Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Czarno widzę Biały Dom

16-05-2018 21:15 | Autor: Tadeusz Porębski
Nie lubię polityki w ogóle, a międzynarodowej w szczególności. To prawdziwe bagno wypełnione kłamstwem, obłudą i hipokryzją. Uprawiając jednak mój zawód, nie sposób od tego tematu całkowicie uciec. Trafiają się bowiem wydarzenia, które mogą realnie wpłynąć na losy całego świata i całej ludzkiej populacji. Bliski Wschód od zawsze był punktem zapalnym, a od 2010 r., czyli od wybuchu "Arabskiej Wiosny", region ten stał się prawdziwą beczką prochu.

Siedzą na niej okrakiem najwięksi militarni i gospodarczy mocarze naszego globu – Stany Zjednoczone, Rosja, Chiny, Niemcy, Francja i Wielka Brytania. Swoje trzy grosze wtrąca posiadający broń jądrową Izrael. I tu częściowo jest pies pogrzebany. Światowi mocarze – bez mrugnięcia okiem – pozwolili Izraelowi na wyprodukowanie i posiadanie nuklearnego arsenału. Natomiast dziesięciokrotnie większemu Iranowi blokuje się rozwój nuklearnego programu.

Dzisiejszy Iran to naturalny następca powstałego w 550 r. przed naszą erą Imperium Perskiego. Państwo ma status Republiki Islamskiej i zaludnione jest przez Persów, Azerów oraz Kurdów. Iran jest trzecim największym eksporterem ropy naftowej w OPEC. Na początku maja irański minister ropy naftowej Bijan Namdar Zanganeh Amir zaznaczył w udzielonym prasie wywiadzie, że "odpowiednią ceną ropy jest przedział 60–65 USD za baryłkę" i zapowiedział działania mające na celu utrzymanie ceny czarnego złota. I tu leży kolejna część pogrzebanego psa – ropa naftowa oraz jej cena. W ubiegły piątek cena ropy Brent oscylowała w granicach 75 USD za baryłkę. Był to efekt spodziewanych sankcji, które mają być nałożone przez USA na Iran. Arabia Saudyjska, wierny sojusznik Amerykanów w tej części świata, uporczywie dąży do osiągnięcia ceny 80 USD za baryłkę. Należy to traktować jako wsparcie dla saudyjskiego giganta paliwowego Saudi Aramco.

Mówiąc krótko – wyeliminowanie z paliwowego rynku tak potężnego eksportera ropy, jakim jest Iran, to znakomity interes dla saudyjskich i amerykańskich koncernów płacących w swoich krajach miliardowe podatki. Większość, w tym kraje Europy, na takim posunięciu traci. Prezydent Donald Trump – w oficjalnym wystąpieniu – poinformował, że Stany Zjednoczone zrywają porozumienie nuklearne z Iranem. Stwierdził, że umowa była "wielką fikcją" i on posiada dowody na to, że Iran naruszył porozumienie. Tymi dowodami ma być zapewnienie wygłoszone ostatnio na specjalnej konferencji prasowej przez premiera Izraela Benjamina Netanyahu, który ogłosił wszem i wobec, że Izrael zdobył dowody na łamanie przez Iran warunków porozumienia.

