Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Kobieta po przejściach

14-09-2016 20:13 | Autor: Tadeusz Porębski
Julia Pitera jest znakomitym przykładem na to, że w polityce – tak niskiego, jak i wysokiego szczebla – można nic nie robić, a być postrzeganym jako gwiazda. Ta sprytna kobieta uczyniła sobie z gadania sposób na dobre życie. Gdyby zacząć zbierać prawdziwe, a nie dęte, owoce jej politycznej działalności, można by doczekać emerytury i nic nie znaleźć. O, przepraszam, jako pełnomocnik rządu Donalda Tuska ds. przeciwdziałania korupcji Pitera przeprowadziła działania na szeroką skalę.

Miała tropić łapowników i pilnować praworządności. Dopilnowała. Udało się jej wykryć grubą aferę, mianowicie zakup przez urzędnika na służbową kartę płatniczą dorsza na kwotę 8.99 złotych. Jej raport o rzekomych nadużyciach okazał się zwyczajnym bublem, a upichcony przez nią projekt "Prawa antykorupcyjnego" wylądował w koszu na śmieci znajdującym się w gabinecie premiera. Prasa zaczęła z Pitery szydzić i stawiać zarzut, że piastując wysokie stanowisko rządowe, bierze pieniądze za nic. Jeden z tygodników przedstawił ją prześmiewczo w stroju szeryfa i to była przysłowiowa kropla, która przelała szalę goryczy. Na początku grudnia 2011 r. Tusk zlikwidował powołany dla niej urząd, a ją samą przepędził z rządu.

Swego czasu dużo pisałem o Julii Piterze w kontekście mocno kontrowersyjnego wykupu od miasta jej komunalnego mieszkania przy ul. Różanej na Mokotowie.  Pitera od 1990 do 1991 r. była członkiem Porozumienia Centrum, a następnie Unii Polityki Realnej (1994–1998). W latach 1994 – 2005 pełniła funkcję radnej Rady Warszawy, początkowo z rekomendacji Unii Polityki Realnej, a następnie Ligi Republikańskiej. W roku 1998 została radną z listy AWS. Cztery lata później wystartowała pod szyldem Komitetu Wyborczego Julii Pitery i zdobyła mandat radnej po raz kolejny. Od 2005 r. jest w PO. Jak widać pani Julia zmienia ugrupowania i partie polityczne niczym rękawiczki. W Radzie Warszawy kadencji 2002-2006 znaleźli się przedstawiciele następujących partii: PiS (24 radnych), SLD-UP (20), PO (8), LPR (6), Samoobrona (1) i Julii Pitery (1). W listopadzie 2002 r. powstała koalicja PO-PiS, która liczyła 32 radnych na 60 ustawowego składu. Miastem rządził prezydent Lech Kaczyński. Przed powstaniem koalicji PO-PIS radni LPR i Julia Pitera wezwali liderów PiS, by ci z nimi utworzyli koalicję w Warszawie. Przypominano Kaczyńskiemu o jego obietnicach wyborczych zerwania ze starym układem rządzącym w stolicy. Bezskutecznie. Jednak w marcu 2003 r. koalicja PO-PIS upadła i utworzyła się nowa PiS-LPR-Komitet Julii Pitery, która liczyła 31 radnych na 60. W tym momencie głos Pitery stał się przysłowiowym języczkiem u wagi.

Mam nadzieję, że z przyjściem tej nowej koalicji zerwany zostanie stary układ rządzący Warszawą, czyli rządy SLD-PO  – pochwaliła się dzielna radna jednej z gazet. Pierwszym profitem, otrzymanym za dzielność i wsparcie nowej koalicji, była nowa i pozytywna ekspertyza, która posłużyła jej do wykupienia po 18 latach za przysłowiowe grosze swojego mieszkania komunalnego przy ul. Różanej. W marcu Pitera poparła Lecha Kaczyńskiego i nową koalicję, a już miesiąc później w dniu 7 kwietnia 2003 r. wykonano korzystną dla niej nową ekspertyzę. Na koszt miasta. Cóż za zbieg okoliczności! Jest to najdziwniejsza ekspertyza, jaką wykonano w historii Warszawy. Rzeczoznawca Henryk Bieniowski, dyrektor Administracji Domów Komunalnych na Bródnie, osobno potraktował powierzchnię użytkową pomieszczeń na poddaszu i antresoli (65,93 mkw.), osobno zaś 16,11 mkw. przedpokoju i hall, które zostały określone jako "powierzchnia ruchu". Branża budowlana nie zna takiego terminu – wszystko to, co zostało nazwane "powierzchnią ruchu", wchodzi w skład powierzchni użytkowej, za której wykup należy zapłacić. Ale Pitera uparła się, że nie zapłaci. I nie zapłaciła.

Aby zrozumieć, o co chodzi w sprawie wykupu mieszkania Pitery, należy cofnąć się do początku lat 90. Wtedy to wschodząca gwiazda stołecznego samorządu wystąpiła do władz Mokotowa z wnioskiem o wykupienie zaadaptowanego strychu za symboliczną złotówkę. Czemu za złotówkę? Może już wówczas pani Pitera uważała się za osobę uprzywilejowaną. Ale mokotowski urząd w osobie wiceburmistrza Wiktora Czechowskiego odmówił darmochy i zażądał ceny rynkowej. Od tej chwili Czechowski stał się wrogiem nr 1, a Pitera rozpoczęła wieloletnią batalię o coś, co kosztowało raptem kilka tysięcy złotych.

