Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Koń a sprawa polska...

08-04-2020 22:28 | Autor: Tadeusz Porębski
Felietonu świątecznego, tym bardziej w czasach zarazy i powszechnego przygnębienia, nie sposób zaczynać od mieszania piórem w szambie, czyli politycznym urynale. Płynącego stamtąd smrodu mamy dosyć na co dzień. Dlatego wykazującym anielską cierpliwość i zaskakującą dyscyplinę warszawiakom należą się przed świętami Wielkiej Nocy dobre wieści. Płyną one ze służewieckiego hipodromu. W czwartek 2 kwietnia Tomasz Chalimoniuk, prezes Polskiego Klubu Wyścigów Konnych, podpisał złożony przez organizatora „Plan Gonitw 2020”, zakładający otwarcie sezonu wyścigowego w sobotę 2 maja. Opóźnienie nie byłoby zatem zbyt wielkie, bowiem planowo sezon na Służewcu miał się rozpocząć dwa tygodnie wcześniej.

Od 2008 r. organizatorem gonitw jest służewiecki oddział państwowej spółki Totalizator Sportowy, która przejęła zabytkowy hipodrom w 30-letnią dzierżawę. Oddziałem kieruje pan Dominik Nowacki, który ostatnio został również prezesem siostrzanej spółki „Traf” organizującej zakłady końskiego totalizatora. Kierowany przez niego zespół przygotował różne scenariusze, które zakładały rozpoczęcie sezonu w różnych horyzontach czasowych, zależnych od dynamicznie zmieniających się w Polsce warunków epidemicznych. W najbardziej optymistycznym wariancie był to początek maja, co pozwoliłoby zrealizować wszystkie założenia selekcji i treningu koni. Jednak zmiany w planie gonitw suwerennie zatwierdza prezes polskiego jockey clubu, którego ustawowym zadaniem jest ustalanie warunków rozgrywania wyścigów oraz czuwanie nad ich przestrzeganiem.

W dniu 2 kwietnia słowo stało się ciałem i poza opracowaniem niezbędnych procedur bezpieczeństwa oraz logistyki na czas obowiązywania obostrzeń nic już nie stoi na przeszkodzie, by w maju służewiecka bomba mogła po raz pierwszy w tym roku pójść w górę. Jest oczywistą oczywistością, że na razie bez publiczności. Ktoś mógłby zadać pytanie, z czego się cieszyć, skoro publiczność nie będzie miała wstępu na tor. A z tego, drodzy Czytelnicy, że po długiej przerwie w rozgrywaniu zawodów sportowych będzie można w każdą sobotę i niedzielę oglądać live w Internecie, a może także w TVP, zmagania jeźdźców w jednej z najbardziej widowiskowych dyscyplin sportu – wyścigach konnych. Byłaby to nie tylko wyborna okazja do uwolnienia się na kilka godzin od wszechobecnej nudy i bredzenia politycznej hałastry, ale także lekarstwo na nasze skołatane głowy i dusze. Coś, co po raz pierwszy od wielu tygodni uwolni w nas pozytywne emocje i na jakiś czas pozwoli zapomnieć o Covid-19.

Wyścigi konne nie są twardym hazardem, jak na przykład gra w automaty, czy w ruletę. To bardziej gra wiedzy. Oczywiście przyjmowane są zakłady wzajemne w różnych wysokościach, ale w odróżnieniu od automatów i rulety przebieg gonitw świetnie ogląda się także nie biorąc udziału w grze. Wyścigi konne to wyjątkowo ekscytujące widowisko. Nie bez powodu funkcjonuje powiedzenie, że trzy najpiękniejsze rzeczy na świecie to kobieta w tańcu, okręt pod pełnymi żaglami i koń w galopie. Ja ustawiam kolejność inaczej: koń w galopie, kobiecy akt, trójmasztowiec pod pełnymi żaglami, choć z drugiej strony największe piękno tego świata, to według mnie kobiety.

Jednak dla wyścigów konnych gotów jestem dać pokroić się w talarki. I zaznaczam, by nie było nieporozumień – gra od zawsze stoi u mnie na dalszym planie, choć oczywiście lubię obstawić wynik gonitwy, ponieważ rośnie wówczas poziom adrenaliny w organizmie. Nie ma w tym nic złego, o ile nie przekracza się pewnej granicy. Wszak nawet królowa Elżbieta II, wielka fanka koni wyścigowych i posiadaczka własnej stajni, obowiązkowo obstawia za symbolicznego funta każdą z gonitw rozgrywanych podczas Royal Ascot. Przede wszystkim liczy się jednak widowisko i niebywale barwna wyścigowa otoczka. Po 47 latach nieprzerwanego obcowania z wyścigami konnymi stały się one dla mnie czymś w rodzaju narkotyku, bez którego trudno mi żyć. Dlatego świadomość, że z powodu koronawirusa tegoroczny sezon mógłby zostać odwołany mocno przygniatała mnie do ziemi.

