Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Niebo płacze nad warszawskim sportem...

11-11-2015 17:22 | Autor: Maciej Petruczenko
Tego dnia lało jak z cebra, a pod zamkniętą dla młodzieży bramą nieczynnego już obiektu WKS Gwardia przy Racławickiej zebrała się grupa desperatów, domagających się ratowania niszczonego przez władze sportu warszawskiego. Wśród demonstrantów znaleźli się mistrz olimpijski w boksie (Montreal 1976) Jerzy Rybicki, mistrz olimpijski w piłce nożnej (Monachium 1972) Jerzy Kraska oraz dwójka wicemistrzów z Moskwy 1980 – Urszula Kielan (skok wzwyż) i Andrzej Supron (zapasy).

Rybicki trafnie zauważył, że nawet niebo płacze nad warszawskim sportem, znokautowanym przez decydentów i szczebla miejskiego, i szczebla państwowego. Bo kluby szkolące zawodników pod kątem sportu wyczynowego nie znajdują w mieście zrozumienia – wyjąwszy oczywiście piłkarzy Legii, którym miasto zafundowało za blisko pół miliarda złotych nowy stadion, oraz łyżwiarzy szybkich, którzy mają zagwarantowane zadaszenie toru na Stegnach. Jak na ironię, obie inwestycje nie rozwiązują głównych problemów, związanych ze sportem wyczynowym w stolicy. Legia bowiem powinna grać nie przy Łazienkowskiej, lecz na supernowoczesnym i znakomicie położonym komunikacyjnie Stadionie Narodowym, lodowe Stegny zaś to frajda dla garstki entuzjastów, jakkolwiek dobre i to, bo zawsze lepszy rydz niż nic.

Tymczasem nie ma warunków do rozwoju dwu podstawowych dyscyplin plenerowych: piłki nożnej i lekkoatletyki. Pełnowymiarowe boiska piłkarskie są jedne po drugim likwidowane – samo zamknięcie stadionu Gwardii oznacza utratę trzech placów. Nie ma już dwu takich boisk na terenie Warszawianki. Niedawno chciano też zlikwidować futbolowe boisko Varsovii koło Mostu Gdańskiego, a dwa boiska Spójni koło Centrum Olimpijskiego już dawno straciły piłkarsko-lekkoatletyczną funkcję. Na Woli idzie pod zabudowę biurową czy też mieszkaniową stadion Sarmaty. Nie wiadomo, co będzie ze sportowym kompleksem Skry przy Wawelskiej, gdzie klubowi zapaleńcy położyli nowy tartan na stadionie lekkoatletycznym, którego trybuny są kompletnie zrujnowane. Klub jest oblegany przez komorników, bo miasto – wbrew swojej oficjalnej strategii – zamiast go wesprzeć, próbuje zadusić.

Podobnie podchodzi się do działalności innych klubów z wielkimi tradycji. Dlatego pod bramą Gwardii – obok prezeski tego klubu Małgorzaty Terleckiej-Fischer – protestował prezes Skry, a jednocześnie trener rekordzistki świata w rzucie młotem Anity Włodarczyk – Krzysztof Kaliszewski, protestowali inni prezesi. Bo powody do narzekań mają i Orzeł, i Hutnik, i Warszawianka, i Marymont, i Olimpia, i Okęcie...

Policja organizuje wciąż akcje uświadamiające młodzieży zagrożenia wynikające z używania narkotyków i walczy ze stadionowymi chuliganami. Zamiast rozróbek doradza uprawianie sportu. Ale 1000 sportowców, trenujących na zarządzanych przez policyjne instancje obiektach Gwardii, wyrzucono na zbity pysk i los tych młodych ludzi ani stróżów prawa, ani władz miasta, ani też kolejnych ministrów spraw wewnętrznych, a także ministrów sportu – nie interesuje.

Obok chętnych do trenowania futbolu i lekkoatletyki w rozpaczliwej sytuacji znajdują się więc warszawscy adepci siatkówki, koszykówki, piłki ręcznej, boksu, judo, zapasów, pływania, kolarstwa... Nawet całkiem nieźle rozwijający się i bardzo pożyteczny baseball został w Warszawie dobity. Sport wyczynowy w mieście na głowie stoi i już nie wiem naprawdę, kto ma interes w udostępnianiu wspomnianego stadionu komunalnego przy Łazienkowskiej – spółce, która miast Legii, opartej przede wszystkim na warszawskim narybku piłkarskim, proponuje nam oglądanie zbieraniny przeciętnych graczy, tworzących swego rodzaju Legię Cudzoziemską.

W minionym 25-leciu zajęta rozgrywkami politycznymi Rada Warszawy całkiem nieodpowiedzialnie podeszła do spraw sportu wyczynowego i nie zadbała właściwie o utrzymanie i modernizację obiektów. Teraz mamy tego opłakane skutki. Zrozpaczony z powodu wygnania bokserów i z Racławickiej, i z Hali Mirowskiej, zwanej Halą Gwardii, mistrz Jerzy Rybicki nie kryje rozgoryczenia, określając to, co zrobiono ze sportem w stolicy, ostrymi słowami: – To hańba dla Warszawy.

I trudno się z nim nie zgodzić.

Gwardyjskie niedobitki urządziły swoją część akcji ratunkowej pod hasłem „Piszemy nową historię” jako drugi etap niedawnego protestu, zorganizowanego w hali Skry. Wątpię jednak, żeby jakiekolwiek słowa mogły znaleźć zrozumienie u dotychczasowych decydentów. Ciekawe, jak by na to spojrzał nowy Sejm i jak by zareagował nowy prezydent RP, który na Stadionie Narodowym tak chętnie bratał się z piłkarzami reprezentacji Polski po ich zwycięstwie nad Irlandią...

Wróć