Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Czarne chmury nad organizatorem zakładów wyścigowych

14-11-2018 21:20 | Autor: Tadeusz Porębski
Zakłady wzajemne zaliczane są do szeroko rozumianego hazardu, czyli typowania i obstawiania pieniędzy na wynik konkretnego wydarzenia, najczęściej sportowego. Organizacją i sprzedażą zakładów na wyścigi konne, m. in. na torze Służewiec zajmuje się Traf, spółka z grupy kapitałowej Totalizatora Sportowego. Nad spółką zbierają się ostatnio czarne chmury.

Prezesem zarządu Traf – Zakłady Wzajemne Sp. z o.o. jest od wielu lat Tomasz Cekała, w przeszłości krytykowany przez nasz tygodnik za uporczywe realizowanie własnych wizji, które – niestety – nie przynosiły spodziewanych efektów. Chodzi przede wszystkim o wprowadzenie do poszczególnych zakładów zbyt wysokich stawek podstawowych, co niekorzystnie odbiło się na grze i popularności końskiego totalizatora, ponieważ znacznie zmniejszyła się przez to wysokość pul w poszczególnych zakładach, a tym samym liczba graczy na Służewcu. Warto przypomnieć, że na początku pierwszej dekady nowego wieku stawki we wszystkich rodzajach gier wynosiły 2 złote. Mimo kiepskiej sytuacji Służewca (ogłoszona upadłość, w 2007 r. na tory wszedł syndyk) obroty w końskim totalizatorze owocowały pulami kwint nawet do 100 tys. zł, o czym dzisiaj Traf może tylko pomarzyć. W 2008 r. Służewiec został przekazany w 30-letnią dzierżawę spółce Totalizator Sportowy. Gracze widzieli w zamożnej państwowej spółce męża opatrznościowego polskich wyścigów konnych. Szybko przekonali się jednak, że na oczekiwany progres tej wyjątkowo widowiskowej dyscypliny sportu trzeba będzie długo czekać.

Nietrafione podwyżki

W 2010 r. podniesiono wysokość stawek w grach pojedynczej, dwójkowej i porządkowej z dwóch na trzy złote. Gra jeszcze jakoś się kleiła i pule kwint na poziomie 40–50 tysięcy były na porządku dziennym. W ostatnim dniu wyścigowym sezonu 2013 padł rekord – pula kwinty osiągnęła w wyniku kumulacji wysokość 330 tys. zł. Nietrafione wówczas pule w tym zakładzie wynosiły kolejno: 20, 51, 125 i 203 tysięcy. Taką samą wysokość puli kwinty zanotowano w 1999 r., po dwóch kwintach nietrafionych. Dwóch, a nie trzech czy czterech. To najlepszy dowód na to, że im niższa stawka, tym wyższe obroty. W 2015 r. z dwóch na trzy złote podwyższono stawkę w zakładach złożonych – trójce, czwórce, tripli, kwincie i w dubli. Z obserwacji wynikało, że podwyżka przyjęła się jedynie w tripli, której obroty pozostały mniej więcej na dotychczasowym poziomie. Siadła natomiast gra w czwórkach i w kwincie. Wywindowanie stawki do pięciu złotych w najpopularniejszym zakładzie, jakim jest porządek, wywołało wściekłość graczy. Jednak dla Tomasza Cekały gracz – na całym świecie sól każdego toru wyścigowego – jest nikim. Pan prezes od zawsze realizował i nadal realizuje wyłącznie wizje własne.

Cekała wyspecjalizował się w drenowaniu kieszeni bywalców Służewca, w większości osób starszych – emerytów i rencistów, którzy przychodzą tam od lat, by kibicować i bawić się grą w konie. Systematycznie podnosząc stawki w poszczególnych zakładach, szef spółki Traf powoli przekształcał zabawę wyścigami konnymi w twardy hazard. Miast przyciągać na Służewiec młode pokolenie, odstraszał je wysokimi stawkami. Z miesiąca na miesiąc zmniejszała się liczba amatorów bywania na zabytkowym hipodromie. Wielu graczy pamiętających czasy świetności Służewca z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych odeszło, ponieważ nie stać ich było na sprostanie wysokim wymogom, wprowadzanym w końskim totalizatorze przez prezesa Cekałę. Zabrakło też atrakcyjnej oferty mogącej przyciągnąć na zabytkowy hipodrom tłumy. Dzisiaj, poza galami typu Wielka Warszawska, Derby czy Dzień Arabski, zmodernizowana za miliony złotych trybuna honorowa świeci pustkami.

