibusa od zaopatrzenia w materiały i wielu, wielu innych.

Do moich pierwszych obowiązków należało opracowywanie planów operatywnych dla poszczególnych kierownictw budów i robót, dokonywanie comiesięcznej oceny i analizy ich wykonania, prowadzenie analizy kosztów, sprzedaży i wyników ekonomicznych w podziale na etapy produkcji oraz jednostki, a następnie udział w opracowywaniu planu rocznego oraz przygotowywanie informacji ekonomicznej dla dyrektora  Kombinatu. W sytuacji niedostarczenia oczekiwanych informacji z budów trzeba było jechać  na ich zaplecza, tonąc niejednokrotnie w błocie po kolana i podziwiając księżycowy krajobraz. Ta budowa 150-tysięcznej dzielnicy od podstaw nie miała sobie równych. Była na miarę ambicji lat 70-tych, poprzez niepowtarzalne założenia urbanistyczne i projektowe, a jednocześnie borykała się z wieloma barierami wynikającymi z nakazowo-rozdzielczego systemu politycznego. 

Na pierwszym miejscu była ilość oddawanych mieszkań i skracanie cykli budowy, co uzasadniało wybór uprzemysłowionych technologii wielkopłytowych, jednak skala budownictwa powodowała coraz większe braki w zakresie możliwości terminowego pozyskania wystarczające ilości materiałów i rąk do pracy. Kombinat jako Generalny Wykonawca miał swoich podwykonawców, którzy odpowiedzialni byli za uzbrojenie terenu oraz dostarczenie niezbędnego sprzętu, co również wymagało trudnej koordynacji w skali całego miasta. Jednak pomimo tej koordynacji coraz częstsze były przestoje, w wyniku czego rosły koszty budowy i opóźnienia terminów oddawania budynków.

Właśnie w wyniku „wąskich gardeł” na etapie wykończenia wielkiej ilości zmontowanych budynków wymyślono tzw. PSS –y, określane potocznie „Pomóż Sobie Sam”. Takie miano dopisywano do budynków, które zostały zmontowane, przykryte i czekają na wykończenie. Zgodnie z dzisiejszym nazewnictwem mógłby to być stan deweloperski zamknięty, lecz w tamtych czasach niewykończone mieszkania nie mogły być przekazywane do Spółdzielni, a tym samym indywidualnym użytkownikom. Kombinat jako Generalny Wykonawca, z powodu braku mocy wykonawczych w tym zakresie, musiał podpisać umowy z zakładami pracy (takimi jak: FSO, Dźwigar, Wedel czy EC Siekierki), które zobowiązywały się wykończyć wskazane budynki dla swoich pracowników. W ten sposób wspólnymi siłami, przy pomocy przyszłych użytkowników, została oddana znaczna część budynków Ursynowa. Ciekawostką jest, że w dobie gospodarki socjalistycznej, sprawy tzw. PSS-ów i nie tylko, były rozstrzygane w wyższych instancjach. Przez długie lata Kombinat nie decydował, które budynki zostaną zaliczone do wykonania danego roku, w jakiej technologii mają być wykonane, wg jakich cen rozliczane oraz jaka ma być struktura organizacyjna przedsiębiorstwa i proces organizacji robót. Tak naprawdę Kombinat jeszcze w pierwszej fazie wznoszenia obiektów Ursynowa, jako wielozakładowe przedsiębiorstwo socjalistyczne, miał mocno ograniczoną samodzielność, realizował zadania wskazane przez Zjednoczenie Budownictwa „Warszawa”.

Przełom nastąpił w wyniku przemian społeczno – politycznych, po podpisaniu porozumień sierpniowych w 1980 r. Było mi dane już jako specjaliście ds. organizacji zarządzania uczestniczyć w pierwszym szkoleniu TNOiK – owskim, zorganizowanym w Gdańsku, nt. wdrażania reformy gospodarczej w  przedsiębiorstwie, wynikającej z przygotowanych projektów ustaw o przedsiębiorstwach państwowych oraz o samorządzie załogi przedsiębiorstwa państwowego. Przywiezione z tego szkolenia wiadomości, zreferowane na cotygodniowym Kolegium Dyrektora Kombinatu, były w istniejących realiach wprost szokujące, bowiem oznaczały rewolucję w ustroju przedsiębiorstwa państwowego.  Ww. ustawy, podpisane z dniem 25 września 1981 r., stanowiące podstawę omawianych zmian, zakładały bowiem możliwość samodzielnego opracowania statutu przedsiębiorstwa (rejestrowanego w sądzie), w którym będzie można określić m. in. jego  zakres działania, strukturę organizacyjną, zasady kierowania i kontroli oraz wszelkie relacje wewnątrz i zewnątrz przedsiębiorstwa. Od tego momentu rozpoczęła się tytaniczna praca organizacyjna,  będąca nieprawdopodobnym wyzwaniem. Bowiem trzeba było opracować po raz pierwszy w powojennej historii statut przedsiębiorstwa i wszelkie regulaminy, w tym: organizacyjny, pracy, obiegu dokumentów oraz pierwszy zakładowy system wynagradzania. Początkiem tego procesu był opracowany raport o stanie organizacji zarządzania, a następnie powołanie zakładowej komisji ds. reformy gospodarczej, której mogłem przewodniczyć. Zadaniem tej komisji było kompleksowe dostosowanie przedsiębiorstwa do wymogów gospodarki rynkowej (kierunki zmian, które wówczas zostały określone, zostały wdrożone i funkcjonują do chwili obecnej). Sprawą najistotniejszą było obniżenie kosztów i usprawnienie zarządzania poprzez przekształcenie przedsiębiorstwa wielozakładowego (Zakład Robót Montażowych – jako wiodący, Zakład Robót Wykończeniowych oraz Zakład Prefabrykacji „Fabryka Domów”) w przedsiębiorstwo jednozakładowe. Nie będę pisał jak trudne i odpowiedzialne to było zadanie, bowiem dokonywane w wyniku przekształcenia zmiany organizacyjne i kadrowe przeprowadzone zostały  na „żywym organizmie”.  Zakończyły się one wielkim sukcesem, dzięki wielotorowym konsultacjom i negocjacjom (których tak bardzo brakuje we współczesnej dobie),  a dokonany przegląd kadrowy otworzył nowe perspektywy dla wielu młodych pracowników.

