Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Czy nie wstyd wam, mundurowi?

26-07-2023 19:59 | Autor: Tadeusz Porębski
Moje zaufanie do polskiej policji, którym niezmiennie darzyłem tę służbę od transformacji ustrojowej w 1989 r., ostatecznie legło w gruzach. Coraz mniejsze zaufanie mam także do lekarzy, a było ono od dnia moich narodzin 100-procentowe. Oczywiście wrzucenie do jednego wora całego środowiska lekarskiego byłoby krzyczącą niesprawiedliwością, ponieważ miałem i nadal mam kontakty z lekarzami nadzwyczajnymi, traktującymi swój fach nie jako pracę, lecz jako misję, powołanie. Jednakowoż samo życie daje częste świadectwo, że w tym zawodzie jest coraz więcej lekarskiego śmiecia – wręcz szkodników. Ostatnia afera rodem z Krakowa, gdzie policja w wyniku nikczemnej postawy lekarza – donosiciela oprymowała młodą kobietę, która zażyła tabletkę wczesnoporonną, wiąże zawody policjanta, a raczej bezdusznego gliniarza, z lekarzem – donosicielem, mającym za nic tajemnicę lekarską.

W tej sprawie nie są winni interweniujący policjanci, winien jest ich dowódca oraz oficer pełniący wówczas służbę na stanowisku kierowania. To oni wydawali rozkazy, które każdy policjant zobowiązany jest wykonać. Oczywiście ludzie ci nie poniosą żadnej odpowiedzialności za to, że swoją nadgorliwością zmusili podkomendnych do łamania prawa, niemniej jednak ich nazwiska powinny zostać wpisane do „czarnego kajetu”, a kiedy do Polski wróci normalność, nadgorliwość tych panów powinna zostać surowo rozliczona.

Wszystko wskazuje na to, że odpowiedzialności – przynajmniej dzisiaj – nie poniosą również rzecznik prasowy Komendanta Głównego Policji, inspektor Mariusz Ciarka oraz podlegający mu służbowo naczelnik Wydziału Prasowo – Informacyjnego w KGP, podinsp. Andrzej Browarek. Ci dwaj oficerowie – urzędnicy świadomie naruszają zapisy ustawy Prawo Prasowe, nie udzielając od 4 maja odpowiedzi na pytanie zadane przeze mnie w ustawowym trybie. Jest ono bardzo proste, ale (podejrzewam) niewygodne dla policji. Po ponagleniu, które również pozostało bez odpowiedzi, zdecydowałem się pozwać KGP przed oblicze Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Procedura wygląda następująco: skargi (pozwu) nie wysyła się bezpośrednio do WSA, lecz za pośrednictwem organu, który nie udzielił dziennikarzowi odpowiedzi, w moim przypadku – KGP. W dniu 8 czerwca wysłałem więc do KGP skargę, która powinna zostać przekazana do WSA. Organ (policja) ma teraz dwie drogi: pierwsza: choć z opóźnieniem udzielić mi jednak wyczerpującej odpowiedzi, wówczas mam prawo wycofać skargę; druga: przesłać skargę do WSA i czekać na termin rozprawy. Do dzisiaj nie otrzymałem odpowiedzi na zadane w maju pytanie, ani też potwierdzenia z WSA, że KGP przekazała tam moją skargę. Co wydarzy się, jeśli KGP ponownie postawi się ponad prawem i nie prześle skargi do WSA? Odpowiem już dziś: pierwsze kroki skieruję do posła Michała Szczerby z prośbą o interpelację w tej sprawie do marszałek Sejmu. Następny adres to ul. Wiertnicza 166, siedziba TVN S.A. i redakcja programu „Czarno na białym”. A na koniec ul. Wiejska 4/6/8 – konkretnie posiedzenie sejmowej Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych. Jeśli panowie Ciarka i Browarek liczą, że odpuszczę im z braku cierpliwości, bądź ze strachu przed wszechwładną dzisiaj KGP, to mocno się przeliczą.

Czytelników zapewne ciekawi, cóż to za dramatyczne pytanie zadałem w dniu 4 maja, że KGP decyduje się stanąć ponad prawem, zamiast po prostu udzielić na nie odpowiedzi? „Powołując się na zapis art. 11, pkt. 1 i 2 ustawy Prawo Prasowe, proszę o udzielenie informacji na poniższe pytanie: Czy nadal obowiązuje (jest w mocy) Zarządzenie nr 495 Komendanta Głównego Policji z dnia 25 maja 2004 r. w sprawie sposobu pełnienia służby na drogach przez policjantów, w szczególności czy nadal obowiązuje zapis § 17, pkt. 4 w Rozdziale 3: „Podczas dokonywania pomiaru prędkości pojazd służbowy powinien być usytuowany w miejscu widocznym dla kierujących pojazdami”. Na pozór odpowiedź jest prosta: zarządzenie obowiązuje, bądź nie obowiązuje. Policjant z „suszarką” ma być widoczny dla kontrolowanych kierowców, czy też może atakować z ukrycia?

