Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Korekta demograficzna języczkiem u wagi?

11-10-2023 21:08 | Autor: Tadeusz Porębski
Po kilku tygodniach niebytności z powodów wielu – wracam z felietonem na łamy „Passy”. Dzisiejszy jest ostatni przed wyborami, więc nie może być innych tematów jak wyborcze. Teza postawiona jakiś czas temu przez prof. Andrzeja Rycharda, że bez Trzeciej Drogi w parlamencie nie ma szans na odsunięcie PiS i tzw. Zjednoczonej Prawicy od władzy nabiera rumieńców, otrzymała szeroki przekaz medialny, a Kosiniak – Kamysz i Hołownia powtarzają ją niczym mantrę na każdym wyborczym spędzie.

Tezy profesora broni ostatni sondaż niezależnej londyńskiej agencji Kantar Polska. Wynika z niego, że największe poparcie nadal ma PiS (34 proc.), co przełożyłoby się na 188 mandatów w Sejmie. Jednak trzy ugrupowania opozycyjne – KO (28,9 proc.), Nowa Lewica (10 proc.) oraz Trzecia Droga (10,6 proc.) miałyby w Sejmie łącznie 244 „szable”, czyli sejmową większość. Różnica między PiS a KO systematycznie się zmniejsza. Największy wzrost poparcia w sondażu Kantar odnotowała Nowa Lewica. Kantar Polska S.A. jest członkiem międzynarodowej grupy Kantar, firmy specjalizującej się w dziedzinie danych, wiedzy i usług doradczych. Zatrudnia 30 tys. osób w 100 krajach. Z usług Kantar korzysta ponad połowa firm z listy Fortune Global Top 500 (coroczny ranking 500 największych korporacji na świecie pod względem przychodów), dlatego można uznać ją za profesjonalną i wiarygodną. Przy takim założeniu teza prof. Rycharda staje się swoistym być albo nie być dla zwolenników opozycji. Muszą odrzucić sympatie czy antypatie i wesprzeć Trzecią Drogę, jak kiedyś prezydent Lech Wałęsa usiłował wzmocnić „lewą nogę”.

Lech od 1990 roku sugerował potrzebę wzmacniania na scenie politycznej tzw. lewej nogi, czyli budowania nowej socjaldemokracji nieobciążonej przeszłością. Początkowo odczytano to jako wycofanie się z polityki szybkich reform za cenę zachowania miejsca w debacie publicznej dla postkomunistów, ale mający polityczny instynkt Wałęsa dobrze wiedział co robi i co potrzebne jest na obecną chwilę krajowi. Chciał uniknąć szkodliwej dla Polski otwartej konfrontacji z silnymi jeszcze komunistami. Elity solidarnościowe zablokowały „wzmacnianie lewej nogi”, co po wielu latach od transformacji wielu analityków uznaje za poważny błąd. Ich zdaniem, brak „wzmocnienia lewej nogi” źle wpłynął na rozwój, nie chroniąc społeczeństwa przez patologiami rodzącego się kapitalizmu, a miejsce po lewej stronie sceny politycznej z łatwością zajęły ugrupowania postkomunistyczne. Polityka Wałęsy pokazała, że „wspieranie lewej nogi” było przedsięwzięciem dalekosiężnym. Do powstałej w 2005 r. Partii Demokratycznej weszli socjaliści, postkomuniści, liberałowie i cała ekipa okrągłostołowa Unii Wolności. Słowem, zgoda narodowa, której tak dzisiaj Polska łaknie. PD przetrwała tylko 11 lat, ale była tworem, gdzie dla dobra kraju ramię w ramię pracowali Tadeusz Mazowiecki i Władysław Frasyniuk oraz lewicowi Andrzej Celiński i Jerzy Hausner – wicepremier w rządzie Leszka Millera. Dzisiaj pomysł na wypracowanie takiej opcji to utopia. Agresja, zaciekłość i wzajemna wrogość wykluczają jakąkolwiek współpracę w parlamencie postępowych środowisk liberalno-lewicowych i ultrakonserwatywnych – prawicowo-nacjonalistycznych, które przeciwników politycznych nazywają zdrajcami, a siebie jedynymi prawdziwymi Polakami.

Obie strony pałają do siebie coraz większą nienawiścią, która wyklucza pojednanie. Doczekałem czasów, że mam wszystko, czego człowiekowi potrzeba – niezłe zdrowie, udane małżeństwo, wykształconą i zamożną córkę, odpowiednią pozycję społeczną, grono znakomitych ludzi wokół siebie, na których mogę polegać w dzień i w nocy. Mam też w co się ubrać, co do garnka włożyć i tylko jedno marzenie, zanim Tanatos zamknie mi oczy na zawsze, a Charon przewiezie na drugi brzeg Lety – doczekać czasów, kiedy zwolennik PiS poda dłoń zwolennikowi PO czy Nowej Lewicy i razem pójdą na piwo.

