Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

40 lat Ursynowa – prawdy i mity o raju z wielkiej płyty

06-01-2017 16:16 | Autor: MACIEJ PETRUCZENKO - Redaktor naczelny „Passy”
Los sprawił, że akurat 8 stycznia 1977 wręczono pierwsze klucze do mieszkania w dopiero rodzącym się megaosiedlu Ursynów na południowym Mokotowie. Tymi pierwszymi kluczami pod adresem Puszczyka 5 obdarzył Wacława Oświta, pracownika Kombinatu Budownictwa Mieszkaniowego Południe – sam pierwszy sekretarz Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej Edward Gierek.

Podobnie jak dzisiejsza władza, która skokietowała publiczność programem 500+, towarzysz Gierek próbował – zapewne w najszczerszej intencji – skokietować ówczesne społeczeństwo pozytywnie odczuwanymi posunięciami. Do tych posunięć należało obdarzenie nas Małym Fiatem (126p), otwarcie połączenia LOT do Nowego Jorku, pozwolenie na wywóz malutkiej kwoty (bodaj 150) dolarów za granicę, budowa dwupasmówki Warszawa - Katowice, a także Trasy Łazienkowskiej i Dworca Centralnego w stolicy. Nie ukrywam, że z tych wszystkich dobrodziejstw, udostępnionych przez socjalistyczny reżim, skwapliwie skorzystałem. A głównym dla mnie dobrodziejstwem stało się objęcie w 1977 aż 70-metrowego apartamentu przy ulicy Nutki 1 na Ursynowie. Ponieważ moje lokum nosiło również numer 1, dzieci wizytujących mnie znajomych niezbyt uprzejmie pytały: czy wujek jest dozorcą?

Mnie kluczy nie wręczał Gierek, bo odebrałem je akurat z rąk prezesa spółdzielni Mieszkaniowej Politechnika – Stanisława Olszewskiego, który urzędował na Sadybie. Jak każdy szczęśliwiec obejmujący wtedy mieszkanie na Ursynowie musiałem najpierw ulec przerażeniu, widząc jeden wielki plac budowy, pełen kurzu i zgiełku, ale składająca się zaledwie z trzech bloków uliczka Nutki jawiła się od razu jako swoista oaza na tej piaszczysto-betonowej pustyni. Kto dziś odwiedzi tę uliczkę, ten nie uwierzy, że tak pięknie wyglądała również w 1977, bo bloki był już wtedy otoczone zachwycającą zielenią, a przed moim oknem cieszyła oko stojąca do tej pory urokliwa rzeźba, która szybko stała się ulubionym miejscem dziecięcych wspinaczek.

Ursynów był od początku chwalony za to, że odróżnia się zasadniczo od „gomułkowskich” (czyli zbudowanych za sekretarza Władysława Gomułki) trzydziestometrowych klitek Osiedla Za Żelazną Bramą i w przypadku mojego mieszkania przestrzenność była rzeczywiście imponująca – stąd stało się ono na długie lata ulubionym miejscem sąsiedzkich balang. Przed oknem miałem ogródek, a do ogródka wychodziło się przez drzwi balkonowe, co bardzo ceniły sobie kolejne koty mojej żony.

Uliczka Nutki u stóp Kopy Cwila to był naówczas ekskluzywny zakątek, takie ursynowskie Beverly Hills. W jednym z bloków mieszkał sam główny projektant Ursynowa Północnego Marek Budzyński, ja zaś miałem kilka pięter nade mną będącą wtedy u szczytu aktorskiej sławy Ewę Dałkowską, która nawet podczas zjeżdżania windą lubiła sobie podśpiewywać. Niedaleko od nas zamieszkał na Ursynowie Andrzej Rosiewicz, który może obecnie z całym przekonaniem zaśpiewać już na serio: „Czterdzieści lat minęło jak jeden dzień...”

