Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Oto jestem dla Was

19-09-2018 21:05 | Autor: Tadeusz Porębski
Mam plan odnoszący się do Ursynowa, chyba możliwy do zrealizowania. Chcę poprzeć dwie ciekawe inicjatywy, zgłoszone swego czasu przez mojego redakcyjnego kolegę prof. Lecha Królikowskiego. Mam również kilka własnych inicjatyw, które będę chciał zrealizować.

Pod koniec 2009 r. Lech zgłosił na sesji rady dzielnicy Ursynów pomysł urządzenia nad rezerwatem Las Kabacki kolejki gondolowej. Przemówiło to do mnie jak mało co. Może dlatego, że mam wyobraźnię nieco wykraczającą ponad przeciętność i cenię niekonwencjonalne myślenie. Kolejka gondolowa to oprócz stacji tylko mało zabierające miejsca słupy, na których rozpięte są liny. Jedną z jej najważniejszych zalet jest to, że ma ona charakter proekologiczny, co w czasach wszechobecnego smogu jest niebywale ważne. Poza tym wiele miast traktuje taką inwestycję jako turystyczny wyróżnik. Wedle wstępnych założeń linia kolejki gondolowej miałby około dwóch kilometrów długości, licząc od stacji metra "Kabaty". Ciągnęłaby się nad rezerwatem przez około kilometr i miała pierwszą stację w rejonie Parku Kultury w Powsinie. Druga stacja to Ogród Botaniczny PAN.

Nie jestem mocny w inżynierii, więc zdecydowałem się zasięgnąć opinii zawodowca. Udało mi się porozmawiać telefonicznie z jednym z inżynierów pracujących w Cable Car Service, która od 30 lat specjalizuje się w budowie kolei linowych. Uznał on wizję Królikowskiego za jak najbardziej wykonalną i społecznie pożądaną. Poza ewidentnymi korzyściami komunikacyjnymi podróż gondolą nad rezerwatem Las Kabacki dostarczałaby bowiem także niesamowitych doznań wizualnych. Można przyjąć, że koszt budowy kilometra kolei gondolowej o zdolności przewozowej do 2500 osób na godzinę to około 5 mln euro w mieście i do 7 mln na terenach górskich. Inżynier proponuje dla rezerwatu Las Kabacki wersję tańszą, czyli kolej jednolinową o ruchu okrężnym. Energia elektryczna zapewniana jest wówczas przez akumulatory lub panele fotowoltaiczne. Na stacji można zaś zamontować specjalne systemy, które w trakcie przejazdu gondoli doładowują akumulatory w wagonie.

Przykłady zagraniczne pokazują, że zyski ze sprzedaży biletów na gondolę pokrywają koszty jej eksploatacji. Poza kosztami budowy pozostaje kwestia uzyskania stosownych pozwoleń. Z tym nie powinno być problemów. Skoro wydaje się pozwolenia na budowę kolei linowej na chronionych zapisami ustaw terenach górskich, to dlaczego ma nie uzyskać pozwolenia kolej nad Lasem Kabackim? Kolej gondolowa to pomysł śmiały i rewolucyjny, który został zastosowany w wielu miastach na świecie. Londyn ma aż 34 mosty, mimo to również tam urządzono gondolę. Jadąc w wagoniku na wysokości 90 metrów nad Tamizą można z lotu ptaka podziwiać uroki miasta. Najdłuższą miejską koleją linową na świecie szczyci się La Paz, stolica Boliwii. "Teleférico La Paz El Alto" ma długość 10 km. Ma swój tramwaj gondolowy Rio de Janeiro i wiele innych miast na świecie, jest także w Chorzowie ("Elka" 2 km) i we Wrocławiu ("Polinka" 400 m).

Pomysł Królikowskiego został przez radnych Platformy Obywatelskiej wyśmiany jako nierealny i wydumany. Pewnie, najlepiej nic nie robić poza administrowaniem dzielnicą czy miastem. Inna wizja Lecha Królikowskiego, wykorzystania nieczynnej linii kolejowej mającej początek przy stacji postojowej metra na Kabatach i przebiegającej wiaduktem nad ulicą Puławską w kierunku zachodnim, została natomiast pominięta grobowym milczeniem. A jest to pomysł pyszny. Wystarczy wpiąć nieczynną linię do jednej ze stacji kolei radomskiej i Ursynów miałby szybkie, dogodne szynowe połączenie z Ochotą, Okęciem i Włochami. Swego czasu pozytywnie odniósł się do takiej koncepcji dyrektor warszawskiego metra, ale umarła ona śmiercią naturalną.

Dwa powyższe pomysły Lecha Królikowskiego będę chciał odkurzyć i poprzeć, a moje autorskie zrealizować. W pierwszej kolejności chciałbym utworzyć własnym sumptem Punkt Wsparcia dla Osób Poszkodowanych przez Urząd. Od ćwierć wieku staram się na łamach gazety wspierać ludzi, którzy toczą walkę z bezdusznymi urzędami. Doradzam jak skutecznie bronić się przed radykalnymi podwyżkami opłat z tytułu użytkowania wieczystego. Prawdopodobnie jestem jedynym dziennikarzem, który poprzez serię demaskatorskich publikacji zdołał doprowadzić do wstrzymania realizacji kryminogennej decyzji reprywatyzacyjnej kamienicy przy ul. Narbutta 60. Zajęło mi to dwa lata. Nadarza się okazja, bym wsparcie dla osób poszkodowanych przez urząd mógł sformalizować w ramach dyżurów radnego.

