Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Organizacje pozarządowe a ustrój Warszawy

11-01-2017 21:06 | Autor: Prof. dr hab. Lech Królikowski
Ósmego grudnia 2016 r. w sali odczytowej Pałacu Ślubów na Starym Mieście odbyło się kolejne spotkanie konsultacyjne związane z tworzeniem „Strategii rozwoju Warszawy do 2030 roku”. Zatytułowane było: Rozwój dialogu i komunikacji społecznej.

Na spotkanie przybyli liczni przedstawiciele organizacji pozarządowych, których w Warszawie jest bardzo wiele. Z natury rzeczy organizacje tego typu są niezbyt potężne, jeśli chodzi o liczbę członków. Wystarczy, że jest jeden charyzmatyczny przywódca, walczący np. o domki dla owadów, aby dana organizacja zaistniała w tzw. przestrzeni publicznej. Podczas burzliwej dyskusji, prowadzonej przez zespół programu „Warszawa 2030” oraz przedstawicieli władz stolicy,  zastanawiano się nad sposobami zwiększenia roli i znaczenia organizacji tego typu w funkcjonowania naszego miasta.  Ich istnienie i rozwój jest jednym z wyznaczników naszych czasów, szczególnie w krajach Unii Europejskiej. A ten rozwój trzeba wspierać, zamiast tylko udawać, że się to robi, jak – moim zdaniem – ma to miejsce w opisywanej sytuacji.

Przysłuchiwałem się uważnie dyskusji, aż w końcu zabrałem głos. Stwierdziłem, iż uwzględniając ustrój naszego miasta, nadawanie szczególnego znaczenia organizacjom pozarządowym jest wybiegiem taktycznym ze strony samorządowych władz stolicy. Nikt oczywiście nie kwestionuje roli tych organizacji w życiu społecznym, ale należy ich miejsce widzieć na tle ustroju miasta i istniejących w nim realiów politycznych.  Tu muszę przypomnieć, iż od 2002 r. Warszawa jest jedną gminą podzieloną na 18 dzielnic, czyli – zgodnie z ustawą – 18 jednostek pomocniczych stołecznej gminy. Dzielnice mają natomiast prawo tworzenia na swoim terenie tzw. jednostek pomocniczych niższego rzędu, czyli np. rad osiedli. W tak rozbudowanej i sformalizowanej strukturze nie ma  (a raczej nie powinno być) najmniejszego problemu z przekazywaniem „sygnałów od ludności” na kolejne poziomy władz samorządowych. Istotą tego systemu jest bowiem zasada subsydialności, czyli dana sprawa powinna być rozpatrzona na możliwie najniższym poziomie władzy terenowej, a jeżeli na tym poziomie nie może być rozstrzygnięta, dopiero wówczas powinna być przekazywana na wyższy poziom. Taki system funkcjonowania administracji terenowej usankcjonowany jest  w polskim systemie prawnym oraz w umowach międzynarodowych. Jedną z nich jest Europejska Karta Samorządu Terytorialnego (dalej – EKST) sporządzona przez Radę Europy 15 października 1985 roku.  Dokument ten został ratyfikowany przez Polskę 26 kwietnia 1993 r. i ogłoszony w „Dzienniku Ustaw”  z 25 listopada 1994 r.   W opublikowanej wersji Karty, po tekście merytorycznym zamieszczono następującą informację:

„Po zapoznaniu się z powyższą Kartą, w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej oświadczam, że:

– została ona uznana za słuszną w całości, jak i każde z postanowień w niej zawartych,

– jest przyjęta, ratyfikowana i potwierdzona,

–  będzie niezmiennie zachowywana.

Przytoczyłem pełny tekst oświadczenia Prezydenta RP, na dowód, iż przepisy Karty – teoretycznie rzecz ujmując – obowiązują w naszym państwie. Ale!

W art. 4 ust. 3 EKST napisano m. in.: „Generalnie odpowiedzialność za sprawy publiczne powinny ponosić przede wszystkim te organy władzy, które znajdują się najbliżej obywateli”. (…).

W naszym mieście, na podstawie tzw. ustawy warszawskiej z 2002 r., najbliżej obywateli są samorządowe władze dzielnic (jednostek pomocniczych gminy Warszawa), które powołane zostały ustawą, a ta ustawa określa ich kompetencje, obowiązki, sposób finansowania itd. W ustawie warszawskiej (art. 6) napisano, że „Organem stanowiącym i kontrolnym dzielnicy jest rada dzielnicy, a organem wykonawczym – zarząd dzielnicy”.  Problem jednak w tym, że Rada m. st. Warszawy, która sporządziła i uchwaliła  statuty dzielnic, tak je „przykroiła”, że rady dzielnic o niczym nie stanowią, czyli  nie decydują władczo o czymkolwiek (jak zapisano w ustawie). Rady dzielnic decydują jedynie o wyborze władz dzielnicy, natomiast we wszystkich innych sprawach wyłącznie opiniują,  decyduje zaś Rada Warszawy. Tak więc,  o sprawach publicznych mieszkańców dzielnic nie decyduje organ będący najbliżej obywatela (art. 4 ust. 3 EKST),  ale  centralna władza 2-milionowego organizmu miejskiego, który jest większy od kilku państw Unii Europejskiej (Malta 0,4, Luksemburg 0,5, Estonia 1,3, Słowenia 2,o mln). Jest to  – moim zdaniem – jawnie niezgodne z literą i duchem Europejskiej Karty Samorządu Terytorialnego.  Jest też dowodem na pazerność i zawłaszczanie uprawnień przez kolejne ekipy rządzące naszym miastem od 2002 roku.