Tymczasem eksperci wytknęli, iż w prezentacji izraelskiego premiera nie znalazły się żadne nowe informacje, a rzekome dowody nie potwierdzają ani jednej z postawionych przez niego tez. Mamy więc prawdziwe pomieszanie z poplątaniem, które można nazwać kalką wydarzeń z 2003 roku. Ostatnio amerykańska CIA odtajniła pochodzący z tamtego okresu raport, który stał się argumentem usprawiedliwiającym inwazję Iraku, dokonaną przez USA i siły sprzymierzone, w tym Polskę. Wynika z niego, że administracja George'a W. Busha świadomie wprowadzała w błąd opinię publiczną, podobnie jak ekipa premiera Wielkiej Brytanii Tony'ego Blaira. W Iraku nigdy nie znaleziono żadnej broni masowego rażenia, a wspomniana inwazja to wyłącznie wynik politycznych machlojek i chęć wprowadzenia zachodnich koncernów paliwowych na irackie pola naftowe. Po całkowitym zrujnowaniu Iraku "wyzwoliciele" przestali się nim interesować i rozpoczęli poszukiwania kolejnych ofiar. Stały się nimi Libia i Syria. Dysponującego potężnym potencjałem militarnym Iranu na razie nie ruszano. W lipcu 2015 r. podpisano umowę między sześcioma mocarstwami – USA, Francją, Wielką Brytanią, Chinami, Rosją i Niemcami – a Iranem, której celem było ograniczenie programu nuklearnego tego kraju w zamian za stopniowe znoszenie sankcji. Iran ściśle przestrzegał zapisów układu. W ciągu 28 miesięcy obowiązywania umowy międzynarodowi inspektorzy nie stwierdzili istotnych naruszeń jej zapisów przez Iran. Mimo to Trump jednostronnie zerwał układ, stawiając, jak to w zwyczaju Amerykanów, dęte zarzuty pozwalające na nękanie Iranu sankcjami gospodarczymi, a w niedalekiej przyszłości usprawiedliwiające ewentualny atak militarny.

Przykład Kuby pokazuje, że można obronić się tak przed sankcjami USA natury gospodarczej, jak i przed zbrojną napaścią. Fidel Castro rozgromił w 1961 r. w Zatoce Świń oddziały złożone z amerykańskich najemników, mające za cel zdławienie zwycięskiej rewolucji i wprowadzenie na wyspie demokracji à la USA. Nic sobie również nie robił z wprowadzonego w 1960 r. amerykańskiego embarga. Iran wydaje się być dla USA orzechem nie do zgryzienia. To nie jest Kuba, Wietnam, czy Afganistan, gdzie "niezwyciężona" amerykańska armia dostała tęgiego łupnia. Ewentualny atak prewencyjny na Iran byłby katastrofą nie tylko dla Bliskiego Wschodu, lecz dla całego świata. Iran dysponuje bowiem najsprawniejszą armią, z jaką USA miałyby do czynienia od ponad 200 lat. Rakiety, wystrzelone w Teheranie mogą w stosunkowo krótkim czasie dolecieć nawet do... Warszawy.

O militarnej i technologicznej potędze potomków Persów nie wszyscy wiedzą. Świetnie wyposażona marynarka wojenna Iranu jest w stanie błyskawicznie zablokować Cieśninę Ormuz na tak długi okres, by wyrządzić spustoszenie w światowej gospodarce. Skutkowałoby to m. in. gigantycznym skokiem cen ropy naftowej. Irańskie służby wywiadowcze uznawane są za jedne z najlepszych i najskuteczniejszych na świecie. Popierane przez Iran ugrupowania Hezbollah i Hamas mają dużo większe zdolności przeprowadzania ataków terrorystycznych niż Al-Kaida miała kiedykolwiek. A co do zdolności irańskich informatyków, to wiadomo, że są one imponujące i doceniane przez cały świat. Ewentualny atak informatyczny Iranu mógłby spowodować w cyberprzestrzeni wielki chaos, wyłączenie systemów oraz zniszczenie krytycznych danych. Dążenie do konfrontacji z Iranem na obojętnie jakim polu jest więc po prostu wielką polityczną nierozwagą, by nie powiedzieć – głupotą i absolutnym brakiem politycznej wyobraźni.