Dlatego zdecydowałem się kandydować do rady dzielnicy Ursynów, z którym jestem ściśle związany nieprzerwanie od 1994 roku. Kandyduję po raz ostatni, bo chcę wkrótce kończyć dziennikarską przygodę i zająć się pisaniem książek oraz scenariuszy filmowych. W wolnych chwilach, praktycznie z nudów, napisałem już trzy scenariusze (jeden został sfilmowany) oraz wydałem drukiem mini-powieść "Turnus", opisującą niezwykle barwne i bogate życie sanatoryjne w uzdrowisku Ciechocinek. Mam w głowie kilka kolejnych projektów. Popełniłem także ze dwa tysiące publikacji na temat funkcjonowania samorządu na terenie Warszawy Południowej w gazetach "Życie Warszawy", "Nasza Metropolia" i od ponad 10 lat w "Passie".

Wybrałem Komitet Wyborczy "Nasz Ursynów + Otwarty Ursynów", ponieważ mam dobre wspomnienia ze współpracy z radnymi "Naszego Ursynowa", kiedy wspólnie zablokowaliśmy rozbudowę hipermarketu "Tesco" na Kabatach. W 2007 r. wykryliśmy w redakcji "Passy", że ktoś bezprawnie podwyższył w projekcie planu miejscowego obszaru Kabaty Południe tak zwany współczynnik intensywności zabudowy z 1,5 do 3,5, co pozwoliłoby inwestorowi wybudować na przedpolu rezerwatu handlowy moloch wielkości Galerii Mokotów. Wspólnymi siłami udało się temu zapobiec. Będę kandydował z piątego miejsca w okręgu wyborczym nr V (Kabaty).

Aliści w minioną sobotę nastąpił niespodziewany zgrzyt. Nie informując wcześniej żadnego z kandydatów, lider Komitetu Wyborczego "Nasz Ursynów+Otwarty Ursynów" Piotr Guział poparł kandydaturę Patryka Jakiego na prezydenta Warszawy, przekazując mu głosy swoich zwolenników. Było to jasne przesłanie oznak sympatii do konkretnego ugrupowania partyjnego, czyli PiS. Piotra Guziała, współtwórcę "Naszego Ursynowa", znam osobiście od ponad 20 lat. Pojawił się na sesjach ursynowskiej rady, kiedy ja miałem już czyraki na tyłku od siedzenia tam przez kilka lat. Jak na młody wiek, imponował charyzmą i posiadał zadatki na rasowego polityka. Traktuję go poważnie, bo przez tyle lat działalności w samorządzie nie przylepił się do niego żaden brud. Można mu zarzucać wszystko, ale nie nieuczciwość. Jednakowoż zdecydowanie odcinam się od jego wypowiedzi w kwestii Jakiego, ponieważ nie chcę być kojarzony z żadną partią polityczną.

Oświadczenie Guziała wywołało euforię czynowników z konkurencyjnych ugrupowań obywatelskich działających na Ursynowie. Natychmiast przyczepili "Naszemu Ursynowowi" łatkę "przybudówki PiS". Jest to wyjątkowa obłuda, ponieważ sami zawarli w 2014 r. koalicję z PO, dzięki czemu otrzymali lukratywne posady w zarządzie dzielnicy. Kłania się w pas Kali, syn dzielnego Fumby: kiedy my wchodzimy w alians z partią polityczną nie jesteśmy jej przybudówką, ale kiedy w taki alians wejdzie ktoś inny, przybudówką jest. Nie będę komentował tego rodzaju bredni. Nigdy nie byłem, nie jestem i nie będę przybudówką żadnej partii politycznej, tak jak nigdy nie byłem i nie będę członkiem żadnej organizacji partyjnej. Jedyne moje członkostwo w organizacji w latach komuny to Wodne Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe, a po transformacji ustrojowej w 1989 r. w Związku Autorów i Producentów Audiowizualnych (ZAPA).

Średnio interesują mnie sympatie polityczne Piotra Guziała, ponieważ ja nazywam się Tadeusz Porębski i jestem politycznym sierotą. Nie ma w Polsce partii, którą mógłbym bezwarunkowo poprzeć. W wyborach głosuję na konkretne osoby, nie patrząc na ich przynależność partyjną. Pokąsany na całym ciele przez Hegla ("wolny duch jako urzeczywistnienie idei wolności") ponad wszystko cenię sobie niezależność. Nie mam zamiaru wdawać się w przedwyborcze polemiki z kimkolwiek, bo nie kręci mnie nurzanie się w przedwyborczym bagienku. Nie będę też prowadził intensywnej kampanii wyborczej, ograniczę się do działań informacyjnych. Mam w planie kilka spotkań z wyborcami, na których będę odpowiadał na ich pytania i przy okazji promował swoją mini-powieść "Turnus", rozdając autorskie egzemplarze. Chcę pozostać neutralny i po 25 latach działalności na Ursynowie poddać się ocenie tutejszych mieszkańców.

Wróć