Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Czy na Służewcu konie nadal będą się ścigać?

28-10-2015 22:45 | Autor: Tadeusz Porębski
To ważkie pytanie zawisło nad służewieckim torem po ogłoszeniu oficjalnego wyniku wyborów parlamentarnych. Cała władza w państwie idzie bowiem w ręce PiS, którego politycy chyba nie są pasjonatami dyscypliny sportu powszechnie kojarzonego z hazardem.

Zacznijmy jednak od przypomnienia ważnego faktu. Otóż po zakończeniu sezonu wyścigowego 2007 Służewiec stanął nad przepaścią. Syndyk rozpoczął wyprzedaż skromnego służewieckiego dobytku, m.i n. starej zużytej maszyny sportowej oraz bezwartościowych obrazów z końmi na pierwszym planie, wiszących na ścianach budynku siedziby Polskiego Klubu Wyścigów Konnych i w gabinecie jego prezesa. Stało się jasne, że bez pomocy z zewnątrz wyścigi konne w Polsce nie przetrwają. W maju 2008 r. z inicjatywy ówczesnego ministra skarbu Aleksandra Grada i jego zastępcy, ursynowianina Michała Chyczewskiego (obaj z PO) 138-hektarowy zabytek przejął w 30-letnią dzierżawę Totalizator Sportowy, strategiczna spółka skarbu państwa. Utworzono Oddział Służewiec Wyścigi Konne TS i rozpoczęto powolną modernizację kompletnie zrujnowanego obiektu. Sytuacja z roku na rok ulegała normalizacji - sezon wyścigowy trwa od kwietnia do listopada, organizowane są międzynarodowe mityngi (m. in. Dzień Arabski sponsorowany przez szejka ze ZEA), właściciele koni w terminie odbierają pieniężne nagrody, które nie są w imponującej i oczekiwanej przez środowisko wysokości, ale jednak są, zakupiono nowy bezpieczny kanat oraz wyprodukowaną w Australii maszynę startową, wyremontowano trybunę środkową, jak również część mocno naruszonej zębem czasu infrastruktury podziemnej. Po zakończeniu tegorocznego sezonu wyścigowego kompleksowemu remontowi ma zostać poddana trybuna główna przy celowniku.

Śmiałe plany mogą jednak obrócić się wniwecz, ponieważ nikt nie jest dzisiaj w stanie przewidzieć, jaki stosunek do Służewca i samych wyścigów konnych będą miały nowe władze spółki Totalizator Sportowy, a przede wszystkim nowy szef resortu skarbu. Może się zdarzyć, że nowy zarząd wpadnie na genialny pomysł wymiksowania się z zawartej w 2008 r. umowy dzierżawy, uznając to przedsięwzięcie za niezbyt opłacalne i nietrafione z punktu widzenia interesów spółki. Tym bardziej, że od kilku lat narasta agresja części środowiska wyścigowego w stosunku do TS. Prawnik PKWK wypisuje do centrali TS paszkwile na kierownictwo służewieckiego oddziału spółki, Rada PKWK jest podzielona i część jej członków bezustannie wietrzy rzekome afery, a jeden z nich, człowiek wyraźnie zaburzony, niestety z dostępem do jednego z ogólnopolskich mediów, opatruje swoje sensacyjne wynurzenia tytułami w rodzaju "Tajne plany Totalizatora".

