Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Jak odradzała się wolna Polska

05-06-2019 21:29 | Autor: Prof. dr hab. Lech Królikowski
W burzliwych czasach politycznego przełomu 1989 r. byłem adiunktem w jednym z instytutów PAN z siedzibą w Pałacu Staszica. Skład osobowy, ale także centralne i dogodne komunikacyjne usytuowanie instytutu w Warszawie sprawiło, że w okresie 1980-1990 był on ważnym ośrodkiem skupiającym działaczy opozycji demokratycznej. Z zespołu, liczącego około pół setki, po wyborach 4 czerwca 1989 r. do Sejmu i Senatu około dziesięciu osób zajęło eksponowane stanowiska w administracji i polityce Wolnej Polski.

Współpraca z podziemnymi wydawnictwami, współudział w ciałach doradczych Wałęsy i strukturach podziemnej Solidarności – wiosną 1989 r. przełożyły się na aktywny udział w przygotowaniach do czerwcowych wyborów. Siedzibą Komitetu Wyborczego przy Obywatelskim Komitecie „Solidarność”, czyli centrum dowodzenia akcją przedwyborczą, był budynek dawnego Banku Hipolita Wawelberga przy ul. Fredry 6. Dyrektorem biura został Adam Mioduszewski. Pierwsze spotkanie organizacyjne miało miejsce 18 kwietnia 1989 r. o godz. 16-tej. Tam, przez kilka tygodni, kłębiły się tłumy pełnomocników, delegatów, opiekunów i innych funkcyjnych działaczy związanych z przygotowaniem do pierwszych półwolnych wyborów w dziejach powojennej Polski, których termin wyznaczono na 4 czerwca 1989 r..

Od listopada 1980 r. do dnia dzisiejszego prowadzę – chociaż niekiedy z wielomiesięcznymi przerwami – zapiski o aktualnej sytuacji. Notatki z okresu do połowy 1989 r., w związku z tym, że nic jeszcze nie było wówczas przesądzone, często nie zawierają istotnych danych faktograficznych i personalnych. Obawiałem się bowiem, że jeżeli wpadną w ręce Służby Bezpieczeństwa, może to być dla mnie i moich przyjaciół bardzo niewygodne. Podkreślam ten fakt, albowiem poniżej przytaczam ich wybrane fragmenty. Zaznaczyć także muszę, że zawarte we wspomnieniach spostrzeżenia i oceny ówczesnego stanu rzeczy mają charakter bardzo subiektywny, jakkolwiek są elementem szerszego obrazu tamtej epoki.

Pod datą 30 maja 1989 r. (wtorek) zapisałem m. in.:

„W kraju wrze przed wyborami zapowiedzianymi na 4 czerwca. Agitacja przedwyborcza trwa pełną parą. Wybory mają być demokratyczne w 35%, to znaczy, że władza zgodziła się wydzielić z puli 460 miejsc w Sejmie 161, o które mogą ubiegać się opozycjoniści. Wszyscy natomiast mogą ubiegać się o 100 miejsc w Senacie. Jestem zaangażowany w wybory po stronie „Solidarności”, z ramienia której zostałem łącznikiem Komitetu Wyborczego przy Obywatelskim Komitecie „Solidarność” ze strukturami w województwie tarnobrzeskim. W tym województwie reprezentuję Zbigniewa Romaszewskiego, który kandyduje z tego okręgu. Jeździłem do Tarnobrzega kilkakrotnie własnym samochodem i na własny koszt. Próbowałem namówić Komitet Obywatelski na ubezpieczenie samochodu od ewentualnego zniszczenia, czego obawiało się wiele osób jeżdżących w teren. „Centrala” uznała jednak, że nas na to nie stać. Po telefonicznej rozmowie z p. Zofią Romaszewską, swój „patronat” ograniczyłem do samego Tarnobrzega i zachodniej części województwa. Tym samym, świadomie wycofałem się ze Stalowej Woli, gdzie – moim zdaniem – kampania wyborcza szła bardzo dobrze. Na „swoim” terenie odnotowałem natomiast daleko posuniętą wstrzemięźliwość w demonstrowaniu przez mieszkańców sympatii dla „Solidarności”. Plakatów było bardzo mało, a ludność nie wykazywała zainteresowania nimi (stan taki trwał do około 10 maja). Po interwencji u działaczy w Tarnobrzegu przedwyborcza agitacja znacznie się poprawiła.

