Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Agnieszka Marczak już Polskim Klubem Wyścigów Konnych nie porządzi...

16-09-2015 20:11 | Autor: Tadeusz Porębski
Narastający od miesięcy konflikt na linii Polski Klub Wyścigów Konnych - Oddział Służewiec Wyścigi Konne Totalizatora Sportowego przeniósł się ostatnio także na Radę PKWK i osiągnął apogeum. Finałem było odwołanie w minioną środę Agnieszki Marczak z funkcji prezeski polskiego Jockey Clubu.

Tor wyścigowy na Służewcu oddano do użytkowania w maju 1939 r., na trzy miesiące przed wybuchem II wojny światowej. W tamtych czasach był to najnowocześniejszy tor wyścigowy w Europie, prawdziwa perła międzywojennej architektury, hipodrom do dzisiaj budzący podziw i zachwyt swoimi rozwiązaniami. Po II wojnie światowej Służewiec przeżywał okres prosperity, najważniejsze gonitwy sezonu obserwowała kilkudziesięciotysięczna widownia zgromadzona na trzech trybunach. Niestety, zarządcy państwowego, wpisanego do rejestru zabytków obiektu nie inwestowali w jego remonty, więc z roku na rok zabytkowa substancja oraz infrastruktura systematycznie niszczały. W 1989 r. służewiecki hipodrom znalazł się na równi pochyłej.

W 2001 r. Sejm uchwalił ustawę o wyścigach konnych, na mocy której powołany został do życia Polski Klub Wyścigów Konnych. Klub ma status państwowej osoby prawnej, a jego działalność nadzoruje minister rolnictwa. Skarb Państwa powierzył PKWK wykonywanie niezbywalnego prawa własności zabytkowego obiektu. PKWK daremnie szukał inwestora strategicznego, mijały lata i w 2007 r. Służewiec znalazł się na skraju przepaści. Na tory wszedł syndyk i rozpoczął wyprzedaż skromnego majątku.

Kiedy najwięksi nawet optymiści złożyli broń i szykowali się uroczystego pogrzebu wyścigów konnych w Polsce, zdarzył się cud. W 2008 r. zabytkowy obiekt przejęła w 30-letnią dzierżawę spółka Totalizator Sportowy, której jednoosobowym udziałowcem jest Skarb Państwa. Architektem porozumienia pomiędzy PKWK a TS był ówczesny wiceminister skarbu Michał Chyczewski, ursynowianin, były radny tej dzielnicy. Powołano Oddział TS Służewiec - Wyścigi Konne, którego kierownictwo rozpoczęło proces reaktywacji zabytku. Za wyścigowy mur na powrót wracało życie. Służewiec został wpisany w cykl gonitw światowego festiwalu konia arabskiego, który rozgrywany jest corocznie na trzech kontynentach. Pojawili się goście z zachodniej Europy, którzy jednomyślnie uznali służewiecki hipodrom za jeden z najpiękniejszych w Europie. Podobne opinie wygłosili m. in. Thomas Hays, dyrektor Emerald Development Group, która jest budowniczym toru wyścigowego w Dubaju, jak również Joe Flynn, przewodniczący International Horse Racing Entertainment w Lexington (Kentucky USA) i kilkunastu zachodnich dżokejów goszczących na Służewcu.

Wyścigi konne na służewieckim torze obsługują dwa odrębnie funkcjonujące podmioty – Totalizator Sportowy jest organizatorem gonitw i fundatorem nagród, natomiast PKWK ma m. in. dbać o czystość rozgrywanych wyścigów, opracowywać regulaminy, prowadzić szkolenia jeźdźców i udzielać licencji. Zgodna współpraca tych podmiotów zakończyła się wraz z wyborem w ubiegłym roku Agnieszki Marczak na funkcję prezeski PKWK. Nowa prezes powierzyła stanowisko głównego specjalisty Tomaszowi Kwiatkowskiemu. Jest on prawnikiem, dobrze zna materię jaką są wyścigi konne, w poprzednim systemie związany był z podziemnym ruchem wydawniczym, współpracował także z Ruchem Obrony Praw Człowieka i Obywatela. Po latach okazało się, że współpracował nie tylko z ROPCiO. W dniu 16 maja 2003 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie ostatecznie uznał Kwiatkowskiego za kłamcę lustracyjnego. Sąd Najwyższy oddalił skargę kasacyjną adwokata, który na dziesięć lat musiał odejść z palestry. W ustnym uzasadnieniu wyroku ujawniono, że w latach 1974-75 Kwiatkowski był formalnie agentem SB, natomiast za czasów studiów w latach 1969-70 udzielał SB informacji, ale nie był zarejestrowany jako agent.

