Wystarczy, by widzowie opuszczali teatr głęboko poruszeni, wzruszeni, troszeczkę też rozbawieni. Bo tę godzinę wypełnia gęste spięcie na linii matka (bynajmniej nie staruszka) – dorosła córka. Matka trafiła do szpitala po wypadku, z urazem głowy. Po przebudzeniu prawie nic nie pamięta. Pamięć ma powrócić, jeśli córka – zgodnie z zaleceniem lekarzy – będzie rozmawiać z chorą. Więc rozmawia… i zaczyna się rodzinne piekiełko, zrazu śmieszne, z czasem ponure. Piekiełko „wyeksportowane” poza dom, do szpitalnej sali, zahaczające o PRL, pierwszą „Solidarność”, stan wojenny, emigrację.
Sztukę „Córka”, napisaną i wyreżyserowaną przez Natalię Fijewską-Zdanowską, obejrzeliśmy w Teatrze Za Dalekim w Domu Sztuki SMB „Jary” na Ursynowie. Błyskotliwe dialogi krok po kroku zamieniają komedię w dramat, prowadząc do zaskakującej puenty. Trafnie wydobywają przy tym różnice w mentalności matki o usposobieniu lekkoducha (artystki, byłej hipiski) i córki żyjącej w nerwowym rytmie naszych czasów.
Joanny Żółkowskiej (matka) nie trzeba komplementować: balansowanie na cienkiej granicy komedii i tragedii, ironii i powagi, zawsze było mocną stroną jej aktorstwa. Jest nią i tutaj.
Specjalnej pochwały domaga się natomiast występ Zuzanny Fijewskiej-Maleszy, aktorki może mniej znanej, a w przejmująco zagranej roli córki wprost znakomitej. Przedstawienie w Teatrze Za Dalekim zostało sfinansowane ze środków Dzielnicy Ursynów m. st. Warszawy.