Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Ach, ci bojarzy...

14-09-2016 20:11 | Autor: Mirosław Miroński
Urzędnicy wprowadzili mnie w błąd. Podpisywałam umowy, ale nie ponoszę za to odpowiedzialności. Odpowiadam tylko za te dokumenty, których treść zrozumiałam – takie wyjaśnienia padały z ust wiceprzewodniczącej partii opozycyjnej (PO), od 2006 na stanowisku prezydenta Warszawy, miasta będącego stolicą bez mała czterdziestomilionowego kraju. Chciałoby się powiedzieć: naszego kraju. Czy jednak na pewno on nasz, skoro władza samorządowa wykonywana jest przez urzędników niespełniających stawianych im wymagań, których wspomniana wcześniej pani prezydent zwalnia po kolei?

Nieboracy opuszczają swe stanowiska w atmosferze podejrzeń i formułowanych wobec nich zarzutów. Urzędnicy na eksponowanych stanowiskach zawiedli panią prezydent. Z zapartym tchem czekamy, co będzie działo się dalej w naszym mieście. Czy miotła sprawiedliwości wymiecie ich i im podobnych z ratusza? Czy znajdą się wreszcie tam, gdzie ich miejsce? A co z innymi instytucjami?

Jak widać pytań jest wiele. Można się zastanawiać, czy enuncjacje pani prezydent to aby nie jakiś primaaprilisowy, niewinny żarcik. Mamy jednak wrzesień, a więc chyba należy taktować sprawę poważnie. Zwłaszcza że mówi to polityk będący wykładowcą prawa. Z drugiej strony, jak traktować takie tezy na serio?

A może tego rodzaju prawny precedens wykorzystają zwykli obywatele? Będą mogli teraz zasłaniać się nieznajomością lub niezrozumieniem prawa. Czy pojawi się on również w polskim orzecznictwie?

Każdy obywatel może przetestować to sam. Na przykład: przechodząc przez skrzyżowanie na czerwonym świetle, aby uniknąć mandatu wystarczy powiedzieć – nie miałem pojęcia, że nie wolno. Skąd mogłem lub mogłam wiedzieć, że to zabronione? A zresztą, dlaczego akurat na czerwonym nie wolno? Każdy będzie mógł też kraść, ile mu się żywnie spodoba, bo mógł przecież nie wiedzieć, że to zabronione? Mógł. Nie ponosi więc odpowiedzialności. No i co mu zrobicie? Może teraz śmiać się stróżom prawa w twarz.

Skoro pani prezydent nie ponosi odpowiedzialności, dlaczego miałby ją ponosić ktoś inny? Skoro też nie wiedział albo czegoś nie zrozumiał. Jeśli naprawdę jesteśmy równi wobec prawa, to zwyczajnym ludziom też wolno będzie je łamać nie odpowiadają za nic. Oczywiście, tylko wtedy, jeśli go nie rozumieją. W innym razie poniosą odpowiednio surową karę.

Można by się z tego wszystkiego śmiać, gdyby nie to, że w tle pojawiają się miliony złotych, a może też miliony innych środków płatniczych (powołane do tego służby zapewne to ustalą), nieruchomość warta 160 mln złociszy i wiele innych spraw. a

Zwalnianie podwładnych i obarczanie ich winą jest już łatwiejsze do zrozumienia dla większości z nas i mieści się w ramach zdrowego rozsądku. Taktyka ta jest dobrze znana i chętnie stosowana przez ludzi władzy. Zrzucić odpowiedzialność na podwładnych, odsunąć podejrzenia od siebie. Skąd my to znamy?

Przypowieść o dobrym carze „batiuszce” i złych bojarach nie wzięła się znikąd. Miała i ma swoje miejsce wszędzie tam, gdzie nieobecne są zasady demokracji. Łatwiej żyć poddanym z wiarą, że car jest dobry ale nie wie, co dzieje się w kraju. Że jego wola jest wypaczana przez urzędników. Takie przekonanie pomagało przetrwać feudalnym poddanym. Pomaga obywatelom i dziś. Wszelkie zło pochodzi bowiem od bojarów (dzisiejszych urzędników) w „terenie”, czyli z dala od cesarskiego pałacu. Wystarczy więc ściąć jednego lub drugiego urzędnika-winowajcę, aby wiarę w dobroć cara umocnić. Egzekucje, podobnie jak dzisiejsze dymisje, przywracały w pospólstwie poczucie, że istnieje w państwie sprawiedliwość, a na dodatek, że to wszystko dzieje się dla ich dobra.

Przeciętnemu obywatelowi trudno zrozumieć, czym jest zarządzanie stołecznym miastem. Ile pułapek i przykrości czeka na śmiałka, który się tej niewdzięcznej roli podejmie? W jak nieprzyjaznym otoczeniu przyjdzie mu pracować? Jak ciężko jest pogodzić pracę dydaktyczną na uczelni wyższej z obowiązkami w ratuszu. Żeby to wszystko „ogarnąć” (mówiąc językiem młodzieżowym), trzeba mieć zaufanych bojarów. Po co owi bojarzy? Żeby w sytuacji, kiedy media, CBA, a nawet prokuratura dopytują się o niejasne i kontrowersyjne sprawy, móc zrzucić winę na podwładnych.

Odnosząc to, co się dzieje w ratuszu pod kierownictwem pani prezydent, do poczynań wschodnich imperatorów – widać jednak zasadniczą różnicę. Carowie cieszyli się większym poparciem społecznym. Nawet dziś poparcie dla przywódcy sąsiadującego z nami kraju wynosi około 80 procent. Poparcie dla naszej pani prezydent topnieje nie tylko wśród jej wyborców i dotychczasowych popleczników, ale nawet w szeregach jej własnej partii. Co ciekawe, odwracają się od niej także roztaczające nad nią parasol ochronny instytucje i przychylne dotąd media, co może wróżyć jej nieuchronny koniec. Jaki on będzie? To jeszcze otwarta kwestia. Ostatnie słowo w tej sprawie być może będzie należało do prokuratury i organów ścigania. Wiele na to wskazuje.

Wróć