Wkroczyła służba celna...

Niektóre pomysły Tomasza Cekały ocierają się wręcz o kryminał. Podczas Dnia Arabskiego pan dyrektor wprowadził zasadę, o jakiej nie słyszeli najstarsi nawet wyścigowi górale. W namiocie VIP wywindowano podstawową stawkę w zakładzie porządkowym do poziomu 15 zł! Żeby zagrać za obowiązującą na Służewcu stawkę 5 zł, trzeba było przejść kilkaset metrów do trybuny środkowej. O różnej stawce podstawowej na tym samym torze nie słyszano od Epsom, poprzez Churchill Downs w Kentucky i Sha Tin w Hongkongu, po Racecourse w Tokio. To ewenement w skali światowej. Masowy exodus graczy dał widać Cekale do myślenia, bo nieco obniżył stawki i wprowadził do gry septymę (prawidłowe wytypowanie zwycięskich koni w siedmiu kolejnych gonitwach), co ożywiło grę. Nadal jednak utrzymał zbyt wysoką stawkę 3 zł w zakładach trójkowych i czwórkowych, choć gołym okiem widać, że obniżenie jej do 2 zł natychmiast zaowocowałoby zwiększeniem pul w tych zakładach. Wielokrotnie apelowaliśmy do szefa spółki Traf, by skorzystał ze sprawdzonych wzorców na Zachodzie, gdzie można obstawiać końskie zakłady za pół, a nawet za ćwierć stawki, bawiąc się w ten sposób grą. Był to głos wołającego na puszczy.

W ubiegłym tygodniu do biur Trafu wkroczyli funkcjonariusze Służby Celnej, do których należy m. in. wykonywanie zadań wynikających z ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych. Spodziewaliśmy się kontroli celników, ponieważ w spółce Traf źle się dzieje. Konkretnie, łamany jest zatwierdzony w 2017 r. przez Ministerstwo Finansów regulamin gier obowiązujący na służewieckim torze. Niestety, nie są to odosobnione przypadki. W opracowanej przez spółkę Traf i kolportowanej na torze ulotce "Jak grać" widnieje zapis: "Zakład czwórka jest przyjmowany w gonitwach, w których uczestniczy co najmniej 8 koni". Jest to zakład, w którym należy poprawnie wytypować kolejność czterech pierwszych koni na celowniku. Powyższy zapis jest przejrzysty: "czwórka" może być rozgrywana wyłącznie przy udziale co najmniej (to bardzo istotny element tego zapisu) ośmiu koni.

W dniu 25 czerwca 2017 r. w gonitwie 6. rozegrano jednak "czwórkę" w wyścigu siedmiokonnym (ogier Elios został wycofany). Gracze prawdopodobnie nie zauważyli, że można obstawiać "czwórkę", ponieważ od lat mają wpojoną do głowy zasadę, że ten zakład obstawia się tylko w gonitwach z udziałem co najmniej 8 koni. Ktoś jednak typował i trafił inkasując 1366,80 zł. Sytuacja powtórzyła się w dniu 23 września br. Jednak prawdziwym skandalem należy nazwać to, co nastąpiło w tegorocznej gonitwie Wielka Warszawska. Do wyścigu zapisano 9 koni, ale 2 zostały wcześniej wycofane. Pozostało zatem tylko 7 uczestników wyścigu, więc zgodnie z zapisem na ulotce "czwórka" nie powinna być rozgrywana. A została rozegrana. Mało tego, jedną z dwóch dotowanych "czwórek" w wysokości 5 tys. zł trafił Maciej H., pracownik... spółki Traf. To żadna tajemnica, ponieważ pan H. wcale nie krył się z wygraną, co może potwierdzić wielu świadków.

Co z tą czwórką?

Jest niewyobrażalnym skandalem to, że mający na bieżąco podgląd "gry", a więc ułatwione zadanie, pracownik spółki organizującej koński totalizator oficjalnie obstawia zakłady i trafia duże pieniądze w "czwórce", która w ogóle nie powinna być rozgrywana ze względu na zbyt małą liczbę koni uczestniczących w gonitwie. Celnicy kontrolujący Traf powinni zająć się tym przypadkiem. Ale nie tylko. W Trafie jest więcej dziwnie pachnących kwiatków. Jak wyżej napisaliśmy, w ulotce kolportowanej przez tę spółkę na terenie Służewca zamieszczono zapis, że "czwórka" może być rozgrywana w gonitwie, w której uczestniczy co najmniej 8 koni. To w ulotce. A co zapisane jest w opracowanym przez Traf regulaminie gier obowiązujących na torze Służewiec, przepisie wyższego rzędu? W załączniku do regulaminu, w § 2 czytamy: "Zakład czterokonny jest przyjmowany w gonitwach nie wyłączonych z zakładów, w których ma wziąć udział co najmniej 5 koni".

