1.
Był raz grafoman, wierszokleta,
Dziennikarzyna z bożej łaski.
Lecz się przedstawiał: wieszcz, poeta,
I ciągle czekał na oklaski.
Choć jego wierszy nikt nie czytał,
On niepowodzeń znał przyczynę!
Zmowa! Grubymi nićmi szyta!
Jeszcze - odgrażał się - wypłynę!
Podkreślał stale swe zasługi,
Że on jedyny pisze z sensem,
Sam się ogłosił raz i drugi,
Że niby polskim jest Brassensem.
Mając, jak twierdził, lekkie pióro,
Oceny podjął się z ochotą,
Co dobrą jest literaturą,
A szczerze mówiąc, był idiotą.
2.
Był raz kabotyn, aktorzyna,
Przez całe życie grał ogony,
Lecz to nie moja – mówił – wina,
Że jestem wciąż niedoceniony.
Nikt do teatru nie chciał chodzić,
Oprócz lizusów i klakierów,
Lecz przekonywał: nic nie szkodzi,
To spisek bandy reżyserów.
Innych nazywał szmirusami,
Albo wyrażał się z przekąsem,
Kpił w żywe oczy, a czasami
Złośliwie mruczał coś pod wąsem.
Czy to był Hamlet czy Medea,
Do złej gry robił dobrą minę.
Chwalił się: zrobię dobry teatr!
Ale, niestety, był kretynem.
3.
Był raz szarpidrut, muzykancik,
Blade pojęcie miał o jazzie.
O mistrzach mówił: dyletanci,
A sam rzępolił ile wlezie.
Choć jego grania nikt słuchał,
Grał w swym mniemaniu pierwsze skrzypce.
Czeka mnie – mówił – niezła fucha,
O władzy śniąc i złotej rybce.
Choć słoń nadepnął mu na ucho,
Wielkiego znawcy przyjął pozę,
Dziś z talentami – rzekł – jest krucho,
Tylko ja jestem wirtuozem.
Wmawiał, że jest muzycznym tuzem,
Choć był podrzędnym muzykantem,
Zapewniał: ja gram dobrą muzę!
A tylko zwykłym był palantem.
4.
Był raz pacykarz, beztalencie,
Malował straszne bohomazy,
Lecz przekonany, że ma wzięcie,
Wystawiał wszędzie swe obrazy.
Nikt tych obrazów nie oglądał,
Świeciły pustką wernisaże,
Winę w kolejnych widział rządach,
Mówiąc: ja jeszcze wam pokażę!
Wszędzie miernoty i nieuki,
A ja? Świat jeszcze o tym nie wie,
Że to prawdziwe dzieła sztuki.
Reszta – gryzmoły i badziewie.
O innych mówić zwykł z pogardą,
Ja się – rzekł – znam na dobrej sztuce!
Swój kicz nazywał awangardą,
A był zwyczajnym, pardon, bucem.
5.
Był raz polityk, nieudacznik,
Z rozdętym ego, z kompleksami.
Z nim osobnicy dość dziwaczni,
Nieudacznicy tacy sami.
Zebrał do kupy pacykarzy,
Niedocenionych wierszokletów,
Wziął dyletantów, dobrał łgarzy,
Wiedząc, że nie brak im tupetu.
Obiecał im: będziecie wielcy!
Sam przy tym się dowartościował.
Więc maszerują wierni strzelcy,
Historię pisać chcą od nowa.
A polityczna kusi scena,
Więc większość poszła jego tropem,
By ponoć z woli suwerena
Naprawiać Polskę, świat, Europę.
Dobrał frustratów, kabotynów,
Zawistnych, mściwych oszołomów.
Omamił, wezwał ich do czynu:
My nie poddamy się nikomu!
Dał szansę wszelkim grafomanom
I sam cytuje hasła wzniosłe,
To wszystko nazwał Dobrą Zmianą.
A jest zwyczajnym tylko posłem.
© MKWD (Muzyczny Kabaret Wojtka Dąbrowskiego)