Jednak stan mojego samopoczucia to nic w porównaniu ze stratami materialnymi, jakie odwołanie tegorocznego sezonu wyścigowego wyrządziłoby właścicielom koni trenowanych na Służewcu, a tym samym większości wyścigowego środowiska. Stoi tam około 1000 koni, miesięczny trening każdego z nich to dla właściciela koszt około 2000 zł. Wystarczy przemnożyć te wartości, by poznać gigantyczną skalę szkód. Zatem wieść, że panowie Chalimoniuk i Nowacki praktycznie dogadali się i pojawiła się realna szansa na inaugurację sezonu już za trzy tygodnie, była miodem na serca właścicieli koni, trenerów, kilkusetosobowej obsługi służewieckich stajen oraz wielotysięcznej rzeszy pasjonatów królewskiej dyscypliny sportu. To także szansa na promocję wyścigów konnych, jaka może nie pojawić się już nigdy.

Internowany w domach naród jest już mocno zmęczony informacjami o wirusie oraz jego zwalczaniu i pragnie rozrywki. Kawiarnie, restauracje, kluby, puby zamknięte, więc transmisje wyścigowe oraz możliwość obstawiania gonitw przez Internet byłyby w czasach marazmu i nudy prawdziwym zrządzeniem opatrzności dla społeczeństwa. Na grze skorzystałby także skarb państwa. Internet daje bowiem szanse na postawienie przysłowiowej złotówki każdemu z kilkudziesięciu milionów pełnoletnich obywateli, nawet tym z najdalszych krańców kraju. A gdyby można było włączyć do gry online równie znudzonych jak my sąsiadów – Czechów, Słowaków, Litwinów, Rosjan i Ukraińców – pule w poszczególnych gonitwach można by liczyć w milionach. Doświadczają tego Szwedzi, którzy nieprzerwanie organizują wyścigi kłusaków. Obroty potroiły się, ponieważ do gry włączyli się sąsiedzi i połowa Europy.

Nie wyobrażam sobie, by taką gratkę przegapiły władze TVP. Kanał sportowy Publicznej do znudzenia zapycha dziury powtórkami meczów i zawodów, więc pozyskanie w czasach izolowania obywateli w domach prawa przekazywania live mityngów na Służewcu to wielomilionowa oglądalność, wysokie wpływy z reklam, a dla wyścigów konnych gigantyczna promocja. Należałoby jedynie zadbać o sprawnego komentatora, ponieważ płytki, banalny, pozbawiony fachowości i finezji komentarz może zepsuć każde widowisko. Reasumując: jeśli uda się otworzyć sezon wyścigowy 2 maja, Tomasz Chalimoniuk i Dominik Nowacki staną się mężami opatrznościowymi polskich wyścigów konnych i należy im się od całego środowiska głęboki ukłon za wykonanie bardzo dobrej i społecznie pożądanej roboty.

Na zakończenie, niestety, trochę brudu. Niniejszym komunikuję, że wolałbym wpaść w jamę niedźwiedzia grizzly, niż uczestniczyć w bezczelnie i na siłę przepychanych wyborach prezydenckich. Nie mogę głosować, jeśli nie wiem, kto będzie liczył głosy. Nie będę głosował, jeśli nie mogę osobiście wrzucić karty do przezroczystej i opieczętowanej urny. Przeżyłem komunę, nie uczestnicząc w wyborach, w których na przewodnią siłę narodu PZPR zawsze oddawano 99,9 proc. głosów i nie zamierzam brudzić sobie rąk dzisiaj, a tym faryzeuszom z Sejmu, co poparli niecny projekt wyborów „korespondencyjnych”, szukając w maju dodatkowej rozrywki z narażeniem zdrowia i kieszeni obywateli, radzę po staropolsku, by dali rozerwać się końmi. W sytuacji, kiedy brakuje sprzętu ochronnego, testów i respiratorów, proponuję zaś, by rząd rzucił do walki z koronawirusem zakupione za miliardy dolarów w USA wyrzutnie rakietowe i samoloty bojowe piątej generacji, które mają stać bezużyteczne, czekając na wraży atak. Wszak już najechał nas straszny wróg, więc ognia ze wszystkich luf i do boju!

A tymczasem – zdrowych Świąt, Czytelnicy! (niestety w tym roku bez Dyngusa).

Wróć