Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Konie wybieram na nosa...

30-09-2015 20:28 | Autor: Tadeusz Porębski
Rozmowa z Kamilą Urbańczyk, trenerką koni wyścigowych

PASSA: Z początkującej trenerki stosunkowo szybko stała się pani poważnym graczem na wyścigowym rynku koni arabskich czystej krwi. W sierpniu drugie miejsce Ussama de Carrere w prestiżowej nagrodzie Europy, później sukcesy w grupach leciwego już wałacha Dar Duni, a w minioną niedzielę spektakularny triumf klaczy Om Darshaana w Oaks. Jak to się robi?

KAMILA URBAŃCZYK: Nie ma gotowej recepty, to wypadkowa wielu czynników. Na pewno ważna jest, jak to w życiu, ta potrzebna w każdym przedsięwzięciu odrobina szczęścia, aby trafić na tak dobre konie.

Jakie były pani początki w trenerskim fachu i jak trafił w pani ręce urodzony we Francji Ussam de Carrere?

Swego czasu właścicielka Ussama kupiła ode mnie kilka koni do rajdów. W ten sposób poznałyśmy się. Była w moim ośrodku, widziała warunki w jakich pracuję, a że jest wielką fanką trzymania koni po treningu na padoku postanowiła spróbować. Oddała mi więc do treningu Ussama, który wcześniej był trenowany w Niemczech.

Przewidywała pani, że ogier znajdzie się w ścisłej czołówce służewieckich arabów? Jeśli tak, to na jakiej podstawie? Wyłącznie rodowodu?

Tego nigdy nie da się przewidzieć, można jedynie mieć nadzieję. Rodowód u konia wyścigowego jest bardzo ważny przy wyborze, lecz, jak już mówiłam, w przypadku Ussama nie było mowy o jakimkolwiek wyborze. Taki był koń i takiego go dostałam.

Po kilku przejażdżkach wiedziałam, że jest niezły, a przede wszystkim bardzo ambitny.

W pozyskiwaniu arabów do treningu musi pani kierować się jakimś autorskim kluczem, bo praktycznie każdy pani podopieczny zarabia na siebie z naddatkiem...

Nie tak znowu każdy. Wcześniej, kiedy stawiałam pierwsze kroki w tym fachu, nie miałam wielkiego wyboru. Często trafiały mi się do treningu araby pokazowe. Fakt – od zeszłego roku mam możliwość większego wyboru. Poza tym nie mam zbyt wiele  koni, co pozwala mi na dopasowanie każdemu z nich bardziej indywidualnego treningu. Mam więcej czasu, aby każdemu poświęcić więcej uwagi, przyglądać się i oceniać aktualną formę. Lubię patrzeć jak ruszają się swobodnie na padoku, jak galopują, czy ciężko, czy lżej, jak noszą szyję. Wtedy łatwiej ocenić, ile pracy i jakiej dany koń będzie potrzebował, aby osiągnął w danym okresie optymalną formę. Poza tym od zawsze staram się podpatrywać lepszych i bardzo zależy mi na informacjach zwrotnych od dżokejów po zakończeniu wyścigu. Dla mnie każda informacja pochodząca z tego źródła jest bardzo istotna.

Klacz Om Darshaana kupiła pani w połowie tegorocznego sezonu. Jej performance nie zachwycało i stawiało ją w roli służewieckich przeciętniaków. Pod pani ręką klacz praktycznie z miesiąca na miesiąc przeobraziła się w klasowego wyścigowca. Zakup Om Darshaany to było wyczucie, profesjonalna znajomość koni, czy tylko los?

Zanim wybraliśmy Om Darshaanę – a jestem tylko jej współwłaścicielką – były brane pod uwagę trzy inne klacze. Jednak mój wybór padła na nią. Om Darshaana ma bardzo dobrego ojca, ale nie to leżało u podstaw mojej decyzji. Ona mi się po prostu spodobała i wybrałam ją intuicyjnie. Podobnie było z Darem Duni. Widać mam niezłą intuicję

Skąd pozyskuje pani konie, a skąd właścicieli?

Nie pozyskuję. Czasem ktoś zadzwoni i albo się dogadamy, albo nie.

Ile koni ma pani dzisiaj w treningu?

Obecnie dziewięć.

Po tylu sukcesach można mniemać, że sporo właścicieli arabów będzie chciało powierzyć je pani do treningu. Jest pani logistycznie przygotowana na takie wyzwanie?

Nie wybiegam zbyt daleko w przyszłość. Mam kilkoro swoich stałych właścicieli, który są zadowoleni z mojej pracy i chętnie przekażą mi do treningu nowe konie. Przyznaję, miałam sporo telefonów od innych osób zainteresowanych współpracą ze mną i nie ukrywam, że to cieszy.

Czy konie wyścigowe to pani jedyna pasja? Czym zajmuje się w wolnych chwilach młoda i niewątpliwie atrakcyjna trenerka?

Dzięki za komplement, to miłe z pana strony. Oczywiście, że konie to moja życiowa pasja, ale nie jedyna. W wolnych chwilach maluję, dużo czytam, jestem zapaloną kinomanką. Zimę przeznaczam na odpoczynek.

Wróć