Donald Trump jest nawet w swoim kraju wyśmiewany i mimo miliardowego majątku uważany za buraka. Jest Amerykaninem z krwi i kości – butnym, wywyższającym się ponad innych, przekonanym o własnej nieomylności, nie szanującym nikogo, nawet własnych sojuszników. Trump powziął decyzję o zerwaniu porozumienia z Iranem, choć nie było po temu żadnych racjonalnych powodów. Tymczasem – jak wynika z publikowanych w Stanach sondaży – zdanie podobne jak prezydent w sprawie umowy z Iranem wyraża ledwie 29 proc. Amerykanów. Amerykański prezydent postawił na swoim, choć europejscy sojusznicy USA nieomal błagali, by nie zrywał umowy. Emmanuel Macron już ogłosił, że „Francja wraz z Niemcami i Wielką Brytanią ubolewa nad tym krokiem”.

Co się stanie, jeśli USA wycofają się z umowy z Iranem i zdecydują o nałożeniu na ten kraj sankcji gospodarczych? Należy założyć, że Teheran wznowi wówczas realizację swojego programu nuklearnego ze zdwojoną mocą, by osiągnąć to, co osiągnął cwany dyktator Korei Płn. – Kim Dzong Un, czyli zmuszenie Stanów Zjednoczonych i Zachodu do prowadzenia rozmów pokojowych. Problem w tym, że w razie fiaska rozwiązania dyplomatycznego może dojść do militarnego starcia. Jeśli Iran rzeczywiście zacznie wzbogacać uran, bardzo możliwe jest rozwiązanie militarne – naloty sił Izraela i USA na irańskie instalacje nuklearne. Prawdopodobnie do tego dąży Donald Trump. Wszak każda nowa wojna (oby tylko nie na własnym terytorium) to dla USA kolejny złoty interes liczony w miliardach dolarów. Biorąc jednakowoż pod uwagę siłę irańskiej armii, taki obrót sprawy groziłby wybuchem zbrojnego konfliktu, który może ogarnąć nie tylko cały Bliski Wschód.

Mam swoje zdanie na temat wyprodukowania przez Iran broni jądrowej. Jest ono tożsame ze stanowiskiem wyrażonym w książce ,,Iran le choix des armes?” przez znanego francuskiego komentatora spraw międzynarodowych François Heisbourga. Postawił on mianowicie tezę, iż od zachowania Teheranu zależy przyszłość nie tylko Bliskiego Wschodu, ale całego świata. Wola przewodzenia w regionie, wyrażana przez Iran, może mieć bowiem całkiem pozytywny wpływ na wydarzenia w tym zapalnym regionie, a posiadanie przez to państwo broni masowego rażenia może, wbrew pozorom, zadziałać pokojowo. Tak, jak to jest w relacjach Indie – Pakistan, odkąd oba państwa posiadają własne arsenały nuklearne. Wielu zagranicznych analityków podpisuje się pod taką tezą. Czemu właśnie Izrael ma mieć monopol na posiadanie na Bliskim Wschodzie broni atomowej? Wszak Iran nie jest państwem nieprzewidywalnym i mniej stabilnym niż miliardowe Indie, czy nękany ciągłymi niepokojami społecznymi Pakistan.

W konflikcie na linii USA – Iran cieszy stanowisko państw zrzeszonych w Unii Europejskiej, które nie zamierzają tym razem ślepo poddać się dyktatowi Trumpa. Widać, iż władczy nakaz Johna Boltona, doradcy Trumpa ds. bezpieczeństwa narodowego, że "europejskie kraje mają kilka miesięcy na wycofanie swoich interesów z Iranu" nie był w smak chociażby Angeli Merkel, Emmanuelowi Macronowi i Theresie May. I dobrze, bo najwyższy czas, by utrzeć nosa próbującym panoszyć się na całym świecie Jankesom. Irańczycy wymierzyli już USA pierwszego pstryczka w nos. Teheran uznał amerykańskiego dolara za walutę niepożądaną i w rozliczeniach międzynarodowych przeszedł na euro. Rozliczenia dolarowe przechodzą bowiem przez amerykańskie banki, co dla Iranu stwarza poważne ryzyko. Z wielką niecierpliwością czekam na kolejne kroki mogące powstrzymać imperialne zapędy lokatorów Białego Domu.

Wróć