Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Militarny zakupoholizm za 1,7 bln złotych

22-02-2023 21:06 | Autor: Tadeusz Porębski
Jeden z naszych stałych Czytelników zapytał ostatnio kąśliwie w liście do redakcji, czemu do krytykowanego w naszej gazecie „pipidówka”, czyli Polski, masowo zjeżdżają wielcy tego świata, z prezydentem USA na czele. Postaram się w miarę wyczerpująco odpowiedzieć na to pytanie.

Rząd USA, czytaj: amerykańskie agencje rządowe, ma mnóstwo brudu za paznokciami (obalenie Mosaddegha w Iranie, Guzmána w Gwatemali, inwazja w Zatoce Świń, Wietnam, Korea, Grenada, Afganistan). Tajne operacje prowadzono pod płaszczykiem walki z komunizmem i terroryzmem, ale ich głównym celem zawsze było powiększenie amerykańskiej strefy wpływów. Podobnie jest dzisiaj z amerykańską pomocą Ukrainie. Jest niezaprzeczalną prawdą, że bez pomocy rządu USA Ukraina nie miałaby szans w starciu z innym hegemonem – imperialistą, czyli putinowską Rosją i rosyjski sołdat stałby u granic Rzeczpospolitej. Prezydent Joe Biden stał się więc bohaterem broniącym demokracji i Europy przed ludobójcą z Kremla. Jest jednak i druga strona medalu. Amerykanie nigdy nie dali nikomu nic za darmo, podobnie jak Niemcy, Francja, czy Wielka Brytania, więc za militarną pomoc w postaci już 32 pakietów liczonych w miliardach dolarów, Ukraińcy będą musieli zapłacić lukratywnymi kontraktami. Kiedy ustaną działania wojenne, a stanie się to prędzej czy później, przebogata w cenne kopaliny i najżyźniejsze ziemie świata Ukraina będzie największym placem budowy od zakończenia II wojny światowej. Chętni ustawią się w kolejce długiej od Kijowa po Waszyngton. Jak odległe miejsce w tej długiej kolejce zajmie Polska? To bardzo dobre pytanie. Oby nie powtórzył się Irak. Daliśmy się wciągnąć w awanturę pod płaszczykiem sojuszniczej pomocy w okiełznaniu posiadającego broń masowego rażenia Saddama. Liczyliśmy na lukratywne kontrakty i miliardowe zyski. Nie dostaliśmy nic, a na dodatek okazało się, że zagrożenie było dęte i w Iraku nie ma żadnej broni masowego rażenia.

Nasz Czytelnik jest inżynierem, a więc człowiekiem wykształconym i światłym. Nie ukrywa, że jest zwolennikiem PiS, co świadczy o jego otwartości i braku obłudy. W tle jego kąśliwego pytania można wyczuć inne pytanie: piszecie, że PiS źle rządzi, demoluje i szkodzi, tymczasem najważniejsi politycy tego świata widzą tę partię zupełnie inaczej i zlatują się do naszego skrajnie prawicowego rządu niczym muchy do miodu. Tu widzimy podstawową wadę tezy skrojonej przez naszego Czytelnika na swoją miarę. To nie rząd PiS jest dla wielkich tego świata atrakcyjnym wabikiem, lecz przede wszystkim miliardy, którymi politycy tej partii sypią na lewo i prawo, kupując uzbrojenie. Finanse podszyte wielką polityką i troską o własne interesy w najbliższej przyszłości – to są jedyne powody, dla których do Polski masowo zjeżdżają najważniejsi politycy świata. Mamy podejrzenia graniczące z pewnością, że gdyby w tak rozrzutny sposób, trącący zbrojeniowym zakupoholizmem, rządził Polską redaktor naczelny tygodnika „Passa”, a radę ministrów stanowiliby popierający taką politykę nasi dziennikarze z wydawcą na czele, liczba i ranga odwiedzających nasz kraj polityków w ogóle nie uległaby zmianie. Odpowiadając zatem na pytanie naszego Czytelnika – inżyniera: wzmożona turystyka amerykańskich notabli na destynacji Polska, nawet w jednym procencie nie jest i nie będzie spowodowana powabem prezentowanym przez polityków PiS czy miłością do nas i naszego kraju. Money is important (ważne są pieniądze), business is business (w biznesie chodzi o profit) – to takie amerykańskie… Należy zauważyć, że zloty w Polsce najważniejszych tego świata datują się od dnia inwazji Rosji na Ukrainę. To zasługa naszego położenia geograficznego, jak również faktu, że jesteśmy członkiem NATO i właśnie podnosimy wydatki na zbrojenia do 3 proc. PKB – najwięcej w Europie.

