Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Co dalej z Unią?

29-06-2016 21:31 | Autor: Andrzej Celiński
Wynik brytyjskiego referendum to zapowiedź katastrofy dla Wyspiarzy, Europa może się wybronić. Choć to cios dla wielkich nadziei wyrosłych ze straszliwych doświadczeń I i II wojny światowej, dwóch populistycznych u swych źródeł, zbrodniczych w efekcie autorytaryzmów i przekonania największych umysłów ówczesnej Europy o konieczności stworzenia wspólnoty, która nie będąc w konflikcie z pierwiastkiem narodowym otworzy nową perspektywę łączącą ludzi na bazie człowieczeństwa, obok narodowych tożsamości.

Coś się wypala. Z jednej strony wielki kryzys pracy – pochodna globalizacji i liberalizacji obrotu gospodarczego w skali świata. Erozja regulacyjnej dla relacji kapitał-praca funkcji polityki. Ta, zamknięta w gorsetach narodowych państw, nie ma instrumentów zdolnych równoważyć potęgę wielkich korporacji. Także, częściowo pochodny, kryzys moralności: nigdy różnice dochodowe nie były tak absurdalnie wielkie. Niczym, poza wadliwą konstrukcją prawa, szczególnie w zakresie podatków, ale i w innych dziedzinach nie uzasadnionych. Na pewno nie względami gospodarczymi. Masywne, niekontrolowane migracje – „zewnętrzne”, spoza europejskiego kręgu kulturowego. I „wewnętrzne”, pomiędzy krajami Unii, ale przecież jednostronne i grabieżcze. Ani Polacy, ani Romowie ze Słowacji, Węgier i Rumunii, ani Bułgarzy, ani Rumuni nie wypracowali tych zasobów, które dzisiaj finansują brytyjski socjał.

Z drugiej strony nuda. Brak porywającej dobrej idei wyzwala piekielne idee. Te łyse pały, wytatuowane czerwone karki, nabite sterydami bicepsy, małe móżdżki ubrane w obciskające śmiesznie tłuste uda wyjściowe krótkie gacie z nudy przede wszystkim się biorą. Pół wieku i jeszcze dziesięć lat pokoju. Potrzeba pokazania swej wartości. Tym większa, im ta wartość, obiektywnie, niższa.

Jedno i drugie: wielki, „strukturalny” kryzys kapitalizmu (nie „in capitalism” lecz „of capitalism”, co niezrównanie groźniejsze w społecznych konsekwencjach) i nuda, to efekt zastoju Unii, jej dreptania w miejscu, braku pomysłu - co dalej?

W wymiarze doraźnym – przeciwnie niż przywódcy Niemiec i Francji – nie spieszyłbym się z realizacją, ze strony Unii, wyniku brytyjskiego referendum. Nie poganiałbym.

Przekaz jednak powinien być jasny: nie liczcie na to, że wasz Brexit zamieni się w skuteczne narzędzie negocjacji. Lepszych warunków nie będzie.

Razem możemy gadać o Europie przyszłości, o Unii także z wami, jeśli przemyślicie raz jeszcze swoje decyzje, ale bez nacisku i bez pośpiechu, o jej rozwoju, ale już bez specjalnej taryfy dla Wysp. Zresztą ten model finansowania polityki spójności, a więc i wasz finansowy udział, już się wyczerpał. Razem musimy stawić czoła rzeczywistym wyzwaniom: niekontrolowanym migracjom, zmianom klimatycznym wynikającym z działalności człowieka, kwestii pracy i sensu życia młodych, podziału dochodu, energii, bezpieczeństwu międzynarodowemu, konkurencyjności Europy i standardom jakości. Znów musimy przemyśleć co wspólne, a co rozłączne i jak to, co wspólne, finansować. Tu przede wszystkim kwestie zdrowia i edukacji. W różnych możliwych kontekstach,  z których emerytalny, kto wie, czy nie jest najistotniejszy.

To mógłby być dobry czas dla Polaków. Czas wielkich zmian dla ambitnych, przepełnionych energią, wolnych w swoim myśleniu od stereotypów ludzi może być czasem nadzwyczaj korzystny. Pod warunkiem, iż wypracowywane przez nas propozycje wyzbędą się tej dość skrajnej formy narodowego egoizmu, który wypełnia pod korek polską debatę o Europie. Jeśli zrozumiemy, że Europa narodów politycznie zjednoczona, kulturowo zróżnicowana, ale zbudowana na fundamencie zachwytu nad wartością jednostki, czyli, w języku konkretu na respekcie dla praw i wolności człowieka jest szansą dla nas i realnym planem jedynie wtedy, kiedy korzyści i koszty rozkładają się mniej więcej równo, wówczas będziemy słuchani. W przeciwnym wypadku ani się obejrzymy jak Niemcy, kraje Beneluksu, Francja i Włochy w ścisłym związku z Danią, Szwecją i Austrią, a także szybko nadrabiającą dystans Hiszpanią odjadą nam tak, że dystans nie da się już odrobić przez stulecia.

Wróć