Jak się okazuje, odpowiedź na to pytanie niesie dla policji poważny problem. Jeśli rzecznik prasowy KGP oficjalnie potwierdzi, że zapis §17 Zarządzenia nr 495 nadal obowiązuje, a ja tę wiadomość upublicznię w gazecie i w jej internetowym wydaniu, a dodatkowo w mediach społecznościowych, tysiące kierowców zatrzymanych i ukaranych mandatami przez funkcjonariuszy drogówki kryjących się za krzakami, wiatami przystankowymi, w leśnych przecinkach, czy na bocznych parkingach, będą wnosić do sądów sprzeciwy, a do komend policji skargi.

To bardzo niewygodna sytuacja dla policji, kiedy mandat karny za złamanie przepisów wypisuje obywatelowi funkcjonariusz, który sam łamie wewnętrzny przepis, pochodzący od najwyższego rangą przełożonego. I to jest prawdopodobnie jedyny powód chorobliwego wprost uporu, z jakim KGP odmawia mi udzielenia odpowiedzi na proste pytanie. Świadomie łamie zapisy ustawy Prawo Prasowe, by chronić swoich, którzy łamią z kolei wewnętrzny przepis obowiązujący podczas pełnienia służby. Ofiarami zaś są setki tysięcy polskich kierowców atakowanych przez policjantów zza węgła, bez uprzedzenia. A przecież przed każdym ulicznym, czy przydrożnym fotoradarem, kierowców ostrzega znak D-51 „Automatyczna Kontrola Prędkości”. Znak ten musi być umieszczony w określonej odległości przed fotoradarem, np. w odległości 100-200 metrów przy dopuszczonej prędkości do 60km/godz. W jakim celu ustawodawca nakazuje stawiać znaki ostrzegawcze przed każdym fotoradarem? Wydawałoby się, że jest to działanie nielogiczne, wszak taki znak powoduje, że do gmin i do państwa wpływa mniej kasy z mandatów karnych. Ustawodawca słusznie postawił jednak na prewencję, wychodząc z założenia, że łupienie obywateli z zasadzki, czy jak kto woli – zza węgła, nie byłoby uczciwe. Dla policjantów z drogówki tego rodzaju uczciwość to abstrakcja. Kto porusza się po kraju pojazdem spalinowym na czterech, bądź dwóch kołach, widzi każdego dnia i w każdym zakątku „białe czapki” ukryte w najbardziej przemyślnych zakamarkach dróg, gotowe nagle wyskoczyć na jezdnię z „lizakiem” i zadać standardowe pytanie; „czy pan wie, panie kierowco, czemu pana zatrzymałem?”.

Patologie związane z pełnieniem służby na drogach, to tylko jedno oblicze polskiej policji. Inne są o wiele groźniejsze, np. przemoc. Prestiż policji mocno nadwerężyło brutalne tłumienie protestów kobiet w 2020 r., w tym prawdziwe bestialstwo antyterrorystów z elitarnej jednostki BOA (Biuro Operacji Specjalnych). Mnożą się zgony podczas „interwencji” policjantów na ulicy, w komisariatach i w radiowozach. Sprawa śmierci Igora Stachowiaka do dzisiaj nie jest wyjaśniona, podobnie jak Karola Dąbrowskiego z Gdyni, którego monitoring uliczny widział po raz ostatni jak wchodził do policyjnego radiowozu. Do serii kompromitujących wydarzeń dołączył ostatnio wypadek radiowozu pod Warszawą, do którego dwaj policjanci zabrali – nie wiadomo w jakim celu – dwie nastolatki, a gdy samochód się rozbił, nie udzielili im pomocy. Wreszcie ostatnio zdarzyło się wspomniane wyżej haniebne zachowanie funkcjonariuszy w stosunku do pani Joanny z Krakowa.

Z kolei w dzień miesięcznicy smoleńskiej wesołość mieszkańców pewnego budynku w Warszawie wywołali policjanci w strażackim wysięgniku zaglądający do mieszkania, w którym byli działacze Lotnej Brygady Opozycji. Jednak najgłośniejszą wpadką było wystrzelenie pocisku z ukraińskiego granatnika przez komendanta głównego policji gen. Jarosława Szymczyka we własnym gabinecie, co naraziło na śmieszność całą formację. Polska policja wyraźnie schodzi na psy, system naboru to przysłowiowy król Ćwieczek, przez co do służby trafiają osobnicy, którym w normalnym kraju nie powierzono by dozorcostwa.

Zatem trudno dziwić się, że zaufanie obywateli do policji systematycznie spada. Z ubiegłorocznego badania CBOS wynika, że zaufanie spadło z 74 proc. w roku 2007 do 63 proc. dzisiaj, a brak zaufania wyraża już co trzeci Polak. W tym roku z policji ma odejść rekordowa liczba funkcjonariuszy. W samej tylko Komendzie Stołecznej złożono ponad 800 raportów o odejście ze służby. Wkrótce w Warszawie będzie brakować prawie 2 tys. funkcjonariuszy policji – to smutny rekord wszech czasów. Nie dziwota, dzisiaj bycie policjantem chluby nikomu nie przynosi.

Wróć