Piszę o przygodzie sprzed przeszło roku, gdyż kilka dni temu wybrałem się na zwiedzenie trzech nowych stacji drugiej warszawskiej linii podziemnej kolei (Płocka, Młynów, Księcia Janusza). Ładne, znakomicie oświetlone, racjonalnie i praktycznie zaprojektowane i zbudowane. Podziwiałem, ale prawdziwa zawiść mną owładnęła, gdy obejrzałem wejścia do tych stacji. Wszystkie osłonięte od deszczu i śniegu. Szklane, lekkie konstrukcje – prawie niewidoczne. Na ważniejszych kierunkach – także schody ruchome. Każda stacja wyposażona w windy.
Nasze, ursynowskie metro budowane było na przełomie epok; inne były możliwości finansowe, technologiczne i materiałowe. Byliśmy dumni, iż pierwsza polska linia kolei podziemnej łączy „naszą” dzielnicę z centrum stolicy. To wówczas, tj. ćwierć wieku temu, był autentyczny powód do dumy. Gdy w rozmowie z jednym z projektantów zapytałem go o przyczynę niezadaszenia wejść do metra, odpowiedział, że nie zrobiono tego ze względów oszczędnościowych. Tak było rzeczywiście. W 2014 r., gdy kończyła się moja kadencja radnego w Radzie Ursynowa, przygotowałem wniosek do „funduszu partycypacyjnego” w sprawie sfinansowania budowy zadaszeń nad ursynowskimi wejściami na stacje metra. Koledzy, widząc moje pismo, stwierdzili, że nie ma to sensu, gdyż w budżecie Ursynowa na kolejny rok zapisane są odpowiednie kwoty na ten cel. Uwierzyłem. Minęło sześć lat, jak zadaszeń nie było, tak nadal ich nie ma.
Oczywiście, możemy nadal cieszyć się z samego faktu istnienia metra na Ursynowie, ale nie tylko ludzie się starzeją i to, co było wspaniałe ćwierć wieku temu, obecnie nie odpowiada oczekiwanym standardom, które widzimy chociażby na całej drugiej linii metra. Ostatnio firma „Metro Warszawskie” Sp. z o.o. przeprowadziła szerokie prace modernizacyjne na pierwszej linii. Wprowadzono m.in. nowy system sterowania ruchem itd. Czy ta firma, także w ramach działań modernizacyjnych, nie powinna doprowadzić wejść najstarszych, a więc już 25-letnich stacji do wymogów i standardów obowiązujących w pozostałej części systemu kolei podziemnej? Szacuję, że łączny koszt takich prac byłby na poziomie wartości jednego wagonu podziemnej kolejki. Nie jesteśmy gorsi od innych; też chcielibyśmy mieć wygodne i bezpieczne wejścia do metra.
Jestem przekonany, że już najwyższy czas, aby zdopingować samorząd Ursynowa do zainteresowania się problemem i bardziej energicznego zabiegania o modernizację, o której mowa wyżej. Schody ruchome czy windy, to być może zbyt wygórowane marzenie [?], ale szklane dachy nad schodami wiodącymi do najstarszych stacji metra – moim zdaniem – to inwestycja, nie przerastająca możliwości finansowych m.st. Warszawy, nawet w obecnych czasach. Inwestycję można przecież rozłożyć na kilka lat, co nie nadwyrężyłoby budżetu, a jednocześnie wykazało mieszkańcom, że ich potrzeby dostrzegane są z wysokości stołecznego ratusza!