Pisząc te wspomnienia chciałem przypomnieć czasy najnowszej historii, która wcale nie musi być przedstawiana w czarnych barwach i zdradzieckich nastrojach, bowiem tak łatwo przekreślamy tamte wartości, które nam przyświecały – uczciwą, ofiarną pracę, pełną pasji i poświęceń, a  przekreślając dorobek tamtych lat, przekreślamy naszą historię, młodość i osiągnięcia nasze i naszych ojców. Pracując u Generalnego Wykonawcy Ursynowa, pełen młodzieńczego zapału i pomysłów, nie byłem członkiem partii, lecz idealistą wierzącym, że solidna praca daje satysfakcję i lepsze perspektywy. Zdecydowana większość znanych mi ludzi podobnie podchodziła do swoich obowiązków. Nie pracowaliśmy dla dobra partii, lecz dla siebie, naszych dzieci i dla naszego ojczystego kraju, w którym dla kolejnych pokoleń miały służyć coraz nowocześniejsze fabryki, zakłady pracy i osiedla mieszkaniowe. Dziś, kiedy panuje moda na pisanie historii od początku, burzenie autentycznych zabytków historii materialnej, wskazywanie osób, które mają prawo czuć się patriotami, pamiętajmy o ciągłości naszej historii, bowiem każde zjawisko następuje w określonych okolicznościach i uwarunkowaniach, a to dotyczy również historii naszego Ursynowa. Decydując się na napisanie tego artykułu, chciałem doprowadzić do pewnego zadośćuczynienia, dopisując do listy prekursorów naszej dzielnicy faktycznych wykonawców tego wielkiego przedsięwzięcia, tak jak przed laty wnioskowałem o uhonorowanie ich pamięci w nazwie jednego z ursynowskich rond.

Ursynów budowało wiele tysięcy ludzi, część w KBM „Warszawa - Południe”, gdzie funkcjonowały kierownictwa budów oraz robót stanu surowego, robót elektrycznych, sanitarnych, dekarskich, wykończeniowych, „Fabryka Domów”, produkująca komplet prefabrykatów, natomiast część budowlańców zatrudniały firmy specjalistyczne, takie jak: Przedsiębiorstwo Robót Inżynieryjnych BW, Przedsiębiorstwo Robót Elektrycznych BW, Kombinat Instalacji Sanitarnych BW, Przedsiębiorstwo Gospodarki Maszynami BW czy Przedsiębiorstwo Produkcji Pomocniczej „Zaplecze”. Znaczna część pracowników dojeżdżała do pracy, setki osób mieszkało w hotelach robotniczych, w oddali od swoich rodzin. W celu ograniczenia wysokiej fluktuacji i zwolnienia miejsc  hotelowych firmy budowlane stwarzały większe szanse pozyskania mieszkania spółdzielczego. Dzięki takim możliwościom, po paru latach pracy mogłem poczuć się szczęśliwcem zasiedlającym pachnący świeżością wyjątkowy blok o specjalnym przeznaczeniu, przy ul. Herbsta 4. Nigdy nie zapomnę tej radości z pierwszego mieszkania i wyposażenia zdobywanego jak na filmie Barei, a jednocześnie pewnego zagubienia w wielkomiejskim, czy raczej podmiejskim wtedy pustkowiu… i tak wszystko się zaczęło. Ślub z dziewczyną z „Południa”, urodziny dwójki dzieci, zamiana kawalerki na większe ursynowskie mieszkanie i ….można by rzec samo życie, które każdy musi przeżyć i umieć cieszyć się nim. Nikomu nie było łatwo, często trzeba było łączyć kilkunastogodzinną pracę zawodową z trudnymi zakupami i wychowaniem dzieci, jednak z perspektywy tych kilkudziesięciu lat, pomimo wielu dramatycznych chwil, patrzę na otaczający świat pozytywnie, bo tak mnie nauczono, to wyniosłem z domu, a własne doświadczenia były przyczynkiem do wielu przemyśleń. Tak też patrzę na nasz Ursynów. Podziwiam jego wizjonerski i kompleksowy projekt urbanistyczny, z niepowtarzalnym systemem komunikacyjnym, sposobem posadowienia rozrzeźbionych w pionie i poziomie budynków, jakże odmiennych od bloków z wielkiej płyty, budowanych w tamtych czasach na Stegnach, Służewcu czy Tarchominie, sposób zaprojektowania obiektów służby zdrowia i oświaty, a przede wszystkim bogatą zieleń, której tutaj nigdy nie brakowało.