W ostatnich latach zawarliśmy zbrojeniowe kontrakty na setki miliardów złotych – przede wszystkim z USA. Po zakupie w 2018 roku zestawu rakiet Patriot za 4,75 mld USD i dwa lata później 32 samolotów bojowych piątej generacji F-35 za 4,6 mld USD, zawarliśmy w minionym roku rekordową umowę na zakup 250 amerykańskich czołgów Abrams wartości 4,85 mld USD. Trudno więc dziwić się, że Amerykanie noszą Polskę na rękach, wychwalają nas pod niebiosa, a ich prezydent bywa u nas częściej niż w innych, znacznie większych państwach. Za takie pieniądze…

Korei Południowej zapłacimy 3,55 mld USD za 218 wyrzutni K239 Chunmoo, kolejne 3,37 mld USD za 180 czołgów K2 oraz 2,4 mld USD za aż 212 armatohaubic K9. W mijającym roku wartość podpisanych umów wieloletnich na zakup uzbrojenia przekroczyła 100 mld złotych. To rekord w III RP. W tym roku budżet na obronność ma wzrosnąć do co najmniej 97 mld. Do tego dojdą środki z Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych, więc na armaty będziemy mogli wydać kolejne ponad 130 mld. Analitycy Defence.pl wyliczyli, że suma wszystkich wydatków na obronę narodową do 2035 r. może osiągnąć astronomiczną wysokość 1,7 bln złotych! A jesteśmy w finansowym dołku, mamy w kraju 17-procentową inflację, szybujące koszty obsługi coraz droższych kredytów, niedofinansowaną i niezreformowaną służbę zdrowia, dramatyczny stan dziecięcej i młodzieżowej psychiatrii, masowo plajtujące średnie i małe przedsiębiorstwa, a nawet hospicja. Czy nie czas na zaciągnięcie hamulca i radykalne ograniczenie programów zbrojeniowych już realizowanych?

Straszak w postaci ewentualnej napaści Rosji Putina na Polskę nie daje obecnemu rządowi legitymacji do aż tak rozbuchanej rozbudowy polskiego arsenału obronnego. Słowacja i Republika Czeska zachowują bardzo poprawne stosunki z USA i UE, są członkami NATO, ale nie przejawiają objawów militarnego zakupoholizmu. Czesi zamiast drogich amerykańskich samolotów F-16 wzięli w leasing (nie kupili) tańsze, ale równie nowoczesne szwedzkie myśliwce SAAB JAS 39 Gripen. Zakup ten świadczy o rozwadze czeskich polityków, którzy od zawsze wyznają zasadę niewychodzenia przed szereg. Czy Polskę stać na wydanie w najbliższych latach 1,7 bln złotych na zakup armat? Czy tak gigantyczne wydatki na zbrojenia są uzasadnione w sytuacji spadku polskiego PKB aż o 2,4 proc. kwartał do kwartału – największego, poza Ukrainą, spadku PKB w Europie? Wszak jako członek NATO mamy gwarancję nienaruszalności naszych granic, wynikającą z art. 5 Paktu („Strony zgadzają się, że zbrojna napaść na jedną lub więcej z nich w Europie lub Ameryce Północnej, będzie uznana za napaść przeciwko nim wszystkim”). Oczywistym jest, że powinniśmy unowocześniać nasze siły zbrojne, to konieczność wynikająca choćby z naszej przynależności do NATO, ale 2 proc. PKB na zbrojenia powinny w zupełności wystarczać. Niemcy, Włochy czy Hiszpania wydają w przedziale 1-1,5 proc. PKB, bardziej zagrożone niż my Litwa i Estonia przeznaczają na zbrojenia odpowiednio 2,36 i 2,34 proc., Łotwa 2,10 proc., my 2,42 proc. i zmierzamy ku 3 proc. PKB.

Kiedy zaczniemy już wydawać na armaty i amunicję 3 proc. PKB, uplasujemy się na drugim miejscu w NATO, tuż za ekonomiczną i militarną potęgą, jaką są Stany Zjednoczone (3,47 proc.). Mam wrażenie, że wówczas intensywność wizyt w Polsce najważniejszych polityków z Białego Domu jeszcze bardziej wzrośnie. Bez względu na to, kto będzie wówczas rządził naszym krajem.

Fot. wikipedia

Wróć