Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Dwie Wielkie Warszawskie naraz...

04-10-2023 21:13 | Autor: Maciej Petruczenko
Trzeba przyznać, że był to niezwykły zbieg okoliczności. W niedzielę 1 października o 12.00 ruszył u zbiegu Marszałkowskiej i Alej Jerozolimskich polityczny Marsz Miliona Serc, a o 17.00 na służewieckim torze wyścigów konnych wystartowała najbardziej prestiżowa, owiana legendą gonitwa Wielka Warszawska. Co ciekawe, obie imprezy udały się nadzwyczaj, a frekwencja – i tu, i tam – okazała się nawet większa od oczekiwanej. Te dwa wydarzenia połączyła w pewnym sensie obecność prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego, którego kultura osobista i europejskość manier może każdemu zaimponować.

O ile 1 października br. w odwiedziny do mera stolicy zjechało z grubsza biorąc około miliona Polaków z całego kraju, o tyle w ostatnich wyborach prezydenckich głosowało nań ponad 10 milionów. Tylko z grona moich najbliższych przyjaciół w marszu wzięły udział całe rodziny: dziadkowie, babcie, rodzice, dzieci i wnuki. Był to sympatyczny spacer przy pięknej pogodzie, podczas którego organizatorzy tej – bodaj najliczniejszej w historii Polski defilady – usłyszeli od prowadzących imprezę przywódców antyrządowych stronnictw, że maszerowanie wstecz to nie jest kierunek preferowany przez większość społeczeństwa polskiego.

Niespełna 5-kilometrowy marsz był manifestacją przedstawicieli tej części społeczeństwa, której nie podoba się tłamszenie wolności obywatelskich przez obecną władzę państwową. A ta – choć ledwo co weszliśmy do Unii Europejskiej, już chciałaby nas z niej wyprowadzić, skoro uważa Unię za wroga, a na dodatek ignoruje jej prawne normy. Coraz więcej poczynań tercetu Kaczyński – Duda – Morawiecki zaczyna wskazywać na Polexit, który dałby im całkowitą bezkarność. Jednocześnie mnożą się przykłady jawnego gwałcenia wolności obywatelskich, a zwłaszcza praw kobiet. Lider rządzącej koalicji poucza naród, że rodzina to kobieta i mężczyzna plus dzieci, jakże ważne, bo bez nich zanika żywotna substancja narodu. Tako rzecze facet, który zamiast tę substancję powiększać, od lat żyje tylko w towarzystwie kota, jawnie przecząc promowanemu przez siebie społecznemu ideałowi, cokolwiek ulepszonemu przez bratanicę tego mądrali, która pokazuje, że w modelu stryja obok jednej kobiety nie musi być tylko jeden mężczyzna, lecz wielu mężczyzn.

Temu samemu facetowi wydawało się jeszcze niedawno, że internet to wynalazek techniczny, służący tym, którzy popijając piwo, oglądają cięgiem filmy pornograficzne. W rozumowaniu tego człowieka, unikającego bywania za granicą, młode Polki rodzą za mało dzieci, ponieważ za dużo „dają sobie w szyję”. No bo jak się ma na utrzymaniu tylko kota, to się nie rozumie, ile młodych polskich kobiet nie decyduje się na poród, wiedząc, jakie mają problemy z mieszkaniem, żłobkiem, przedszkolem. A przede wszystkim, jak mogą – w razie stwierdzenia patologii płodu – stracić nie tylko wymarzone dziecko, lecz również życie, które stara się im urządzić razem ze wspierającymi go niewolnikami celibatu starszy pan z Żoliborza.

Ten pan, który postanowił skontrować warszawski marsz nowej Solidarności narodowej swoim parteitagiem w katowickim Spodku, już na wstępie usiłował wykpić Marsz Miliona Serc, ogłaszając, że w Warszawie poszło w tej defiladzie zaledwie 60 tysięcy... To akurat liczba wystarczająca na lekki nadkomplet warszawskiego Stadionu Narodowego, podczas gdy maszerujący 1 października zajęli na całej szerokości dosłownie wszystkie ulice Śródmieścia i okolic. Mówca ze Spodka nie wahał się jednak ani przez moment, żeby ogłosić tak skandaliczne kłamstwo, przeczące widokowi, śledzonemu w telewizji przez co najmniej pół Polski. A kłamać nauczył się najwidoczniej, budując w celach politycznych tzw. religię smoleńską i popierając wyrzucanie milionów złotych z publicznej kasy na szaleństwa usuniętego nareszcie w cień Antoniego Macierewicza, największego bajkopisarza w historii badania wypadków lotniczych.

Chociaż katowicki kaznodzieja łgał w żywe oczy, mówiąc o wspomnianych 60 tysiącach, zaraz potem nie poparła jego kłamstwa obawiająca się jawnej kompromitacji policja, która może pierwszy raz – od kiedy odbywają się w dzisiejszej Polsce masowe manifestacje w Warszawie – nie musiała używać pałek ani gazu. Współcześni zomowcy, którzy jeszcze parę lat temu brutalnie lali i szarpali kobiety na ulicach stolicy, nie musieli tym razem w ogóle interweniować. Przez ulice stolicy nie szedł akurat Bąkiewicz ze swoimi zadymiarzami, lecz normalni Polacy.

Człowiek nazywany prezesem Polski i działający – jak to sam lubi podkreślać – poza wszelkim trybem, uprzejmie informuje swoich zwolenników i zwolenniczki, że za chwilę prześcigniemy większość najbogatszych państw Europy, z której jednocześnie usiłuje nas wyprowadzić. Nie dodaje przy tym, że owo prześcignięcie będzie cokolwiek utrudnione na skutek rekordowego zadłużenia państwa polskiego. A to chyba jeszcze nie jest szczyt zakłamania tego pana, firmującego, chcąc nie chcąc, mafię wizową, która funkcjonowała (a może nadal funkcjonuje) pod egidą rządu, kierowanego przez wstydzącego się rodzinnego majątku premiera. Kiedyś, jako kandydat na prezesa Polski, ten bezdzietny kawaler, zapowiadał, że jeśli dojdzie do władzy jego ekipa, ujawni się sto procent rodzinnych majątków z tym, co jest zapisane na współmałżonków włącznie. No i co? Majątku, który premier Morawiecki przepisał na żonę, jakoś nie da się ujawnić? Taka to jest transparentność obecnej władzy, jakże chętnie współpracującej z dorobkiewiczami w koloratkach...

Na koniec więc – żeby nie było, że widzę wyłącznie negatywne cechy jednej z politycznych stron – powiem, że w przemówieniach przywódców w trakcie Marszu Miliona Serc nie wszystko było dyplomatyczną maestrią. Ale efekt tego poznamy już wkrótce w wyborach do Sejmu i Senatu 15 października.

Wróć