 

Andrzej Rosiewicz

 

Pionierzy Ursynowa wspominają z rozrzewnieniem pierwszy sklep, mieszczący się w tak zwanym czerwoniaku, czyli przedwojennym budynku, w którym kiedyś mieszkali ponoć lotnicy. W początkach megaosiedla Ursynów ulokował się tam komisariat Milicji Obywatelskiej, a nad nim – jakżeby inaczej – jakieś stare, mocno wysłużone prostytutki otworzyły melinę, w której można było nocami zaopatrywać się w wódkę, towar najbardziej poszukiwany. Drugi sklep spożywczy otworzono przy Końskim Jarze, gdzie powstał też Dom Rodzinny, pierwsza placówka kulturalna na Ursynowie. Koński Jar to było miejsce, w którym zamieszkał między innymi sławny reżyser Janusz Zaorski i wielu innych luminarzy kultury.

 

Krystyna Janda

 

Cieszyliśmy się z naszych mieszkań jak dzieci. Nic więc dziwnego, że mieszkające również w ciągu ulic Pięciolinii – Puszczyka – Nutki – Koński Jar i będące u szczytu popularności  artystki – Maryla Rodowicz i Krystyna Janda – zdobyły się na spontaniczny odruch wobec sąsiadów. Dla zamanifestowania wspólnej radości z ursynowskiego kwaterunku dziewczyny dały darmowy koncert pod Kopą Cwila, występując na naprędce zamontowanych dechach. To było pierwsze potraktowanie podnóża Kopy jako forum Ursynowa. Zaraz za Kopą, którą wzniósł nam arcymądry budowniczy megaosiedla  inżynier Henryk Cwil, był istniejący do dzisiaj asfaltowy placyk, na którym grywało się w tenisa. Zimą, oczywiście, Kopa stawała się lokalnym Kasprowym, z którego szusowało się na nartach albo modnych w tamtym czasie skibobach lub sankach. A śniegu, zwłaszcza zimą 1978/1979, mieliśmy aż w nadmiarze i wiele samochodów zasypało w noc sylwestrową do tego stopnia, że mogły wyjechać dopiero po miesiącu. 

Dziś podróż metrem ze stacji Ursynów do stacji Centrum zajmuje 13 minut. Czyż zatem nie mogła zachwycać pierwszych ursynowian podróżowanie przyspieszoną linią autobusową 192bis, którą docierało się do Dworca Centralnego raptem w kwadrans (oczywiście bez jakichkolwiek przystanków po drodze)? Rzecz prosta, autobus to była w ówczesnych warunkach ostateczność. Z uwagi na robienie poważniejszych zakupów w bardziej ucywilizowanych miejscach Warszawy posiadanie samochodu było dla każdej rodziny warunkiem sine qua non. No i na obszernych parkingach, sprytnie schowanych w obniżonym terenie, pyszniły się fiaty 126p, 125 p, wartburgi, skody i łady, a od 1978 tu i ówdzie zaczął pobłyskiwać imponujący nowoczesnym wyglądem FSO Polonez. Czasy były takie, że z powodu zanieczyszczonej ropy nikt nie był w stanie przy kilkunastostopniowym mrozie odpalić diesla. Jako szczęśliwiec ujeżdżający benzynowego Fiata 125p ciągałem więc pechowców z dieslami na lince, żeby im silniki się rozruszały.

Mało kto pamięta, że w życiu codziennym nie było nam łatwo i przez czas pewien nawet buty trzeba było kupować na kartki. Mieszkania na Ursynowie oddawano do użytku w wielkim pośpiechu i wykańczano byle jak, co reżyser Stanisław Bareja celnie wyśmiał w telewizyjnym serialu „Alternatywy 4”. Na podłogach królował lentex, obrzydliwa wykładzina z tworzywa syntetycznego. Hydraulika wiecznie się psuła i zalewanie mieszkań było na porządku dziennym. W wysokich budynkach, gdzie zainstalowano zsypy na śmieci, unosił się smród nie do wytrzymania, bo wiele osób wyrzucało odpadki wprost, bez pakowania ich w plastikowe worki.

