Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Nie było nas, był las, nie będzie nas, będzie...?

19-07-2023 20:39 | Autor: Maciej Petruczenko
Wszystkim mędrcom, którzy uważają, że człowiek to szczególny stwór boski, mający – w odróżnieniu od zwierząt – duszę, zwracam skromnie uwagę, iż mimo wszystko pozostajemy zwierzętami. Tylko za naszego życia potwierdzili to liczni kapłani, którzy, kierując się czysto zwierzęcym instynktem, nie mogli się powstrzymać od seksualnego napastowania dzieci, a od tego nie mógł się również powstrzymać aż nadto dobrze znany, skądinąd ursynowski muzyk jazzowy. Najświeższe badania dokumentalne wykazały w dodatku, że nawet będący najporządniejszym w świecie człowiekiem Karol Wojtyła – jeszcze jako biskup krakowski godził się latami na utrzymywanie w stanie kapłańskim nałogowego pedofila, wyrokowca, posyłanego łaskawie do kolejnych parafii w Polsce i na Ukrainie i korzystającego z całą bezczelnością z tolerancyjnej postawy instancji kościelnych wobec niego.

Trudno o większą obrzydliwość niż kreujący się na świętą osobę ksiądz, dobierający się do nieletnich dziewczynek bądź chłopców ufających w dobroć i autorytet Kościoła. Chociaż dużo się w polskim prawie zmieniło, nie zmieniła się w ślad za tym mentalność hierarchów, dla których każda krytyka pedofila w sutannie jest od razu „atakiem na Kościół”. To tak jak skrytykowanie ze względów merytorycznych osoby pochodzenia żydowskiego traktowane jest z miejsca jako antysemityzm. Tymczasem – jak słusznie powiadał największy orędownik polsko-żydowskiego pojednania Szewach Weiss – w każdym narodzie i w każdym zawodzie są ludzie dobrzy i źli. Ani sutanna, ani mycka nie czynią automatycznie z człowieka anioła.

Szacunek wobec bliźniego jest w zasadzie normowany prawnie. Nie można bezpodstawnie naruszać czyjegoś dobrego imienia i sfery czyjejś wolności osobistej. Niestety, szereg przykładów wskazuje obecnie, że prominentni przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości mają to coraz częściej, mówiąc najdelikatniej – w dupie. A w ślad za nimi funkcjonariusze organów porządkowych naruszają ową sferę coraz śmielej i z coraz większą brutalnością. I zamiast broniących ogółu obywateli stróżów prawa mamy wysługujących się politycznym prominentom pretorianów, realizujących nierzadko zadania po prostu kompromitujące.

Jakoś nie słyszałem, żeby policja wkroczyła nagle do pałacu któregokolwiek biskupa lub arcybiskupa i wzięła go za fraki w związku z przejawianą przezeń wieczną tolerancją dla przestępstw w księżych szeregach. Ani policjanci, ani izby skarbowe nie interweniowały też, gdy przez wiele lat Kościół, który miał z pomocą komisji majątkowej odzyskać dobra zabrane mu przez komunę, nadużywał ustawowej łaskawości do szaleństwa, wyciągając chciwe ręce po o wiele więcej niż mu się należało. A interesu publicznego i ludzkich potrzeb pazerni proboszczowie, biskupi, zakonnicy w ogóle nie brali pod uwagę.

Teraz zaś całą Polską wstrząsnęła wiadomość, że do krakowskiego szpitala, do którego ratownicy medyczni przywieźli pacjentkę gotową ewentualnie targnąć się na swoje życie, wkroczył cały oddział policjantów, żeby koniecznie wyśledzić, czy zażytą ponoć przez siebie tabletkę wczesnoporonną pozyskała ona z legalnego czy nielegalnego źródła. Podobno ciąża miała zagrażać jej zdrowiu i życiu, więc jakimś komendantom wydało się naturalne, że w tej sytuacji najlepiej przysłużą się nieszczęśnicy mundurowi, którzy w szpitalu utworzyli kordon wokół jej łóżka. Osaczona kobieta nie chciała wszakże w obecności intruzów zdjąć majtek, co uzasadniała wstydem, bo z narządów rodnych ciekła jej krew.

Różne znam przypadki interwencji medycznych, ale po raz pierwszy się dowiaduję, że problemom chorej mają zapobiec nie lekarze (psychiatrzy, ginekolodzy...), tylko policjanci. Tak to, krok po kroku, w coraz większym stopniu narusza się wolność osobistą i prawa do własnych wyborów obywateli i obywatelek. Wydawało się, że pozbawianie możliwości wykonywania zawodu przez sędziów i prokuratorów nielubianych przez władzę państwową jest wprost nieprawdopodobnym ekscesem. Okazuje się jednak, że w tłumieniu swobód jednostki można pójść o wiele dalej.

Obecna władza nie daje żyć nie tylko ludziom, lecz także lasom. Z niemałym przerażeniem obserwuję, jak bieżący cel komercyjny pcha urzędników czujących się właścicielami Polski do straszliwego ogałacania zielonych gęstwin z drzew pod pozorem uzdrawiającej wycinki. Duże zwierzęta leśne już wkrótce nie będą miały gdzie się schronić. Nic dziwnego więc, że coraz częściej wchodzą do miast, co przez mieszkańców traktowane jest na ogół z sympatią, ale wobec nasilenia tych wizyt w miejsce sympatii pojawia się strach. Zwłaszcza wtedy, gdy na ulice wkroczy większe stado dzików, w tym locha z warchlakami, zawsze zdolna do zaatakowania każdego, kto jej stanie na drodze. Ostatnio mieliśmy defiladę dzikich świń w rejonie ulicy Puszczyka na Ursynowie, ale to samo powtarza się we wszystkich dzielnicach Warszawy ze Śródmieściem włącznie i prezydent Rafał Trzaskowski z ciężkim sercem wprawdzie, ale zgodził się w końcu na przynajmniej częściowy odstrzał tej zwierzyny. W sytuacji, gdy mamy przyspieszony zanik przyrody w naszym cywilizowanym świecie, to bardzo smutna konieczność. A gdzie w końcu ma podziać się dzika zwierzyna, jeśli sztab szykujący nam Centralny Port Komunikacyjny w gminach Baranów, Teresin i Wiskitki planuje ewentualne przecięcie Parku Krajobrazowego Lasów Chojnowskich autostradą?

Na co dzień obserwujemy w nieco mniejszej skali szaleńcze posunięcia deweloperów, gotowych wybudować mieszkaniówkę na najmniejszym nawet skrawku terenu albo gdzieś w szczerym polu, całkowicie pozbawionym niezbędnej do życia infrastruktury. W niejednym miejscu Warszawy jeden mieszkaniec zagląda drugiemu bezpośrednio do okna i można tam niemalże podawać sobie rękę z balkonu do balkonu. Ja akurat – w takim miejscu na pewno bym nie chciał mieszkać.

Wróć