Niezależnie od wszystkiego, już samo życie bywa niezdrowe. Po co więc truć się, czy kogokolwiek jedzeniem? Tak więc karmię ptaki i robię to zarówno dla nich, jak i dla siebie, które w zamian już od wczesnego świtu bębnią dziobami w blaszany parapet, nie dając mi spać. Mam więc takie niezbyt szkodliwe upodobanie, inaczej pasję lub hobby. Ale do rzeczy…
Wyjeżdżając zostawiłem im zapas jedzenia. Po powrocie stwierdziłem, że zjadły wszystko i zapomniały o pustym przez kilka dni karmniku. Nie pamiętały, że było w nim kiedykolwiek coś do jedzenia. Zniknęły i nie pojawiały się w tak chętnie odwiedzanym przez nie wcześniej miejscu. Uznałem to poniekąd za dowód na to, że ptasia pamięć trwa zaledwie kilka dni. Być może wynika to z ptasiego pragmatyzmu. Korzystają, kiedy nadarza się sposobność zdobycia pokarmu, a kiedy go nie ma, szukają gdzie indziej. To doświadczenie przywiodło mi na myśl skojarzenia z ludźmi. Nasza pamięć, choć ułomna, jest znacznie dłuższa. O niektórych sprawach i wydarzeniach pamiętamy przez całe życie. Nawet o takich, o których chcemy zapomnieć. W sukurs przychodzi nam czas, który nieubłaganie zaciera obrazy z przeszłości. Czasem bywa to dla korzystne, zwłaszcza jeśli chodzi o sprawy przykre.
W ogóle pamięć to ciekawe zjawisko. Zarówno naturalna, jak i sztuczna. Ta ostatnia stale jest udoskonalana, dzięki czemu pomaga współczesnym społeczeństwom w ich rozwoju niemal na każdym kroku. Tworzenie sztucznych zasobów pamięci pozwala ludziom na dokonywanie rzeczy wcześniej niemożliwych, przyspieszając rozwój cywilizacyjny bez mała w postępie geometrycznym. Przy tym warto zauważyć, że o ile pamięć naturalna jest zależna od nas samych, pamięć sztuczna zależy w coraz większym stopniu od urządzeń, które ją gromadzą. Użytkownicy komputerów wiedzą dobrze, że pamięć ta z każdym rokiem tanieje i to w sensie dosłownym. Proces ten postępuje bardzo szybko. Wystarczy porównać możliwości naszych komputerów sprzed kilku lat i obecnych. Z pamięcią naturalną jest gorzej. Aby ją zachować, trzeba o nią dbać.
Mając już kilka krzyżyków na karku, staję się mimowolnym świadkiem odchodzenia osób mi bliskich i znajomych. Parafrazując tytuł znakomitego brytyjskiego filmu „Cztery wesela i pogrzeb”, zauważam, że coraz częściej uczestniczę w zestawie odwrotnym tzn. jedno wesele i cztery pogrzeby. Film polecam tym, którzy go jeszcze nie widzieli. Jest to zabawna komedia romantyczna o miłości, choć rodzącej się w nieco dziwnych okolicznościach. Obraz był nominowany do Oscara, nagrodzony m. in. Złotym Globem. Popisowe role zagrali: Hugh Grant (Charles) i Andie MacDowell (Carrie). „Cztery wesela i pogrzeb” to film o miłości, dotyka jednak głębszej warstwy w życiu każdego człowieka, a przy tym nieuchronnej.
Życie to jednak nie film. Nie zawsze kończy się happy endem, a w dodatku można przewidzieć zakończenie. Aby jednak nie brzmiało to pesymistycznie, pragnę dodać że to od nas zależy, jakie fakty i okoliczności z życia otaczających nas osób zapiszemy w naszej pamięci. Mogą to być wspomnienia pogodne i wesołe. Łatwiej wtedy żyć.