Konia z rzędem temu, kto zrozumie, o co tu chodzi. Co to w ogóle za sformułowanie "w których ma wziąć udział"? Tryb przypuszczający w regulaminie gry? Ma wziąć udział? Ktoś stworzył duże pole do dowolnej interpretacji tego zapisu, oczywiście dla własnej korzyści. To po pierwsze. Jak można było dopuścić do sytuacji, by dwa zapisy stworzone przez jeden i ten sam podmiot organizujący koński totalizator wzajemnie się wykluczały? Jak można w tak podstępny sposób manipulować grą, w której uczestniczą prywatni inwestorzy? Bo dwa wzajemnie wykluczające się zapisy w regulaminie powodują, że "czwórka" jest rozgrywana nie wedle ustalonych i zapisanych żelaznych prawideł, ale wedle widzimisię organizatora gry. Jest to niedopuszczalne. To po drugie. Jak można było dopuścić, by pracownik organizatora zakładów wzajemnych w sposób oficjalny uczestniczył w grze? To po trzecie. Jak to możliwe, że prezes hazardowej spółki zależnej, czyli Trafu, jest jednocześnie dyrektorem obszaru sprzedaży w spółce – matce, czyli w Totalizatorze Sportowym? To po czwarte. I na koniec: gdzie jest nadzór spółki – matki nad działalnością spółki zależnej?

Domyślamy się jak Tomasz Cekała będzie odpierał zarzut rozgrywania "czwórek" przy udziale w gonitwach mniej niż ośmiu koni. Bełkotliwe tłumaczenie rozchodzi się bowiem od dłuższego czasu po torze: "Konie zostały wycofane zbyt późno, by unieważnić zakład". Bzdura. Cytujemy treść paragrafu 6, punkt 4 obowiązującego regulaminu: "Traf może bez podania przyczyny, najpóźniej 5 minut przed rozpoczęciem gonitwy, odwołać przyjmowanie zakładów w tej gonitwie... Uczestnikom przysługuje zwrot stawek". Zgodnie z regulaminem, "czwórka" może zostać rozegrana przy udziale mniej niż ośmiu koni jedynie w takim przypadku, jeśli jeden (kilku) uczestników gonitwy zostanie wycofanych NA STARCIE z dyspozycji startera, bądź lekarza weterynarii. W każdym innym przypadku (wycofanie konia przez trenera dzień wcześniej lub nawet w dniu gonitwy) "czwórka" nie może być rozgrywana, jeśli w wyścigu uczestniczy mniej niż 8 koni.

Gdzie diabeł nie może...

Zbliżający się weekend będzie ostatnim wyścigowym weekendem w sezonie 2018. W poniedziałek 19 listopada służewiecki hipodrom zapadnie w zimowy sen, z którego obudzi się dopiero w połowie kwietnia. Będzie to sen niespokojny, bo w nieźle dotychczas funkcjonującym mechanizmie wyścigowym zaczyna coś mocno zgrzytać. Wiosną odwołano ze stanowiska, z dnia na dzień, wieloletniego dyrektora służewieckiego oddziału Totalizatora Sportowego, który przez 10 lat urzędowania stał się wyścigowym ekspertem. Oddział zreorganizowano w taki sposób, że cały obszar Służewca, włącznie z odrębnie dotychczas funkcjonującym departamentem inwestycji, oddano w ręce nowo powołanej dyrektor niemającej bladego pojęcia ani o końskim biznesie, ani o realizowaniu inwestycji. Ta natychmiast zatrudniła zastępcę ds. wyścigów za jedyne 18 tys. zł miesięcznie. Na szczęście jeden z członków zarządu TS odmówił po pewnym czasie finansowania zastępcy, który, mówiąc nawiasem, bywał na torze od wielkiego dzwonu.