Powstał również wyjątkowo agresywny blog pod szumną nazwą "Ratujmy Wyścigi Konne na Służewcu", ale nie sposób dowiedzieć się tam, przed kim założyciele bloga chcą ratować wyścigi. Gdzie jest ów wróg zagrażający tej dyscyplinie sportu. Czytamy tam teksty w rodzaju: "...Ale to samo powinno zrobić środowisko - "porozumienie wyścigowe" - złożyć zawiadomienie do prokuratury, CBA i CBŚ w celu zbadania całości działań Ministerstwa Rolnictwa, Ministerstwa Skarbu, Totalizatora Sportowego (TS) i jego popleczników w sprawie Zespołu Torów Wyścigów Konnych na Służewcu (ZTWK), wyborów prezesa PKWK, itd. A przede wszystkim udokumentowanego czarno na białym, wielokrotnego działania na szkodę osoby prawnej, czyli PKWK i majątku Skarbu Państwa, czyli wyścigów i ZTWK...". Co poetka - autorka powyższych sensacji miała na myśli trudno wyczuć, bo ostatnia kontrola NIK nie wykazała żadnego "udokumentowanego czarno na białym, wielokrotnego działania na szkodę osoby prawnej, czyli PKWK i majątku Skarbu Państwa". Widać doświadczonym i kompetentnym kontrolerom Izby nagle pomieszało się czarne z białym i nie dostrzegli tego, co nawet z oddali widzi autorka wpisu. Cóż za dyletanci...       

Żarty żartami, ale jeśli w ręce nowych władz TS dostaną się powyższe "sensacje", ewidentnie godzące w wizerunek spółki, sen o reaktywacji wyścigów w Polsce może prysnąć niczym mydlana bańka. Nikt nie będzie bowiem zwracał uwagi na to, że powyższe paszkwile są dziełem usilnie poszukujących sensacji grupki socjopatów. Przeważy dbałość o dobre imię spółki oraz rachunek ekonomiczny, bo nawet szanowany "Puls Biznesu" pisał swego czasu, że "Totalizator Sportowy niewiele zyskał na inwestycji w wyścigi konne na Służewcu, a spółka wciąż walczy o jego rentowność". I co wtedy? Wiadomo co - polecenie do resortowych prawników, aby znaleźli szybki sposób wymiksowania się z umowy dzierżawy. Ten proces potrwałby około dwóch lat, więc w roku 2017 odbyłby się uroczysty pochówek wyścigów konnych w Polsce. Tego chce grupka służewieckich sensatów? Jeśli tak, niechaj nadal atakuje, wymyśla afery i opluwa rękę, która w maju 2008 r. uratowała wyścigi i stała się klasyczną kroplówką, dzięki której ta widowiskowa dyscyplina sportu z wiekowymi tradycjami nadal żyje, hodowcy i właściciele koni mogą walczyć o pieniężne nagrody, a trenerzy, jeźdźcy oraz personel stajenny mają stałe środki na utrzymanie.    

My w „Passie” użyjemy wszelkich dostępnym nam sposobów i uruchomimy swoje szerokie kontakty, aby przekonać nowego ministra skarbu, że dalszy mecenat TS nad Służewcem jest działaniem w interesie społecznym, i że miliony złotych inwestowane w modernizację zabytkowej architektonicznej perełki wcale nie są wyrzucane w błoto, lecz wręcz przeciwnie - służą przekazaniu narodowego dziedzictwa kolejnym pokoleniom Polaków. Mamy w zanadrzu bardzo mocny argument - państwo ma obowiązek łożyć na utrzymanie i renowację obiektów wpisanych do rejestru zabytków. Wierzymy, że się uda i Służewiec będzie się rozwijał także pod rządami PiS.

Ratowanie wyścigów konnych widzę zupełnie inaczej niż garstka zacietrzewionych, agresywnych frustratów. Rozwój wyścigów konnych też widzę zupełnie inaczej niż jeszcze urzędująca prezeska PKWK oraz jej totumfacki, pan mecenas, który wykazuje godną podziwu sprawność w naginaniu obowiązujących przepisów, wywoływaniu konfliktów, pisaniu skarg i nie popartych żadnymi dowodami paszkwili na działalność TS. Bo dalszy rozwój Służewca i wyścigów nie dokona się poprzez ciągłe atakowanie możnego mecenasa, lecz harmonijną współpracę na linii Rada PKWK - prezes PKWK - Totalizator Sportowy - minister rolnictwa i rozwoju wsi. Harmonijna współpraca bowiem to opoka i fundament, na którym opiera się przyszłość warszawskiego hipodromu.         