Szybko okazało się, że Marczak udzieliła Kwiatkowskiemu wyjątkowo szerokiej autonomii. To głównie on z upoważnienia prezeski prowadził korespondencję z dyrekcją Oddziału Służewiec TS, często wkraczając w obszar zarezerwowany dla organizatora gonitw oraz dzierżawcy i administratora 137-hektarowego obiektu. Tłumaczył to koniecznością sprawowania nadzoru właścicielskiego i wykorzystywał fakt, że w systemie prawa krajowego brak jest jednoznacznej definicji takiegoż. Ale istnieje definicja formalnoprawna, która powiada, że nadzór właścicielski obejmuje tylko relacje między właścicielami podmiotu a osobami nią zarządzającymi. Tak się składa, że właścicielem służewieckiego hipodromu nie jest PKWK, tylko Skarb Państwa. Klubowi jedynie POWIERZONO "wykonywanie niezbywalnego prawa własności" zabytkowego obiektu. Zadaniem kierownictwa państwowej osoby prawnej (taki status nadano w ustawie PKWK) nie powinno więc być sprawowanie nadzoru właścicielskiego, lecz czuwanie nad realizacją każdego punktu umowy dzierżawy zawartej z TS na 30 lat w maju 2008 r. Taką opinię przedstawił nam zaprzyjaźniony z redakcją profesor nauk prawnych, emerytowany wykładowca na Wydziale Prawa i Administracji UW. Potwierdzeniem może być opinia sejmowych prawników z BAS (www.sejm.gov.pl/Sejm.nsf/BASLeksykon).

Tomasz Kwiatkowski kieruje wydziałem organizacyjnym PKWK. Do jego obowiązków należy m. in. nadzór nad wykonywaniem przez dzierżawcę (TS) postanowień umowy dzierżawy, co jest zgodne z opinią wyrażoną przez profesora – a nie sprawowanie nadzoru właścicielskiego, bo to leży w gestii reprezentującego Skarb Państwa szefa resortu. Kwiatkowski ma w zakresie swoich obowiązków także "nadzór nad orzecznictwem komisji technicznej i komisji odwoławczej". Jednak na tym polu pan mecenas wykazuje o wiele mniejszą inicjatywę, choć wyczyny służewieckich stewardów wołają o pomstę do nieba i stawiają Służewiec w roli europejskiego wyścigowego zaścianka gdzie królują chaos i bezprawie.

W minioną niedzielę członkowie Komisji Technicznej przeszli samych siebie. Podczas wychodzenia koni na bieżnię do gonitwy ósmej koń Bronislav zrzucił starszego ucznia Joannę Wyrzyk, w wyniku czego amazonka doznała obrażeń. Ambulans medyczny –  po udzieleniu poszkodowanej pierwszej pomocy – wezwał karetkę pogotowia celem przewiezienia jej do szpitala. Po trwającej kilka minut próbie schwytania luźno biegającego po torze Bronislava został on rozsiodłany na bieżni toru przez trenera Adama Wyrzyka, który wszedł na bieżnię bez zgody organizatora wyścigów konnych. Bez polecenia i zgody sędziego startera koń został odprowadzony przez obsługę stajenną na padok. Następnie spiker ogłosił, że decyzją Komisji Technicznej po zmianie i zważeniu dżokeja Tomáša Lukáška Bronislav weźmie udział w gonitwie, choć wcześniejszy komunikat mówił o wycofaniu tego konia. Zmiany jeźdźca dokonał trener Adam Wyrzyk.