Inny przykład prawnej obłudy. Na podstawie § 53  Statutu Dzielnicy, rada dzielnicy może powołać jednostki pomocnicze niższego rzędu, dla których określa organizację, szczegółowy zakres działania itd. Sęk jednak w tym, że rada dzielnicy nie może przekazać radom osiedli żadnych uprawnień władczych, albowiem sama takowych nie posiada. Nie neguję potrzeby tworzenia rad osiedli, ale bez konkretnych uprawnień są to twory pozbawione istotnego znaczenia dla społeczności lokalnych. Z całą mocą podkreślam w tym miejscu, iż system administracji samorządowej opisany w Konstytucji oraz  w ustawach, a także w Europejskiej Karcie Samorządu Terytorialnego, przewiduje kompetencje dla każdego szczebla samorządu gminy, natomiast w praktyce samorząd terytorialny m. st. Warszawy  w znaczącym stopniu rozmija się z obowiązującym prawem, a przykładem jest praktyczne ubezwłasnowolnienie rad dzielnic, czyli ciał „stanowiących”, choć to organizmy  społeczne większe niż niektóre miasta wojewódzkie w naszym kraju.

Powróćmy w tym miejscu do opisanego na wstępie problemu organizacji pożytku publicznego w kształtowaniu przyszłości naszego miasta. W tej sprawie jestem sceptyczny, albowiem struktury samorządu terytorialnego –  jakimi są dzielnice – choć mają oparcie  w całym systemie prawnym Rzeczypospolitej, to praktycznie są ubezwłasnowolnione. Czego więc można spodziewać się po  proponowanej przez władze miasta większej roli organizacji pożytku publicznego, które takiego umocowania nie mają?

Na wspomnianym spotkaniu zadałem organizatorom pytanie, czy w przygotowywanej strategii do 2030 r. uwzględnili wady obecnego ustroju stolicy. Nie otrzymałem na to pytanie odpowiedzi. A moim zdaniem, jest to kwestia zasadnicza, albowiem w projekcie „Strategii rozwoju Warszawy do 2030 roku” wymieniono kilka celów strategicznych. Pierwszy z nich nazwany został: „Odpowiedzialna wspólnota”. Autorzy opracowania stwierdzili, że cel ten zostanie osiągnięty poprzez realizację dwóch celów operacyjnych: 1.1. Dbamy o siebie nawzajem tworząc wspólnotę; 1.2. Wspólnie decydujemy o naszym mieście. 

Jak to fundamentalne założenie strategiczne (cel strategiczny nr 1) ma się do rzeczywistości ustrojowej Warszawy?  Konstytucja w art. 15 ust. 1 głosi: „ustrój terytorialny Rzeczypospolitej Polskiej zapewnia decentralizację władzy publicznej”. Natomiast w praktyce, czyli obecnie,   Rada Warszawy decyduje prawie o wszystkim, także  w dzielnicach, np. o przeniesieniu 1 tysiąca złotych w budżecie Ursynowa z remontu chodnika na ulicy X – na remont dziury w jezdni na ulicy Y. W Warszawie mamy do czynienia  z postępującą centralizacją i postępującą degradacją samorządów dzielnic, nie mówiąc już o samorządach osiedli. Zasłoną dymną tego procesu jest – moim zdaniem – tzw. budżet partycypacyjny. Oto mieszkańcy mogą wskazać lokalne inwestycje poprawiające komfort życia w dzielnicach.  A od czego mamy dzielnicowych radnych i radnych jednostek pomocniczych niższego rzędu?  No ale jeżeli radni zgłoszą takie pomysły, to partia rządząca w nic nie zyska propagandowo, a przy budżecie partycypacyjnym ma się czym się pochwalić. Patrzcie i podziwiajcie jacy jesteśmy dobrzy!  Na Ursynowie np.  w ostatnim czasie z budżetu partycypacyjnego masowo zawęża się główne ulice. Bo wyborcy tego sobie życzyli! A to, że tworzą się korki, że rowerzyści wtłoczeni są pomiędzy jadące i stojące samochody, że wozy bojowe Straży Pożarne nie mieszczą się na wyznaczonych pasach – jakie ma to znaczenie w porównaniu z wiecznością , albo sprawowaniem władzy?

Stąd w moim przekonaniu, cały szum wokół strategii rozwoju Warszawy i jej sztandarowego celu, tj. budowy „Odpowiedzialnej wspólnoty” – nie ma najmniejszego sensu przed sporządzeniem  wnikliwej i bezstronnej diagnozy dotyczącej stanu samorządu terytorialnego stolicy oraz jego zgodności z obowiązującym w Polsce porządkiem prawnym. Tak długo, jak władze stolicy nie zdecydują się chociażby na wykonanie takiej oceny, tak długo mówienie o roli i znaczeniu organizacji pozarządowych w budowie przyszłości naszego miasta, pozostanie jedynie zagrywką „piarową”, obliczoną na naiwnych. Władze stolicy nie tylko same nie zainicjowały takiej diagnozy, ale –  moim zdaniem – nie pozwoliły na jej sporządzenie zespołowi przygotowującemu od miesięcy kolejną wersję strategii rozwoju miasta. A bez prawidłowej oceny sytuacji w punkcie wyjścia, nigdy nie osiągniemy wyznaczonych celów strategicznych!

Wróć