To prawda, że w czasie budowy tego miasta w mieście, obiekty infrastrukturalne nie nadążały za mieszkaniówką, że wielka płyta nie jest najlepszą technologią, jednak w każdym okresie są i muszą być dokonywane wybory. W latach  70-tych podejmował pracę wielki wyż demograficzny, a jednocześnie zostały rozbudzone oczekiwania społeczne w związku z masowym zakupem nowych technologii  oraz dynamicznym rozwojem polskiej gospodarki. Niespotykana dotychczas skala przyrostu budowanych mieszkań wymagała wyboru takich technologii, które pozwalały skrócić cykl budowy, przy coraz bardziej ograniczonych możliwościach pozyskania wykwalifikowanych pracowników (murarzy, tynkarzy, malarzy). Poprzez uprzemysłowienie budownictwa przeniesiono część pracochłonnego procesu budowy do „Fabryk Domów”, gdzie murarzy zastąpili zbrojarze i betoniarze, wznoszenie kolejnych kondygnacji na placu budowy ograniczało się do montażu ścian, stropów i gotowych kabin sanitarnych, a następnie wykonania pokrycia dachu i całego wykończenia, z powszechnym zastosowaniem tapet i wykładzin podłogowych. Zawsze pozostaje zasadnicza kwestia „coś za coś”, ale ten, kto chociażby weźmie wspaniałą książkę - kronikę Macieja Mazura „Czasoprzewodnik – 33 lata na Ursynowie”, dowie się, że projekty ursynowskich mieszkań zbudowanych z wielkiej płyty to nie oszczędnościowe rozwiązania zastosowane w blokowiskach Żelaznej Bramy czy Służewca, lecz taki system konstrukcji budynku, który umożliwia dobre doświetlenie i różną aranżację wnętrz.

Za uprzemysłowienie budownictwa i jego znaczne przyśpieszenie trzeba było jednak słono zapłacić. W strukturze kosztów coraz mniejszy udział miała robocizna, natomiast bardzo dynamicznie rosły koszty sprzętu (wyposażenie „Fabryk Domów”, żurawie wieżowe, agregaty tynkarskie itd.). Jednocześnie trzeba pamiętać, że działo się to w dobie ekonomii socjalistycznej, kiedy panowała centralizacja decyzji, rozdzielnictwo, całkiem inną kategorią była cena produktu, a pojęcie sprzedaży stanu deweloperskiego nie istniało. Obowiązywały określone standardy wykończenia i wyposażenia budynku mieszkalnego przed jego przekazaniem.

W takich warunkach powstawał Ursynów i piękniał, na uprawianych tak niedawno polach i nieużytkach budowane były kolejne bloki, szkoły, żłobki, przedszkola, ośrodki zdrowia, place zabaw, zaczęły powstawać kolejne parki. To osiedle młodych ludzi zaczęło tętnić życiem i tryskać dziesiątkami inicjatyw, niespotykanych gdzie indziej. Tu zaczęły działać telewizja osiedlowa, Ursynowsko - Natolińskie Towarzystwo Społeczno – Kulturalne, czasopisma osiedlowe, Dom Sztuki, Dom Rodzinny czy Stowarzyszenie Edukacji Młodych Piłkarzy (SEMP), którego osiągnięć w zakresie edukacji sportowej młodzieży nie sposób przecenić. Tu jest nasze miejsce na ziemi, to jest nasza mała ojczyzna. Ona jest w sercach tych, którzy ją projektowali, budowali, tchnęli życiem i wszystkich nas, którzy tutaj postanowili zamieszkać. Szczególnie ważna jest ona dla młodego pokolenia, które tutaj mieszka od urodzenia.

Pamiętajmy o tej najnowszej historii, starajmy się oceniać ją obiektywnie, a planując rozwój nie niszczmy tego, co w sposób przemyślany zostało już wykonane i spełnia określone funkcje. Jako pewnego rodzaju przestrogę chciałbym przytoczyć przykłady takich właśnie ulepszeń, a są to: forsowane wbrew interesom mieszkańców programy inwestycyjne przy ul. Cybisa i Wiolinowej, doprowadzenie do istotnych utrudnień komunikacyjnych poprzez przebudowę ulic Dereniowej i Stryjeńskich, całkowite zabudowanie przejścia podziemnego pod ulicą Bartoka w celach handlowych, czy zeszpecenie naturalnego krajobrazu Kopy Cwila, poprzez ustawienie baterii słonecznych.

Wróć