KT zezwoliła zatem na zmianę jeźdźca innej kategorii (ze starszego ucznia Joanny Wyrzyk na dżokeja Tomáša Lukáška), rażąco naruszając tym samym §55, ust. 2 regulaminu wyścigów konnych, który ma brzmienie: "Jeżeli jeździec po zważeniu uległ wypadkowi, przewodniczący KT może zezwolić, aby konia dosiadał inny jeździec tej samej kategorii". Zdaniem znawców przedmiotu stewardzi naruszyli także §59, ust. 1 oraz §67, ust. 1 regulaminu. Bronislav wygrał wyścig, bijąc faworytkę klacz Choupette. Trenerka klaczy Małgorzata Fabiańska, za pośrednictwem sędzi u wagi, złożyła telefonicznie w KT protest, ale zanim dotarła na wieżę sędziowską, stewardzi już zatwierdzili wynik gonitwy. Nie wysłuchano składającej protest trenerki, nie ogłoszono publiczności przez głośniki faktu złożenia protestu, co jest skandalem. Na trybunach zapanował chaos, krążyły sprzeczne informacje, kompletnie zdezorientowani gracze na przemian zwracali w kasach bilety, aby po kilku minutach ponownie je kupować.

Po fakcie łaskawie zezwolono trenerce na złożenie pisemnego protestu. Stewardzi odrzucili go, a uzasadnienie ich decyzji należałoby oprawić w ramki i wywiesić w widocznym miejscu jako antyreklamę wyścigów konnych. Stwierdzili mianowicie,  że "w tym czasie dżokej Lukášek był jedynym dostępnym jeźdźcem, który spełniał warunek związany z wagą w tej gonitwie”. Jest to kłamstwo, bowiem w dżokejce przebywała wówczas starszy uczeń Karolina Kamińska, która mogła zgodnie z przepisami dosiadać ogiera Bronislav. Jako dowód trenerka załączyła oświadczenie Kamińskiej będące świadectwem jej dyspozycyjności w tym czasie. Kuriozalne jest również stwierdzenie w uzasadnieniu werdyktu KT, że "ta zmiana nie naruszyła zasady równości szans koni”. Trudno wyczuć, czy stewardzi kpią, czy też o drogę pytają. Jak można porównać umiejętności amazonki - uczennicy z umiejętnościami wytrawnego, mającego za sobą występy na zagranicznych torach dżokeja?! Na trybunach zaczęto dywagować, skąd taka pobłażliwość stewardów w odniesieniu do ogiera Bronislav. Ktoś wreszcie doczytał się w programie gonitw, że jest on własnością... prezeski PKWK Agnieszki Marczak. Zapanowała ogólna wesołość, posypały się szydercze komentarze i złorzeczenia.

Nie jest to pierwsza wpadka służewieckich stewardów, ale po raz pierwszy tak spektakularna i aż tak oburzająca. W opisanym przypadku użycie sformułowania "naruszenie przepisów" byłoby zbyt delikatne – w niedzielę dopuszczono się bowiem nie naruszenia regulaminu, który jest za wyścigowym murem lokalnym prawem, ale dokonano na nim brutalnego gwałtu. Przepisy zostały dosłownie splugawione, a najgorsze jest to, że minęły trzy dni i nie ma reakcji osób sprawujących nadzór nad orzecznictwem KT. Na stronie internetowej PKWK nie było do środy żadnej wzmianki o tym ubolewania godnym incydencie. Gdzie są prezeska Marczak i działający z jej upoważnienia Tomasz Kwiatkowski? Już tego samego dnia jedno z nich powinno wezwać przewodniczącego KT Piotra Czarneckiego na dywanik i zażądać od niego szczegółowych wyjaśnień. Na każdym szanującym się torze główny steward po takim wybryku byłby natychmiast odwołany lub przynajmniej zawieszony w pełnieniu funkcji.