W ciągu 18 lat strychem Julii i Pawła Piterów zajmowały się kolejno: Urząd Dzielnicy Mokotów, burmistrz Gminy Warszawa - Centrum, prezydent i wiceprezydent Warszawy, NSA, starosta oraz wicestarosta powiatu warszawskiego, przewodniczący Rady Powiatu, Powiatowy i Wojewódzki Inspektor Nadzoru Budowlanego, policja, prokuratura, sądy cywilny i karny. Pitera swoją prywatną sprawę sprytnie przekształciła w sprawę publiczną. Na papierze z warszawską syrenką i nadrukiem "Radna Miasta Stołecznego Warszawy" pisała niezliczone skargi do niezliczonej ilości adresatów. Nie mogąc sobie poradzić, Urząd Dzielnicy Mokotów przekazał sprawę Powiatowemu Inspektorowi Nadzoru Budowlanego. W kwietniu 2001 r. PINB przysłał na Różaną inspektorów. Pitera nie wpuściła ich do mieszkania. W lipcu 2001 r. sytuacja się powtórzyła – inspektorzy odeszli z kwitkiem. Pitera wpuściła wreszcie inspektorów, gdy przybyli do niej po raz trzeci, we wrześniu 2002 r. Zobowiązali oni ją wówczas do wpłacenia 8 tys. zł na wykonanie dokumentacji inwentaryzacyjnej. Pitera nie zapłaciła i doczekała czasów, kiedy weszła w skład koalicji rządzącej Warszawą. 

Jednak PINB złożył w prokuraturze zawiadomienie o podejrzeniu przez małżeństwo Piterów popełnienia przestępstwa. Wszczęto śledztwo i Piterowie stanęli przed sądem oskarżeni o to, że dwukrotnie udaremnili inspektorom PINB  przeprowadzenie czynności służbowych. 10 lutego 2004 r. zapadł wyrok. Paweł Pitera został uniewinniony, gdyż w konkretnych dniach przebywał poza Warszawą, natomiast postępowanie karne wobec Julii Pitery umorzono ze względu na znikomą szkodliwość społeczną czynu. W 2006 r. Pitera wykupiła od miasta 66,5 mkw. w budynku przy ul. Różanej za 14 947 zł, czyli po 224 zł za mkw. Była wtedy posłanką na Sejm i rzecznikiem ds. sprawiedliwości w tzw. gabinecie cieni Platformy Obywatelskiej. Do ustalenia korzystnej dla niej powierzchni mieszkania posłużyła ekspertyza, za którą zapłaciło miasto stołeczne Warszawa. Wiktor Czechowski po dziś dzień twierdzi, że Piterowie przebudowali strych niezgodnie z projektem, czyli dopuścili się samowoli budowlanej, a ponadto ich lokal ma w rzeczywistości 83,67 mkw., a nie 66,52 mkw. jak jest w papierach.

Niezłomna Julia, tropicielka korupcji i wszelkich wynaturzeń w życiu publicznym, szeryf w spódnicy i symbol praworządności bezczelnie odmawia dzisiaj wykonania prawomocnych wyroków sądowych. Pierwszy z 2011 r., na mocy którego eurodeputowana PO ma przeprosić Mariusza Kamińskiego za stwierdzenie, że CBA rzekomo opóźniało zatrzymanie byłego ministra sportu Tomasza Lipca. Sąd zobowiązał ją także do wpłacenia nawiązki w wysokości 15 tys. zł na rzecz fundacji "Pamiętamy". Pitera odmawia również wykonania wyroku z 2012 r., który obliguje ją do przeproszenia partii Prawo i Sprawiedliwość za kłamliwe stwierdzenie, jakoby warszawski radny – pedofil – był członkiem tego ugrupowania. Tłumaczenie Pitery godne jest kobiety specjalnej troski, a nie deputowanej do Parlamentu Europejskiego: – Jak patrzę na to, co wyrabia PiS w tej chwili z sądami, to myślę sobie, że ja nie wykonałam wyroków sądów, ale to jest nic przy tym, co robi PiS.

Co na to wyborcy pani Julii Pitery – Kalego w spódnicy?

Uniki nic nie dadzą, o czym Pitera powinna dobrze wiedzieć, zanim wygłosiła oświadczenie kompromitujące ją jako polityka. Wszak nawet wioskowy głupek wie, że można wystąpić do sądu o zastępcze wykonanie wyroku na koszt skazanego delikwenta. Następuje wówczas publikacja przeprosin, a komornik automatycznie ściąga pieniądze z jego konta. Takie roszczenia się nie przedawniają. Komornik nie będzie miał trudu ze ściągnięciem należności od Pitery. Eurodeputowana jest wprawdzie na emeryturze i dostaje z ZUS około 2200 zł miesięcznie, ale nie narzeka. W minionym roku zarobiła łącznie 461 290 złotych. Polska emerytura stanowi ledwie ułamek tej kwoty. Aż 424 tys. złotych to uposażenie, które wpłynęło na jej konto z tytułu piastowania mandatu w PE. Pitera wykazuje, że posiada około 708  000 zł oszczędności. W porównaniu z poprzednim rokiem wzrosły one aż o 399 tysięcy. Nie jestem religijny, ale studiowałem Biblię na własny użytek. Tam są takie cytaty w Ewangelii według Św. Mateusza, w rozdziale 7 zatytułowanym "Obłuda":  "A czemu widzisz źdźbło w oku brata swego, a belki w oku swoim nie dostrzegasz?". "Obłudniku, wyjmij najpierw belkę z oka swego, a wtedy przejrzysz, aby wyjąć źdźbło z oka brata swego". Czy nie pasują one jak ulał do pani Julii Pitery?

Wróć