Trwa strajk studentów, którzy coraz bardziej natarczywie domagają się rejestracji NZS, co było uzgodnione przy „okrągłym stole”. 24 maja w „Prawdzie” i „Trybunie Ludu” ogłoszony został wspólny komunikat polskich i radzieckich historyków partyjnych na temat genezy II wojny światowej. W komunikacie tym przyznano, acz niechętnie, że granica pomiędzy III Rzeszą i ZSRR została określona, m. in. na Wiśle, w tajnym dokumencie, który był załącznikiem do sowiecko-niemieckiego porozumienia z 23 sierpnia 1939 r. Powiedziano, co prawda, w bardzo skomplikowany sposób, że wojna z Polską była uzgodniona przez obie układające się strony. To wszystko oczywiście nie jest rewelacją w Polsce, ale w Rosji musi spowodować napisanie nowych podręczników do historii. Mimo wszystko uważam ten komunikat za niezmiernie ważny i istotny, chociaż jego ogłoszenie właśnie teraz (tj. przed czerwcowymi wyborami) nie jest chyba przypadkowe. Trwają bowiem od kilku tygodni coraz bardziej ostre wystąpienia antyradzieckie polskiej młodzieży. Myślę, że wyciągnięcie tej sprawy właśnie teraz, jest próbą „ucieczki do przodu”, celem wytrącenia argumentów atakującej młodzieży.”

31 maja 1989 r. (środa)

Ponownie jeździłem do Tarnobrzega z ostatnimi instrukcjami dla tamtejszych działaczy „Solidarności”. Stan przygotowań do wyborów nie budził już żadnych zastrzeżeń. Starałem się podróżować raczej bocznymi drogami. Przy okazji miałem możliwość zobaczyć z bliska „głęboką” polską prowincję. Przyznać muszę, że obraz ten jest przerażająco smutny. Zwróciłem też uwagę na agitację przedwyborczą. Odniosłem wrażenie, że im wieś jest mniejsza i biedniejsza, tym mniej na jej płotach plakatów „Solidarności”, a więcej plakatów kandydatów PZPR i ich sojuszników. To bardzo smutne.

4 czerwca 1989 r. (niedziela)

Trwają właśnie wybory do Sejmu i Senatu. Frekwencja raczej średnia. Agitacja trwała do ostatniej chwili. W Warszawie niektóre tramwaje i autobusy jeździły udekorowane wyborczymi plakatami „Solidarności”. Propaganda rządowa w swoich mediach podnosi lament z powodu zaleceń „Solidarności” w sprawie skreśleń kandydatów z tzw. listy krajowej. W chwili ogłoszenia ordynacji wyborczej strona rządowa była pewna znacznego poparcia dla jej kandydatów, gdyż zgodziła się na przepis umożliwiający wycofanie kandydatów z listy krajowej przed drugą turą, w przypadku, gdyby w pierwszej turze nie otrzymali oni 50% głosów. Teraz okazać się może, że najważniejsi wodzowie PRL przepadną w wyborach. Był to ewidentny błąd komunistycznej władzy, toteż trwa nieustanna presja w środkach masowego przekazu, aby nie skreślać kandydatów z listy krajowej – „współtwórców porozumienia narodowego”.

20 czerwca 1989 r. (wtorek)

Po południu ogłoszono oficjalne wyniki wyborów do Sejmu i Senatu. Reasumując wyniki I i II tury, można już stwierdzić, że na 161 miejsc w Sejmie oddanych przez PZPR do wolnego wyboru – tyleż właśnie zdobyli kandydaci „Solidarności”. Natomiast w autentycznie wolnych wyborach do Senatu (100 miejsc), 99 zdobyła „Solidarność”. Jedno miejsce zdobył niezależny kandydat z Piły – multimilioner Stokłosa. Stało się więc to, czego nie można było oczekiwać nawet w najbardziej optymistycznych przewidywaniach – w Senacie nie ma ani jednego komunisty. Porażka PZPR jest totalna i spektakularna. Należy sądzić, że gdyby ordynacja określająca sposób wyboru do Senatu, obowiązywała także w wyborach do Sejmu – w polskim parlamencie już obecnie nie byłoby ani jednego komunisty. W Polsce powstała całkowicie nowa sytuacja. Partia większościowa w Sejmie (PZPR) – faktycznie jest partią posiadającą znikome poparcie społeczne. W piątek 16-go maja na Krakowskim Przedmieściu miała miejsce kilkusetosobowa manifestacja pod hasłem „Sowieci do domu”. Młodzież bardzo ostro i zdecydowanie wystąpiła przeciwko militarnej obecności ZSRR w Polsce. Być może ta i podobne manifestacje były bezpośrednią przyczyną ogłoszenia 19 maja informacji o wycofaniu z PRL samodzielnej jednostki samochodowej Armii Radzieckiej, stacjonującej dotychczas w Świdnicy. Zapowiedziano także wycofanie szkolnego pułku czołgów oraz jednostki helikopterowej. Myślę, że zdecydowana postawa społeczeństwa w tym względzie, mogłaby przyczynić się do wycofania kolejnych sowieckich jednostek z naszego państwa.

