Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Niech się pamięta, nie tylko od święta

21-12-2022 20:08 | Autor: Maciej Petruczenko
Tylko starsze pokolenie może jeszcze pamiętać, że święta Bożego Narodzenia kojarzyły się na całym terenie Polski nie tylko z Jezusem w stajence, opłatkiem, wigilijnymi przysmakami i kolędami, lecz również z zalegającym wszędzie śniegiem. W tym roku akurat śnieg dostaliśmy w Warszawie w przedgwiazdkowym prezencie i zgodnie z prognozami biały puch nie mógł doczekać do świąt. Sam nastawiałem się na świąteczny kulig, który szybko stał się jedynie powracającym marzeniem. I tylko z łezką wzruszenia mogę wspominać, jak jeszcze pod koniec lat siedemdziesiątych mogłem jeździć po rembertowskich lasach wielkimi, wygodnymi saniami, zaprzężonymi w rączego konia.

Dziś próżno wyglądać i śniegu, i kolędników, chadzających kiedyś od domu do domu. Obecnie można się co najwyżej spodziewać spryciarzy, usiłujących naciągnąć nas na pieniądze metodą „na wnuczka”… A i tak trzeba uważać się za szczęściarza, jeśli na firmamencie pojawi się wyłącznie spadająca gwiazda, a nie rakieta produkcji rosyjskiej, która nam spadnie na łeb.

O tym, jak się odczuwa bombardowanie, może nam powiedzieć co nieco Warszawianka 2022 Roku – 95-letnia Wanda Traczyk-Stawska, weteranka Powstania 1944. To jedna z niewielu już Polek, którym przyszło przeżyć niepewne czasy międzywojnia, kataklizm drugiej wojny światowej, stalinowski okres represji, odwilż październikową, gomułkowską stabilizację, gierkowskie otwarcie na świat, rewolucję z Wałęsą w roli głównej i czas dyktatorskich rządów Jaruzelskiego, by teraz nawoływać do przywrócenia ideałów solidarnościowych w sytuacji, gdy władza tylko sobie dogadza, rośnie w piórka, a co najgorsze – odcina nas od Unii Europejskiej. Mieszkająca w Wawrze pani Wanda (powstańcze pseudo „Pączek”) ma świadomość, że jej siedziba znajduje się na dawnym szlaku marszruty Napoleona na Moskwę. Ta odważna obywatelka Rzeczypospolitej nie boi się protestować publicznie przeciwko uzurpatorskim poczynaniom dzisiejszych samodzierżawców. Staje między innymi w obronie kobiet, których wolności dzisiejsi prawodawcy usiłują uszczuplić. Dobrze, że tę ciocię mistrza olimpijskiego w skoku wzwyż Jacka Wszoły honoruje przynajmniej władza stołeczna, bo władza państwowa najchętniej nasyła na nią policję.

Niezłomna pani Wanda to młodsza koleżanka mojego – już świętej pamięci - ojca i stryja z Powstania Warszawskiego. Wszyscy troje wyrośli w czasach, gdy Kościół był dla społeczeństwa pozostającą przez wieki ostoją. Stryj brał ślub kościelny w gorącym czasie walki z Niemcami już jako żołnierz batalionu „Kiliński”. Powojenna władza ludowa dała mu wilczy bilet co do możliwości zatrudnienia w instytucjach i przedsiębiorstwach państwowych. Jako jeden z prawdziwych bohaterów Powstania nie mógł nawet opowiadać publicznie o swoich czynach. Dopiero podczas pogrzebu stryja przypomniał o nich ksiądz i koledzy z Kilińskiego.

Piszę o tym, bo dziś coraz trudniej uznawać Kościół za społeczną ostoję. W sferze sakralnej więcej mamy przyzwyczajenia i tradycji niż zaangażowania duchowego. Nietrudno to zrozumieć, gdy się dostrzeże uparte pozostawanie sfer kościelnych w okopach średniowiecza. Czy ma sens wpajanie młodzieży szkolnej podziału na piekło i niebo w sytuacji, gdy człowiek już lata na Księżyc? I czy da się na dłuższą metę utrzymać dyskryminację kobiet, jeśli chodzi o posługę kościelną? Albo celibat księży, całkowicie sprzeczny z tak często podnoszonymi przez Kościół prawami natury? Inna sprawa, że wiele spraw związanych z wiarą w rzeczy nadprzyrodzone już dawno uległo zwykłej komercjalizacji. Bożonarodzeniowe zaangażowanie emocjonalne wiąże się nie tyle z duchowym skupieniem, ile z bieganiem za prezentami pod choinkę albo za świeżym karpiem. Kto bywa w krajach kultury zachodniej, ten wie zresztą, że tzw. Christmas time w supermarketach zaczyna się niekiedy już w październiku.

W obszarze polskiej polityki natomiast nastał taki czas, że coraz trudniej się zorientować, kto z apostołów obecnej władzy jest Judaszem, a kto świętym Piotrem. Większość z nich jednak widzi swego Wielkiego Przewodnika w osobie faceta zwanego potocznie „Ojcem Rydzykiem”, który tłucze niezłą kasę na flircie z rządem. Wiernym już trudno się zorientować, czy ważniejsze jest wyznanie jasnogórskie, łagiewnickie, czy toruńskie. Tym bardziej, że dla naszych biskupów Rzym ze swym urzędem w Watykanie jakby przestał być jednoznaczną centralą, choć ta centrala coraz częściej przywołuje ich do porządku, a nawet daje klapsy.

I są to kary jak najbardziej zasłużone, o czym przekonują społeczeństwo liczne już filmy i reportaże dotyczące nadużyć i wypaczeń w życiu duchowieństwa, przez długi czas usiłującego pozostawać poza powszechnie obowiązującym prawem.

Pewnie dlatego w dużym stopniu zanikł praktykowany jeszcze niedawno zwyczaj wiązania niektórych księży z jednostkami sportowymi. Kto jeszcze pamięta znanych z mass mediów opiekunów duchowych piłkarskiego klubu Legia Warszawa? Na pewno pozostał jeszcze taki opiekun w Polskim Komitecie Olimpijskim, czemu nie sposób się dziwić, skoro sama siedziba PKOl nosi imię Jana Pawła II, który był wielkim zwolennikiem, a nawet promotorem sportu. W jednej z parafii podwarszawskich napotkałem proboszcza, który był przede wszystkim zawodowym nauczycielem języka polskiego i choćby z tego względu wygłaszał bardzo mądre kazania. A młodzież przyciągał do Kościoła właśnie poprzez sport, organizując turnieje piłki nożnej, siatkówki, koszykówki. Teren przykościelny oddał pod sfinansowaną przez gminę budowę boisk do tych sportów. Efekt był taki, że młodzi ludzie walili do Kościoła drzwiami i oknami, a przede wszystkim korzystali z możliwości wyżycia się na boiskach.

Szkoda, że ksiądz prałat Dariusz Gas, proboszcz ursynowskiej parafii Wniebowstąpienia Pańskiego nie ma takich terenów, ale jest na szczęście zwolennikiem sportu i swego czasu w piłkarskiej reprezentacji Polski księży należał do najlepszych graczy. Może więc naszej drużynie narodowej z Robertem Lewandowskim na czele bardziej od trenera przydałby się przewodnik duchowy i wtedy wyniki na mistrzostwach świata byłyby lepsze?

Zastanawiając się nad tym, życzę nie tylko Czytelnikom „Passy” jak najmilszych Świąt.

Wróć