Tymczasem kierownik działu organizacyjnego PKWK – miast z pełną bezwzględnością tępić przypadki naruszania przez sędziów zapisów regulaminu – zajmuje się pisaniem skarg do zarządu TS i przewodniczącego rady nadzorczej spółki, formułując w nich poważne zarzuty pod adresem dyrektora Oddziału Służewiec. Usiłuje również wywierać presję na członków Rady PKWK, co spotyka się z coraz większą dezaprobatą radnych. Pan Michał Romanowski wystosował ostatnio list protestacyjny do przewodniczącego Rady i przesłał dokument do wiadomości Passy: "Szanowny Panie Przewodniczący, sugerowałbym zwrócenie się do prezes PKWK o przywołanie do porządku jej pracownika Pana Tomasza Kwiatkowskiego. Niedopuszczalnym jest, aby szeregowy pracownik klubu uzurpował sobie prawo uczestniczenia w pracach Rady, nie mając do tego jakichkolwiek uprawnień... Próba wywierania presji na Radę jest działaniem, które nie może być absolutnie tolerowane... Tworzenie w ramach PKWK instytucji "szarej eminencji" wykracza, zdaje się, poza ramy ustawy o wyścigach konnych i statutu PKWK?! Przyzwolenie Rady na bycie "musztrowaną" przez osobę, której przeszłość raczej nie należy do najchlubniejszych kart polskiej historii..., nie licuje w żaden sposób z powagą tego gremium... Spróbujmy przynajmniej zachować resztki szacunku dla instytucji wyścigowych, które ostatnio mieszane są z błotem. Z poważaniem Michał Romanowski, Wiceprzewodniczący Rady PKWK".

Czym może zakończyć się niedzielny incydent? Skandalem i poważnym uszczerbkiem na wizerunku polskich wyścigów konnych. Sabina i Salih Plavac, właściciele klaczy Choupette, to ludzie zamożni i potrafiący walczyć o swoje. Z ich relacji wynika, że nie mają zamiaru odpuścić. Wpierw złożą zażalenie na werdykt KT do Komisji Odwoławczej, a jeśli tam nie znajdą sprawiedliwości sprawa zakończy się w sądzie. Biorąc pod uwagę zaistniałe fakty raczej nie może być mowy o przegraniu przez nich procesu. Jeśli jednak KO uchyli werdykt kolegów z KT, na co większość wyścigowego środowiska liczy, dojdzie do swoistej schizofrenii - zwycięzcą gonitwy będzie ogier Bronislav, a nagrodę za pierwsze miejsce odbiorą właściciele klaczy Choupette. Wyścigowym fachowcom na Zachodzie trudno byłoby wytłumaczyć, o co w tym wszystkim chodzi.

W środę 16 września około godz. 13.00 Rada PKWK głosami 13 "za", 11 "przeciw", przy jednym głosie wstrzymującym się odwołała Agnieszkę Marczak z funkcji prezeski PKWK. Los Marczak zostanie przypieczętowany w ministerstwie rolnictwa i rozwoju wsi, bo to szef tego resortu na wniosek Rady jockey clubu powołuje lub odwołuje prezesa. Oficjalnej decyzji należy spodziewać w ciągu kilku najbliższych dni. Wszystko wskazuje na to, że po odwołaniu Marczak wyścigowe środowisko ogłosi żałobę. Była ona dla pasjonatów wyścigów konnych wielką nadzieją,  przysłowiowym Nowym, które miało wprowadzić polskie wyścigi na europejskie wody i nadać im odpowiedni rozpęd. Rozczarowanie rokiem rządów pani prezes jest ogromne - chaos, brak nadzoru nad orzecznictwem  sędziów i tolerowanie kuriozalnych orzeczeń (m. in. orzeczenia KO nr 19/2015 i 20/2015), brak reakcji na masowe skargi poddające coraz ostrzejszej krytyce radosną twórczość nowo powołanego handikapera, doprowadzenie do konfliktu na linii PKWK - dyrekcja Oddziału Służewiec TS, tolerowanie prób ingerowania podległego jej najemnego pracownika w prace Rady PKWK, czy finansowa rozrzutność (pomysł dofinansowania 25. członkom Rady wyjazdu do Paryża na październikową gonitwę Łuk Triumfalny). Wkrótce członkowie Rady PKWK będą wybierać nowego prezesa. Oby był to ktoś niekonfliktowy, potrafiący rozmawiać z każdym – od szeregowego pracownika stajni począwszy, poprzez trenerów, jeźdźców, właścicieli koni i hodowców, na organizatorze gonitw i 30-letnim dzierżawcy służewieckiego hipodromu kończąc.

Wróć