Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Ostatnie mango

12-10-2016 20:34 | Autor: Mirosław Miroński
Ubóstwo jest zjawiskiem, o którym wiemy, że istnieje, jednak gdyby przyszło nam je zdefiniować większość z nas miałaby z tym trudności.

Ubóstwo to nie tylko brak środków do życia zapewniających zaspokajanie elementarnych potrzeb. To w dużej mierze stan umysłu. Przeciągające się okresy biedy spowodowane np. utratą pracy, bądź niemożność jej wykonywania np. z powodu choroby, zmian na rynku pracy przyczyniają się do poczucia wykluczenia ze społeczeństwa, w większości nastawionego na sukces. A ten zwykle związany jest z wykonywaną pracą lub inną działalnością zawodową. Ciągła rywalizacja napędza zjawisko zwane „wyścigiem szczurów”. Niemożność uczestniczenia w aktywnym życiu zawodowym potęguje izolację społeczną, a także utrwala niską samoocenę osób wykluczonych. Towarzyszący temu brak perspektyw prowadzi często do depresji. Ludzie wykluczeni powiększają liczbę potrzebujących opieki medycznej, co w rezultacie generuje nowe koszty dla państwa.

Od lat dziewięćdziesiątych GUS regularnie publikuje dane dotyczące zasięgu ubóstwa ekonomicznego, szacowanego na podstawie badanych budżetów gospodarstw domowych. Stosuje przy tym różne określenia i definicje granicy ubóstwa. Uwzględnienie tych i podobnych wyników w programach pomocy nie jest proste. Różne kryteria i definicje mają bowiem bowiem jedynie charakter pomocniczy dla danej metody badania statystycznego. Nie uwzględniają faktu, że za każdym przypadkiem statystycznym kryje się konkretny człowiek.

Programy pomocowe podejmowane przez rząd przynoszą konkretne rezultaty, zasilają budżety domowe w rodzinach wielodzietnych, jak np. program 500 plus. Ich beneficjenci mogli odczuć pozytywne skutki. Brakuje jednak podobnych, zdecydowanych działań skierowanych do grup znajdujących się w sferze ubóstwa.

Z oczywistych powodów nie da się wyczerpująco, w krótkim tekście  omówić ani kryteriów, którymi kierują się instytucje powołane do walki z biedą, ani potrzeb ludzi znajdujących się w biedzie.

Moją intencją jest raczej zwrócenie uwagi na to, że inwestycja w człowieka i realna pomoc w jego aktywizacji zawodowej są bardziej opłacalne dla państwa niż pozostawienie go w sferze ubóstwa, bez widoków na przyszłość. Miejmy świadomość, że starzejemy się jako społeczeństwo, a tego procesu nie da się szybko odwrócić. Obok nas żyje rzesza ludzi, którzy bez pomocy nie wyjdą z biedy. Z problemami wykluczenia i ubóstwa będziemy mieli do czynienia coraz częściej. Dane statystyczne pokazują wprawdzie, że ubóstwo w naszym kraju utrzymuje się na stałym poziomie, a nawet ma tendencję spadkową, ale nie jest do końca to pocieszające, bo w minionych latach nastąpił jego gwałtowny wzrost.

Obecnie państwo podejmuje działania zmierzające ograniczenia wielkości bezrobocia na danym terenie m. in.: szkolenia, staż u pracodawcy, prace interwencyjne i roboty publiczne.

Potrzebne są jednak zdecydowane zmiany w sposobie podejścia do osób wymagających pomocy. Warto rozejrzeć się dokoła, choćby po krajach Unii Europejskiej, gdzie problemy związane z biedą są rozwiązywane z lepszym skutkiem niż u nas. Nie można tego tłumaczyć jedynie poziomem życia i stopniem zamożności danego państwa.

Stosunek Polaków do ludzi biednych i wykluczonych jest bardzo różny. Jak zwykle punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Nie brak radykałów wyznających pogląd, że każdy powinien sobie radzić sam. Dla poparcia swoich tez wskazują na kraje, w których ich zdaniem pomoc socjalna jest ograniczona do minimum. Na dowód skuteczności takiej polityki powołują się na najsilniejszą z gospodarek światowych – USA, Japonię czy inne szybko rozwijające się państwa azjatyckie. Nie są to jednak właściwe przykłady, bo po pierwsze wsparcie socjalne ze strony państwa dla najuboższych tam istnieje, ponadto zaś są to gospodarki generujące nowe miejsca pracy w znacznie większym stopniu niż europejskie. W naszym kraju jest wielu ludzi dostrzegających problem społeczny, jakim jest ubóstwo i bezrobocie. Ze szlachetnych pobudek, w przypływie zrozumiałej empatii są gotowi do niesienia pomocy ludziom w potrzebie. Problem w tym jednak, że jest to pomoc doraźna, niemająca większego znaczenia w likwidowaniu przyczyn ubóstwa i przeciwdziałania mu.

Czy ubóstwu można przeciwdziałać? Otóż można i trzeba. Państwo ma środki i możliwości aby podejmować próby przywrócenia osób wykluczonych do grona aktywnych zawodowo. Ma też ustawowy obowiązek pomocy potrzebującym jej obywatelom. Pytanie, czy właściwie wykorzystuje swoje kompetencje i środki? Przez lata byliśmy świadkami nieudanych prób pomagania osobom bezrobotnym. Przypominały one raczej próby uspokojenie sumienia, a nie działania systemowe. A te powinny obejmować przede wszystkim programy wsparcia prowadzące do ponownej aktywizacji obywateli, którzy z różnych przyczyn znaleźli się poza nawiasem społecznym.

Jak wspomniałem wcześniej – nie ma jednoznacznych kryteriów pozwalających zdefiniować ubóstwo. Tym bardziej jest to trudne przy otwartych granicach i możliwości przemieszczania się z jednego kraju do drugiego. Już samo to sprawia, że biedny w jednym kraju może być postrzegany inaczej w innym kraju. Zamożność i pozycja społeczna każdego człowieka jest określana przez porównanie z innymi. Może być źródłem satysfakcji albo frustracji i niezadowolenia.

Abstrahując od aspektów społecznych i psychologicznych związanych z ubóstwem, należy pamiętać, że każdy z nas, nawet jeśli jest dziś zamożny, może doświadczyć losu kogoś, komu powodzi się gorzej i wcale nie musi to być równie zabawne, jak w amerykańskiej komedii „Nieoczekiwana zmiana miejsc” (1983) w reżyserii Johna Landisa.

Życie człowieka ubogiego w naszym kraju jest znacznie bardziej prozaiczne. Brak w nim kinowych fajerwerków. Często staje on przed dylematem – kupić niezbędne leki, czy opłacić czynsz? Kupić coś do domu, czy może coś dla dziecka np. owoc mango? Niech chociaż spróbuje jaki ma smak. A co jeśli to ostatnie mango?

Wróć