Wszystkie zaplanowane inwestycje stanęły, ponieważ nowa dyrektorka nie paliła się zbytnio do roboty, na której się nie znała. Pieniądze na zaplanowane na ten rok inwestycje i remonty nie zostały wykorzystane. Pani dyrektorka zasłużyła się jedynie tym, że w trakcie ledwie półrocznego urzędowania odmówiła kilku firmom wynajmu części Służewca na organizację eventów, przez co TS stracił ponad 2 miliony zł gwarantowanego przychodu. We wrześniu odwołano tę wybitnie utalentowaną menedżerkę i w dyrektorskim gabinecie przy ul. Puławskiej 266 zrobił się wakat.

Wieść gminna niesie, że o wielu planowanych na Służewcu inwestycjach należy zapomnieć z powodu kurczących się środków w kasie TS. A jest co robić. Zmodernizowana za wiele milionów złotych trybuna honorowa z jednej strony cieszy oko, ale z drugiej straszy zrujnowaną dżokejką i odpadającymi tynkami na łączniku z budynkiem dyrekcji. To tak, jakby wstawić osobie bezzębnej piękny porcelanowy "garnitur" tylko w dolnej szczęce, górną pozostawić bez jednego kła i wystawić delikwenta do konkursu piękności. Pilnego remontu wymagają wspomniany wyżej budynek dyrekcji oraz stajnie. Wyremontowano zabytkową łaźnię i przyległe pokoje gościnne, ale nie można z nich korzystać, ponieważ pojawił się grzyb.

Szpiegowski system

Wygasa decyzja o pozwoleniu na budowę biurowca, do którego miała przenieść się spółka Totalizator Sportowy. Wynajmowanie pomieszczeń na ul. Kijowskiej 1 kosztuje w skali roku grube miliony. Zaniechano budowy magazynów, spółka korzysta z wynajmowanych. Również za miliony. Nie realizuje się trafionego pomysłu wybudowania w miejscu spalonego hotelu robotniczego nowego, trzygwiazdkowego o umiarkowanych cenach, który byłby ogólnie dostępny, ale przede wszystkim służyłby pracownikom regionalnych oddziałów TS masowo przyjeżdżających do centrali. Brak własnego hotelu zmusza administrację TS do wynajmowania pracownikom goszczącym w centrali (a jest ich mniej więcej trzydziestu dziennie) pokojów w drogich warszawskich hotelach, co także generuje niemałe koszty.

Stan na dzień dzisiejszy nie nastraja optymistycznie. Kolejny dyrektor służewieckiego oddziału TS, menedżer z Poznania, ma przejąć obowiązki dopiero z dniem 1 stycznia. Ponoć jest sprawnym zarządcą, organizował m. in. Międzynarodowe Zawody Jeździeckie "Cavaliada" oraz Czempionat Koni Arabskich. Za wzorową organizację "Cavaliady" został uhonorowany na Balu Sportowca specjalna nagrodą. Nie miał jednak do czynienia z branżą wyścigową i mieszka z rodziną w Poznaniu, więc zarząd TS powinien już myśleć o utworzeniu stanowiska zastępcy dyrektora dla kogoś znającego wyścigi i zakłady wzajemne. Powinno się również utworzyć etat dla zastępcy dyrektora oddziału ds. inwestycji.

W maju minęło równo 10 lat od przejęcia przez TS w trzydziestoletnią dzierżawę 138–hektarowego obiektu zlokalizowanego ledwie kilka kilometrów od centrum stolicy państwa, ze znakomitym dojazdem z kilku stron. W każdej europejskiej metropolii dzierżawca podobnej perły architektury wycisnąłby z niej przez dekadę 100 proc. posiadanego potencjału i liczył zyski. Ale nie w Warszawie i nie w Polsce. Tu cała wspaniała infrastruktura zabytkowego hipodromu oraz powiązane z nią zakłady wzajemne i wyścigi konne z roku na rok tracą dynamikę rozwoju. O jednym tylko nie zapomniano, mianowicie o zainstalowaniu na wyremontowanej trybunie honorowej – poza koniecznym na tak dużym obiekcie monitoringiem – także kierunkowych mikrofonów. Są to specjalistyczne urządzenia, dzięki którym operator ma możliwość wychwycenia i nagrania dźwięków z dużych odległości w bardzo dyskretny sposób. Mają one być zamontowane także na remontowanej od kilku lat trybunie środkowej. W jakim celu typowo szpiegowskie urządzenia montuje się na torze wyścigów konnych? Odpowiedź na to pytanie pozostawiamy naszym Czytelnikom.

Wróć