Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Daj Panu Bogu szansę, kawalerze...

09-11-2022 20:11 | Autor: Maciej Petruczenko
Tak się składa, że objeżdżający obecnie Polskę, coraz śmielszy w wypowiedziach i coraz bardziej przy tym rechotliwy stand-upper Jarosław zasiada od lat paru na moim miejscu – to znaczy w byłym lokalu „Przeglądu Sportowego” przy ul. Nowogrodzkiej. Lokalu dawnej drukarni zresztą, na który – wraz z kolegami i koleżankami z „PS” oraz sąsiadującego z nami „Expressu Wieczornego” – zapracowałem kiedyś własnymi rękoma, bo, jak dobrze pamiętam, spośród dzienników w latach 70-tych tylko te dwa przynosiły realny zysk w obrębie RSW „Prasa, Książka, Ruch”.

Wspomnianego adresu bynajmniej Jarosławowi nie zazdroszczę. Ani też policyjnych regimentów, ochraniających często jego wystąpienia, a na co dzień rodzinny dom na Żoliborzu przy ulicy, gdzie kiedyś dużo sławniejszym miejscem był popularny burdel. Ta ostatnia instytucja akurat, aniśmy się obejrzeli, rozszerzyła się niepostrzeżenie na cały kraj, wzbudzając z jednej strony wyraźny zachwyt wspomnianego stand-uppera, z drugiej zaś – zgrozę w Unii Europejskiej, do której pan J. stracił najwyraźniej cierpliwość, widząc, jak bardzo ta zagrażająca naszej suwerenności organizacja kontynentalna szkodzi Polsce. Już latem uprzedził, że nie zamierza dłużej tolerować agresywnych zachowań wierzgających mu nieustannie unijnych struktur, które wcale nie chcą go słuchać, wysuwając jednocześnie całkowicie niezrozumiałe i szaleńczo wygórowane żądania wobec naszej umiłowanej i praworządnej ojczyzny. Zdający sobie sprawę z własnego geniuszu stand-upper stwierdził – by the way – że „nie ma na świecie wielu ludzi mądrzejszych niż ja”, wzbudzając aplauz starannie dobranej grupy słuchaczy. Być może, nawiązał tym samym do postaci Jarosława Mądrego, wielkiego księcia Rusi Kijowskiej (do 1054 roku), wcześniej będącego namiestnikiem w Nowogrodzie z ramienia swego ojca Włodzimierza Wielkiego (może stąd imiennik niegdysiejszego władcy czuje się teraz panem na Nowogrodzkiej?).

Tak jak dzisiejszy stand-upper J. wszedł w jawny konflikt z Unią Europejską, tak i Jarosław Mądry usiłował wojować z nowym Rzymem – Konstantynopolem, czyli z Bizancjum. I ostro dostał w d...pę. Powiódłszy na śmierć blisko połowę swojej 10-tysięcznej armii, musiał powiedzieć: Constantinopolis adieu! Dużo wcześniej salwował się ucieczką do Nowogrodu, rozbity przez wojów Bolesława Chrobrego. Jako wielki książę kijowski zebrał do kupy szereg praw zwyczajowych, tworząc swoisty kodeks pod nazwą Prawda Ruska. Jeśli się spojrzy na poczynania współczesnego Jarosława Mądrego i jego sojuszników, to wygląda na to, że w Prawdzie Ruskiej dostrzegają swój ideał, co nie za bardzo podoba się Unii Europejskiej, ale za to może się podobać obecnemu księciu moskiewskiemu Władymirowi Władymirowiczowi Putinowi, nowemu najeźdźcy Rusi Kijowskiej. Wygląda na to, że historia zatoczyła koło.

Ale co tam historia, którą teraz wykłada się młodzieży szkolnej na nowo. A młodzież może się potem dokształcić w w kuźni rządzących kadr, zwanej nie wiadomo dlaczego w zakulisowych kręgach – Collegium Tumanum czy czymś w podobie i uznanej dziś przez ekspertów lepszego sortu za polską uczelnię numer jeden .

Stand-upper Jarosław tymczasem nie ustaje w wysiłkach, by maksymalnie rozbawić swoją starannie wyselekcjonowaną publiczność. W najświeższym orędziu do swoich politycznych wielbicieli objawił takie prawdy, że wspomniana wyżej Ruska Prawda to mały pikuś. Tym razem dał wykład socjologiczny, którego punktem wyjścia była gwałtownie malejąca dzietność społeczeństwa polskiego. Powołujący się na dobrze poinformowane źródła mówca przekonywał, że dzieciarni mamy za mało, bo młode kobiety w naszym kraju jeszcze przed ukończeniem 25. roku wolą „dawać sobie w szyję” zamiast rodzić, jak Pan Bóg przykazał. Powiedział to, zdając sobie sprawę, jak jego partia wystraszyła płeć niewieścią w Polsce, praktycznie uniemożliwiając aborcję w sytuacji, gdy płód jest ciężko chory i decyzja o urodzeniu kalekiego lub martwego dziecka staje się po prostu okrutną perspektywą. Za rodzeniem za wszelką cenę opowiadają się często księża, którzy z racji utrzymywanego oficjalnie celibatu nie muszą troszczyć się o zdrowie, wychowanie, a przede wszystkim utrzymanie swoich pociech, bo ich w zasadzie nie mają – z wyjątkiem tych, które im zdarzy się spłodzić w „niesakramentalnym” związku.

Żyjący od lat tylko w towarzystwie kota stand-upper J. również nie musi martwić się o teraźniejszy byt, zdrowie i przyszłość swoich dzieci, bo – pomijając jego obiadowe odkrycie towarzyskie – jakoś nikt nie słyszał o jego związkach z kobietą, a tym bardziej o spłodzeniu przezeń potomstwa. Mimo to wciąż bezdzietny pan J., w najmniejszym stopniu nieprzyczyniający się do powiększenia biologicznej substancji narodu, ma pretensje do Polek, że nie rodzą tyle dzieci, ile on by chciał.

A sam to, człowieku, jakbyś wciąż pozostawał na tak dobrze znanym z czasów PRL – „bykowym”, pobieranym od panien, kawalerów oraz małżonków nieposiadających potomstwa? Może byś wreszcie coś spuścił z krzyża, zamiast mieć pretensje do innych? Tym bardziej, jak zgotowałeś polskim kobietom piekło. Bo wygląda na to, że chciałbyś widzieć wokół siebie same klacze rozpłodowe, choć to zapewne nie spodobałoby się krytykującemu „hodowlę” ludzi autorowi szkolnego podręcznika Historia i Teraźniejszość. Jakby co, Pan Bóg chętnie powita na świecie twoje dziecię. Tylko daj, chłopie, Panu Bogu szansę... Polski lud czeka na twój płód. Bynajmniej nie polityczny.

Wróć