Rozkopana stolica to jedno, ale brak inwestycji i remontów to zjawisko jeszcze gorsze. Istnieje wielka i nagląca potrzeba modernizacji istniejącej infrastruktury drogowej w wielu punktach miasta. Przekonują się o tym codziennie zwłaszcza ci, którzy pchają przed sobą wózek z dzieckiem po wertepach w miejscu chodnika, czy inwalidzi próbujący pokonać przeszkody na swojej drodze. Na Dolnym Mokotowie wymaga to wysiłku niemal na miarę sportu wyczynowego. Trzeba nie lada ekwilibrystyki, aby wjeżdżać na wysokie krawężniki bez podjazdów oraz pokonywać nierówności, dziury i wyboje. Można odnieść wrażenie, że o niektórych ulicach w naszym mieście decydenci zapomnieli.
Ale, zostawmy na boku wszelkie niedogodności… Nie o tym chcę mówić czy też pisać w tym felietonie. Wspominając o życiu na zakręcie, wcale nie myślałem o problemach komunikacyjnych i niedoróbkach drogowych. Posłużyłem się tą metaforą, aby uzmysłowić czytelnikom, w jakich czasach żyjemy. Otóż, bez wątpienia są to czasy „ciekawe” niczym te w przypisywanym Chińczykom powiedzonku albo też klątwy: „Obyś żył w ciekawych czasach”. Nie jestem ekspertem od chińskich powiedzonek, a tym bardziej złorzeczeń. Nie wiem nawet, czy powiedzenie to naprawdę zawdzięczamy tej najliczniejszej na naszej planecie nacji. Jednego jestem pewien, że przez wiele lat mojego długiego już życia nie miałem do czynienia z takim natłokiem wydarzeń. Być może, odpowiadają za to media, które nie ustają w dostarczaniu nam coraz to nowszych informacji. Wszelkie newsy, niezależnie od tego, czy są prawdziwe, czy nie są – podaje się codziennie w rozmaitych środkach przekazu. Pełno ich w tabloidach, radiu, telewizji, a przede wszystkim w Internecie. Nowinki ze świata możemy też znaleźć w smartfonach, z którymi większość z nas prawie się nie rozstaje. Z jednej strony jesteśmy informowani, a z drugiej nasz umysł jest zaśmiecany przez medialną papkę.
A wracając do wspomnianego wyżej zakrętu, powiem, że mamy niewątpliwie do czynienia z przełomem. Zmienia się wiele i to szybko. Na naszych oczach (dzięki mediom właśnie) możemy śledzić przebieg wojny za naszą wschodnią granicą. Niemal codziennie dzieje się coś, co wprawia w osłupienie i sprawia, że żyjemy niczym w oku cyklonu. Wprawdzie patrząc z perspektywy własnego podwórka, możemy czuć się bezpieczni, ale nie żyjemy na odizolowanej od świata wyspie.
Niestety, na tle różnych wydarzeń nie zauważamy że opuszczają nas ludzie, których znaliśmy przez długie lata. Odchodzą wybitni aktorzy, którzy jeszcze niedawno gościli w naszych domach, których twarze widzieliśmy na ekranach telewizorów i kin, których talent mogliśmy podziwiać na scenach teatralnych i na deskach estrady. Ledwie pożegnaliśmy znakomitego aktora, twórcę teatru Kamienica – Emiliana Kamińskiego, czy wyjątkowego krakowskiego artystę malarza, rysownika, scenografa, filozofa i teologa prawosławnego i pedagoga Jerzego Nowosielskiego, a już żegnamy popularnego i lubianego aktora Leona Pietraszaka. Niestety, znika świat, w którym żyliśmy dotąd. Oczywiście, nic i nikt nie trwa wiecznie, trudno jednak zaprzeczyć, że zmiany wokół nas zachodzą niemal lawinowo. Widać to właśnie w świecie kultury i sztuki. Wielcy twórcy, artyści, luminarze, którzy towarzyszyli nam przez dekady odchodzą do panteonu nieżyjących. Nie możemy tu mówić o wymianie pokoleń, bo nie ma ludzi, którzy mogliby tego rodzaju twórcze indywidualności zastąpić. Czy znajdzie się ktoś, kto zapewni nam takie kreacje, jak Leonard Pietraszak w serialu „Czarne chmury”, czy w serialu Czterdziestolatek i wielu innych rolach? Czy znajdą się godni następcy wielkich i lubianych aktorów tej klasy, co nieodżałowana Irena Kwiatkowska, Jan Kobuszewski, Jan Nowicki? Cóż, poczekajmy, przekonamy się o tym. Pozostaje mieć nadzieję, że tak będzie.