Dzisiaj zdrożał cukier. Obecnie kosztuje 350 zł za kilogram, a pamiętam, jak kosztował 5 złotych. Dolar kosztuje 4300 zł, mała kawa w „Kuchciku” (bar kawowy na Nowym Świecie – przyp. LK) – 274 zł, a litr benzyny 250 zł. Moje łączne (z tzw. rodzinnym) wynagrodzenie w PAN – w maju wyniosło 82 tys. zł, czyli 19 dolarów amerykańskich” – zanotowałem skrupulatnie.

No cóż, od tamtych czasów mija właśnie trzydzieści lat. Żyjemy we własnym państwie, w którym warunki życia są zupełnie inne niż w czasach PRL. Po dużej części Europy możemy swobodnie podróżować, co było marzeniem w czasach Polski Ludowej. Polska znacznie przybliżyła się cywilizacyjnie do Zachodu. Nawet nasze zarobki w przeliczeniu na euro czy dolary, pomimo że znacznie niższe, nie czynią z nas totalnych dziadów. 19 USD, które zarabiałem miesięcznie jako adiunkt w Polskiej Akademii Nauk, to mniej niż 1/2 dniówki mojego ówczesnego odpowiednika w krajach Zachodu. Tak było i to zaledwie 30 lat temu!

Jeśli na 4 czerwca 1989 r. popatrzeć beznamiętnie (w sensie politycznym) i z perspektywy naszych historycznych doświadczeń, to trzeba przyznać, że był to dzień wyjątkowy. Po raz pierwszy w naszych dziejach, bez rozlewu krwi dokonaliśmy rewolucji: zmieniliśmy ustrój i odzyskaliśmy wolność. Zapoczątkowaliśmy „reakcję łańcuchową”, która zmiotła komunizm w krajach dawnego bloku wschodniego. Moim zdaniem, po raz pierwszy od wieków, przeprowadziliśmy działania w sposób przemyślany i pokojowy, co skłoniło m. in. USA do poparcia polskiego buntu. Fakt, że nie było zabitych, a krew nie lała się strumieniami, jest jednak solą w oku wielu naszych rodaków. Zamiast być dumni z epokowego zwycięstwa, określają niekiedy 4 czerwca mianem „dnia hańby”. Niestety!

Data pierwszych półwolnych wyborów (4 czerwca 1989 r.) – w moim, ale także milionów Polaków przekonaniu – jest jedną z najważniejszych w naszej tysiącletniej historii. Obok daty wyboru Karola Wojtyły na papieża (16 października 1978 r.), daty przystąpienia Polski do NATO (12 marca 1999 r. ) oraz daty wstąpienia do Unii Europejskiej (1 maja 2004 r.) – stanowi najważniejszą cezurę w naszych najnowszych dziejach, a także w dziejach Europy.

Przed Pałacem Kultury i Nauki w Warszawie stoją, jako dekoracja, dwa obeliski. W tym miejscu muszę przypomnieć, że obelisk, jako zdefiniowana forma architektoniczna, jest bodajże najstarszą (w Egipcie od ok. 4 tys. lat), ukształtowaną przez człowieka, formą upamiętnienia – pomnikiem. Swego czasu zaproponowałem władzom Warszawy, aby na jednym ze stojących przed PKiN obelisków wykuć – na wieczną rzeczy pamiątkę - wymienione powyżej cztery daty (i nic więcej). Inwestycja praktycznie bezkosztowa.

Być może, obecna rocznica jest dobrą okazją, aby powrócić do tego pomysłu?

Wróć