W gronie szkodników znalazł się nieoczekiwanie były służewiecki trener, który swego czasu poszedł w politykę. Był parlamentarzystą dwóch kadencji Sejmu i dwóch kadencji Senatu, jednak w okresie pełnienia mandatu nic nie zrobił dla wyścigów konnych.  Działał mocno w jeździectwie, był nawet prezesem, ale w czerwca br. nagle się wycofał. Prawdopodobnie chodziło o pieniądze wydane na wdrożenie systemu Artemor. Zgodnie z zawartą umową, jeździectwo miało zapłacić za ten niedziałający system 500 tys. zł. Zapłaciło 320 tys. zł, a ówczesny pan senator - prezes nalegał, aby zapłacić kolejną ratę w wysokości 180 tysięcy. Tymczasem zarząd podjął mocno spóźnioną decyzję o przeprowadzeniu audytu funkcjonalno - kosztowego systemu Artemor i o wstrzymaniu kolejnych wypłat do czasu otrzymania wyników. To miało być prawdziwym powodem wycofania się senatora z jeździectwa.

Wtedy zaplanował wynegocjowanie od TS kilku milionów zł dotacji na jeździectwo, aby powrócić do tego środowiska w glorii dobroczyńcy i zbawcy. Nie udało się i prawdopodobnie to jest powodem konfliktu PKWK z organizatorem gonitw na Służewcu. Pan senator jest bowiem bardzo dobrym znajomym wspomnianego wyżej pana mecenasa, totumfackiego odwołanej przez Radę PKWK prezeski polskiego jockey clubu. Dobry los zrządził, że ta nieciekawa postać nie jest już ani posłem, ani senatorem, nie pełni też żadnej znaczącej funkcji w strukturach jeździectwa czy wyścigów konnych.

A odwołana prezeska przechodzi samą siebie, aby tylko wykazać nieskuteczność decyzji Rady w jej sprawie. Ostatnio przysłała nam coś, co zatytułowała sprostowaniem, które wymaga... sprostowania. Pisze w nim np., że nie jest prawdą, iż została odwołana z funkcji prezeski, bo... Uznaje też za nieprawdziwe zamieszczone w Passie informacje o naborze kandydatów na nowego prezesa PKWK i o jego wyborze na środowym posiedzeniu Rady PKWK w dniu 28 października. Jest to klasyczna dyskusja z faktami, a to całkowicie kompromituje tę panią, ponieważ z faktami po prostu się nie dyskutuje.  Faktem bowiem jest, że prezeska została odwołana i jej los znajduje się w tej chwili w rękach ministra rolnictwa. To, czy procedura odwołania była zgodna z przepisami prawa jest, odrębną kwestią, którą rozstrzygnąć może wyłącznie sąd powszechny, a nie pan mecenas, pani prezeska i stronnicy tej pary. Faktem niezbitym jest również, iż w chwili powstawania niniejszej publikacji Rada PKWK przesłuchiwała troje kandydatów na nowego prezesa i po zakończeniu przesłuchań przystąpiła do głosowań nad poszczególnymi kandydaturami. W tej sytuacji zaprzeczenia pani prezeski zawarte w tzw. sprostowaniu skierowanym do redakcji tygodnika Passa można uznać za wytwór chorej wyobraźni i kompletne oderwanie się tej osoby od rzeczywistości.

W środę 28 października około godziny 13.30 Rada PKWK podjęła decyzję w sprawie wyboru nowego prezesa polskiego jockey clubu. W głosowaniu wzięło udział 21 osób uprawnionych, z których 12. zagłosowało za kandydaturą Magdaleny Rutkowskiej, szefowej Hipodromu Sopot. Przewodniczący Rady Tomasz Chalimoniuk uda się do ministerstwa rolnictwa i rozwoju wsi z wnioskiem o powołanie Rutkowskiej na funkcję prezesa Polskiego Klubu Wyścigów Konnych. Ustawa niestety nie precyzuje, w jakim terminie szef rolniczego resortu ma odnieść się do wniosku Rady PKWK. Miejmy nadzieję, że uczyni to bez zbędnej zwłoki.

Wróć