Największą zaletą Ursynowa były spółdzielcze rozwiązania socjalne – a wszystkie mieszkania („własnościowe” i „lokatorskie”) pozostawały wtedy w obrębie spółdzielń. Ze spółdzielni Politechnika zrodził się, jak wiadomo, SBM Ursynów, który z czasem podzielił się na mniejsze człony (Jary, Nutki - Koński Jar, Stokłosy itd.). No i owe spółdzielcze rozwiązania, przeniesione bodaj ze Skandynawii, okazały się zbawienne dla wielu rodzin. W tak zwanych klubikach osiedlowych można było na przykład zostawić dziecko w wieku przedszkolnym na... cały dzień, od ósmej rano aż do godziny dwudziestej. Dzieciarnią opiekował się fachowy personel, który między innymi każdemu maluchowi odgrzewał obiad zostawiony przez mamę. Odprowadzałem córkę do klubiku, odległego raptem o 40 metrów, i mogłem wraz z żoną poświęcić się pracy zawodowej bez przeszkód. Miejsc w przedszkolach już wtedy brakowało, więc klubiki były ostatnią deską ratunku.

Wielka płyta, z której zbudowano Ursynów Północny, to był materiał budowlany dla konstruowania domów dla biedoty. Jeszcze w latach siedemdziesiątych mówiło się, że jeden z bloków przy Koncertowej zaczyna się walić, bo kotwy puszczają, ale jakoś temu zaradzono. Po ociepleniu wielkiej płyty – już w czasach nowej Polski, czyli po 1989 roku – i po nadaniu tynkom wyrazistych barw szarobury Ursynów Północny jakby ożył. Fachowcy twierdzą, że bloki z wielkiej płyty wytrzymają dłużej niż nowoczesna zabudowa na Kabatach. O tym przekonamy się jednak dopiero w dość odległej przyszłości. Wielkiej płycie wróży się w każdym razie wytrzymałość na okres co najmniej stu lat.

Jeśli zaś chodzi o 40-letnią historię Ursynowa, to nie można zapominać, że pierwsze mieszkania planowano tam dla pracowników naukowych Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, która w zasadniczej części przeniosła się z ulicy Rakowieckiej na Nowoursynowską. Dziś ogrodzony teren kampusu od strony ul. Rodowicza-Anody był początkowo całkowicie otwarty i na pustym placu graliśmy tam w piłkę.

 

 

Przez czas długi nazywano Ursynów Wielką Sypialnią Warszawy albo Pustynią Kulturalną z uwagi na brak zakładów pracy, niedobór zaopatrzenia i pomieszczeń dla kin i teatrów. Dlatego wielkim przełomem było otwarcie przy spółdzielni Jary kameralnego, znakomicie funkcjonującego do dzisiaj Domu Sztuki, którego pierwszym szefem była Urszula Janowska, matka późniejszego gwiazdora estrady Roberta Janowskiego. Andrzej Bukowiecki znakomicie rozwinął w tej placówce kino studyjne z klubem dyskusyjnym, a Zbigniew Zapasiewicz zorganizował Teatr Za Daleki, któremu w 2016 stuknęło 30 lat.

 

Andrzej Ibis-Wróblewski

 

Nieco później ode mnie wprowadził się na Ursynów – wraz małżonką, piosenkarską sławą Elżbietą Wojnowską – dziennikarz „Życia Warszawy” Andrzej Ibis-Wróblewski. I to on zajął się na niwie kultury pracą u podstaw, a jedną z jego zasług jest sprowadzenie pierwszego na Ursynowie fortepianu koncertowego, który znalazł się w Domu Kultury Imielin i wciąż służy pianistom z wielkim pożytkiem.

 

Antoni Chodorowski

 

Bodaj najaktywniejszym środowiskiem kulturalnym Ursynowa okazali się plastycy: Franciszek Maśluszczak, Antoni Chodorowski, Irena Moraczewska, Jerzy Derkacz, Fredo Ojda (Galeria Działań!), Włodzimierz Dawidowicz... Poważne sukcesy na polu architektury odniósł też profesor Marek Budzyński. Największa sportowa duma Ursynowa to dwukrotny mistrz olimpijski w pchnięciu kulą Tomasz Majewski, a na nieco niższym szczeblu warto wyróżnić KS Metro, klub, którego wychowankowie stanowili niemal połowę reprezentacji Polski siatkarzy, którzy pod wodzą Stephane’a Antigi zdobyli mistrzostwo świata. W swoim czasie mieszkał też w naszej dzielnicy dwukrotny mistrz olimpijski w pięcioboju nowoczesnym – Arkadiusz Skrzypaszek. Bardzo mocną stroną Ursynowa był brydż, o czym świadczy zamieszkiwanie w tej dzielnicy co najmniej dwóch mistrzów świata w tej karcianej grze – Janusza Połcia i Apolinarego Kowalskiego.

