Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Dziś każdy gotów iść na całego

12-10-2016 21:03 | Autor: Maciej Petruczenko
Jedna z naszych ursynowskich czytelniczek nadesłała nam kopię pisma, jakie skierowała do sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka, zainspirowana demonstracją Czarnego Poniedziałku – czyli marszu przeciwniczek i przeciwników zaostrzenia ustawy aborcyjnej w dniu 3 października.

Autorka zwraca uwagę, że obecnie „rolę układów płciowych wypaczamy poprzez promowanie kultu penisa i łechtaczki”. Nadto zaś proponuje, by dopuszczać aborcję za obopólną zgodą sprawców ciąży, idąc jednak cokolwiek dalej, bo skoro „ją patroszą”, to jemu obowiązkowo – „obcinają”... Bardzo to jest śmiała propozycja i wyjątkowo oryginalny punkt widzenia, ale jakoś nie słychać, żeby wspomniana komisja zastanawiała się i nad takim aborcyjnym wariantem.

Jak widać, są w społeczeństwie kwestie, które nie tylko rozpalają wyobraźnię, ale gdzieniegdzie również budzą demony. Proste, żeby nie powiedzieć – prostackie rozwiązania wciąż mają swoich zwolenników. Kiedyś Lech Wałęsa doradził jakiemuś chorowitemu obywatelowi: „Stłucz pan termometr, nie będziesz pan miał gorączki”. Nasza czytelniczka doradza natomiast Polkom: obetnijcie swoim mężczyznom, a nie będziecie zachodzić w ciążę. W obydwu wypadkach zaproponowane jest wyjątkowo skuteczne rozwiązanie problemu. Po cholerę więc trudzić w tej sprawie rząd, Sejm i biegłego jak mało kto w dziedzinie ciąż warszawsko-praskiego arcybiskupa Henryka Hosera na dodatek?

W języku mediów już się utarło, że wspomnianą demonstrację w deszczowy poniedziałek nazywa się Rewolucją Parasolek. A słowo „rewolucja” pojawiło się dlatego, że kobiety z parasolkami potrafiły przemówić nawet takiemu twardzielowi jak Jarosław Kaczyński do rozumu. Lider Prawa i Sprawiedliwości zmienił nagle aborcyjny pogląd jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Czyżby więc parasolki posłużyły za piki użyte do proaborcyjnego natarcia? Spotkałem się oko w oko z owymi dwudziestoma tysiącami rozsierdzonych niepomiernie młodych kobiet i od tego momentu dopiero w pełni rozumiem, co to znaczy: gdzie diabeł nie może, tam babę pośle. Nawet abp Hoser zaświadczył, że wbrew pogłoskom Kościół bynajmniej nie żąda, by karać kobiety za dokonanie aborcji więzieniem (ani nawet paleniem na stosie). Czyli – jak to mawiano o Włodzimierzu Leninie: chłop to był dobry z kościami, bo dawał dzieciom cukierki, a przecież „moh zariezać”(mógł zarżnąć).

Śledząc meldunki medialne, można dojść do wniosku, że w społeczeństwie zaczynają przeważać nastroje militarne. Kiedyś zakładano kosy na sztorc, teraz w ruch idą parasolki, ale w warunkach warszawskich to jeszcze nie wszystko. Jak informuje bowiem autor artykułu na str. 6. Maciej Antosiuk, w Budżecie Partycypacyjnym Ursynowa został otóż zgłoszony projekt zorganizowania kursu obsługi... karabinu maszynowego oraz broni przeciwpancernej. Nie wiem, czy ta zbrojeniowa propozycja ucieszyła panią prezydent Hannę Gronkiewicz-Waltz, ale u ministra Antoniego Macierewicza mogła wzbudzić zachwyt. Kierujący już całym resortem katastrofy narodowej minister gwałtownie rozbudowuje Wojska Obrony Terytorialnej (WOT) i na początku przyszłego roku ma rozlokować na wschodniej flance Rzeczypospolitej trzy doborowe brygady, iżby prezydent Rosji Władymir Putin mógł tylko wściekle mruknąć pod nosem: wot siurpryz! Na razie jednak to my mamy niespodziankę, bo Macierewicz został wyprzedzony przez Putina, który nagle kazał zainstalować wyrzutnie pocisków balistycznych Iskander w Kaliningradzie, o rzut beretem od Gdańska.

Nasz prezydent Andrzej Duda jest człowiekiem pokojowo nastawionym, więc chyba Władymirowi Władymirowiczowi nawet nie pogrozi palcem. Za to pani premier Beata Szydło – z pomocą ministra Macierewicza – akurat ma czym postraszyć. A nasze narodowe straszydło to mają być wkrótce helikoptery wojskowe Black Hawk z Mielca. Nie mam jednak pewności, czy tymi Czarnymi Jastrzębiami zdołamy powstrzymać iskandery. Można pewnie żałować, żeśmy lekkomyślnie oddali Ruskim głowice jądrowe, co je podobno za PRL-u trzymano w silosach we wsi Brześce zaraz za Konstancinem. Bo dziś byłyby jak znalazł.

Tymczasem Warszawa, 60 lat temu podniesiona z ruin po drugiej wojnie światowej rękami warszawiaków i ofiarnością całego społeczeństwa polskiego, wreszcie spłaca długi, ale bynajmniej nie swoim dzielnym budowniczym. Przekazuje bowiem – i to niemałe fundusze – różnego rodzaju wydrwigroszom i oczajduszom, mieniącym się właścicielami albo spadkobiercami właścicieli wielu wartościowych nieruchomości. Ten proces trwa od lat wielu i tylko po części powstrzymuje go najświeższa akcja ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego w jednej osobie – Zbigniewa Ziobry, który objąwszy urząd, złapał się za głowę, widząc jaka jest skala reprywatyzacyjnego szaleństwa, a w dużej mierze bezprawia.

Prokuratorzy przyjrzą się na powrót przedziwnym przypadkom reprywatyzacyjnej zmowy, w tym zaskakującemu spadkobraniu męża i córki pani prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz, którym niespodziewanie przypadły udziały w ukradzionej legalnym żydowskim właścicielom kamienicy przy Noakowskiego 16. Jeszcze ciekawsza może być ponowna analiza przywrócenia szlacheckiej i skądinąd ogromnie zasłużonej dla Warszawy rodzinie Grocholskich  prawa własności niemal całej miejscowości Michałowice. Złośliwi internauci radzą mieszkańcom Michałowic, zagrożonym ewentualną eksmisją z pańskich dóbr, by wystąpili o rozliczenie rodziny G. z korzyści, jakie przez setki lat przynosiła jej pańszczyzna, czyli praca niewolnicza à la polonaise. Kapitalistyczny rozrachunek z feudałami? To może być bardzo ciekawe.

Wróć