Jak dwie zażarcie walczące ze sobą, poranione, mocno poturbowane drużyny rugby, którym wieloletnia tradycja nakazuje wspólne wypicie po zakończeniu meczu kufla piwa i przyjacielską pogawędkę. Coraz mniej wierzę, że moje marzenie się spełni, ale trwam w nim, bo liczę na mądrość zbiorową Polaków, którzy wspólnymi siłami potrafili w przeszłości pokonać najróżniejsze plagi nawiedzające ten piękny kraj. Chcę pojednania i przezwyciężenia narastającego kryzysu zaufania, który jest jednym z największych zagrożeń dla demokracji. Nie ma dla mnie większych wartości jak wolność osobista i demokracja. Ponad połowę życia przeżyłem w systemie, w którym nakazywano mi, co mogę czytać, a czego nie, zaś mój wyjazd za granicę był zależny od widzimisię jakiegoś tępego ubeka. I choć system ten miał także swoje dobre strony, nie pragnę jego powrotu. Boję się takich ludzi jak ogarnięty obsesją Kaczyński czy bezwzględny prawicowy hunwejbin Ziobro, bo wiem, co zrobiliby ze mną i podobnie myślącymi, gdyby dostali pełnię władzy w państwie i nie mieli nad sobą bata oraz wędzidła w postaci Komisji Europejskiej.

Skoro potwierdzają się w jednym czasie teza prof. Rycharda oraz sondaż Kantar Polska, nie mam wyjścia i razem z rodziną głosujemy na Trzecią Drogę, bo bez tego ugrupowania w Sejmie nie uda się przepędzić z rządu Kaczyńskiego i czynowników z tzw. Zjednoczonej Prawicy. Nie zamierzam ukrywać swoich politycznych sympatii, ale proszę nie brać powyższego jako element wyborczej kampanii. Z zasady nie uczestniczę w żadnych kampaniach, ale z racji wykonywanego zawodu bacznie obserwuję życie polityczne na każdym szczeblu i staram się promować ludzi, którzy moim zdaniem na promocję zasługują. Ujawnię na kogo zagłosuję – na Pawła Lenarczyka, bezpartyjnego radnego Ursynowa kilku kadencji. Jego ojciec Leszek, człek dzisiaj wiekowy, to prawdziwa historia „Zielonego Ursynowa”, również radny tej dzielnicy kilku kadencji, osoba o kryształowej uczciwości otoczona powszechnym szacunkiem. Obu panów mam zaszczyt znać osobiście od wielu lat. Natomiast prawie cała moja rodzina odda swoje głosy na pana Władysława Teofila Bartoszewskiego – syna niezapomnianego Władysława Bartoszewskiego, więźnia Auschwitz, uczestnika Powstania Warszawskiego, dyplomaty, ministra spraw zagranicznych, Kawalera Orderu Orła Białego, Sprawiedliwego wśród Narodów Świata. Syn poszedł w ślady ojca, działał w podziemnej demokratycznej opozycji, jest światowcem, historykiem, nauczycielem akademickim i posiadaczem doktoratu w dziedzinie antropologii kulturowej, zdobytego na prestiżowym angielskim Uniwersytecie Cambridge. To absolutna ekstraklasa, jak idzie o obycie oraz kulturę osobistą i parlamentarną. Takich właśnie ludzi widzę w Sejmie kolejnej kadencji. Mam już po dziurki w nosie prostaków, pieniaczy, nieudaczników, kłamców i Prawdziwych Polaków.

PiS i satelici są pewni wygranej, podobnie jak opozycja, która znacznie głośniej próbuje odtrąbić sukces. Za wcześnie, zdałoby się ostrzec. Eksperci przestrzegają, że nie po to Kaczyński zdemolował sądownictwo z Sądem Najwyższym na czele oraz Trybunał Konstytucyjny, a Państwową Komisję Wyborczą i służby specjalne obsadził swoimi ludźmi, by, ot tak, oddać władzę. Jaki trick może zastosować w sytuacji przegranego głosowania i groźby utworzenia przez opozycję sejmowej większości? Jego ugrupowanie może wnieść do SN o unieważnienie wyborów, stawiając zarzut… nieprzeprowadzenia na rzecz wyborów korekty demograficznej. Chodzi o właściwe dostosowanie liczby mandatów w danym okręgu wyborczym. Innymi słowy: jeśli w skali lat dany okręg się wyludnił, powinien stracić posła i mieć mniej reprezentantów w parlamencie. Jeśli zaś inny okręg zyskał nowych mieszkańców, powinien mieć większą liczbę przedstawicieli w Sejmie. Migracja ze wsi i małych miast do dużych metropolii od lat dynamicznie zwiększa się, a ostatnią korektę demograficzną przeprowadzono w 2011 roku. Co może się wydarzyć? PiS przegrywa wybory, składa stosowny wniosek do SN, sąd przeliczy wyniki i gdyby okazało się, że po zastosowaniu korekty demograficznej ktoś inny zdobywa większość w Sejmie, sędziowie dostają do ręki poważny argument do unieważnienia wyborów, ponieważ została naruszona zasada równości głosów zagwarantowana w Konstytucji. Jaka byłaby wówczas reakcja kilku milionów zwolenników opozycji? Nawet nie chcę o tym myśleć, bo dostaję gęsiej skórki.

Wróć