 

Janusz Połeć

 

Kilka bloków przy ulicy Puszczyka uważa się za „osiedle profesorskie”, bo tam właśnie otrzymali mieszkania naukowcy z Uniwersytetu Warszawskiego. Na Ursynowie lokowali się przez lata politycy z pierwszych stron gazet, w tym prezydent Aleksander Kwaśniewski, premier Leszek Miller, a ostatnio Ryszard Petru. Niemal każdy znany obecnie dziennikarz mieszka w tej dzielnicy, a Przemysław Babiarz jest w Ursynowie po prostu zakochany.

Jedną z pionierek Ursynowa jest dzielnicowa radna Elżbieta Igras, która dopiero niedawno zakończyła karierę piosenkarską. Do pionierów należy również nasz redakcyjny poeta, na co dzień nauczyciel matematyki Wojciech Dąbrowski, inicjator festiwalu piosenki retro, zawołany satyryk.

 

Jerzy Machaj (z lewej)

 

Zanim Ursynów odłączył się administracyjnie (w 1994) od Mokotowa, ważną rolę odgrywało Ursynowsko-Natolińskie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne z prezesem Jerzym Machajem na czele. Właśnie Jerzy Machaj należał do głównych inicjatorów wyodrębnienia gminy Ursynów i w 1994 został wiceprzewodniczącym gminnej rady, będąc jednocześnie wydawcą tygodnika „Pasmo”, założonego z pomocą UNTSK przez Marka Przybylika i Andrzeja Ibisa-Wróblewskiego. W roku 2000 – jak wiadomo – powstał kolejny tygodnik lokalny – „Passa”, którą kierujemy do inteligenckiego czytelnika Ursynowa, Mokotowa, Wilanowa, Konstancina-Jeziorny, Piaseczna i Lesznowoli. Współzałożycielem „Passy” był Piotr Machaj, potem prezes stowarzyszenia Nasz Ursynów i wiceburmistrz dzielnicy.

Przełomowym momentem w 40-letniej historii megaosiedla (obecnie dzielnicy) Ursynów było otwarcie (w 1995) pierwszej linii metra, docierającej początkowo do Politechniki. Jednym z jej budowniczych był inżynier Leszek Wysłocki, generał górnictwa, w czasach PRL wojewoda piotrkowski, jakby Stasiek Wielanek środowiska górniczego, umiejący zabawiać towarzystwo w plenerze grą na akordeonie i na... zębach. Wysłocki pozostaje mieszkańcem Ursynowa.

Niemal równie ważne jak metro było otwieranie kolejnych super- i hipermarketów. A zaczęło się jeszcze za komuny od Megasamu przy ulicy Surowieckiego, gdzie zaopatrywał się między innymi późniejszy prezydent RP Aleksander Kwaśniewski. W latach 90-tych ubiegłego wieku nastąpił wysyp hipermarketów: Geant, E.Leclerc, Tesco, Lidl... Jako pionierzy Ursynowa, pamiętający czasy prymitywu osiedlowego, czujemy się w związku z tym jak w bajce, tym bardziej, że każdy może kupić co tylko chce bez okazywania przydziałowej kartki. Mało tego, jeśli żona wyśle mnie do sklepu po kilo marchwi, mogę kupić przy okazji na Ursynowie Mazdę, Alfa Romeo, Forda, Nissana, Citroena, Kię albo Hyundai’a. A w hipermarkecie E.Leclerc jest aż tak dobrze, że oprócz sprawunków mogę załatwić sprawę na mieszczącej się tam poczcie. Daj Boże zdrowie! Warto było na to wszystko czekać 40 lat.

Wróć