Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Samorządowy zawrót głowy

17-10-2018 23:28 | Autor: Maciej Petruczenko
Komu dać krzyżyk, a na kim krzyżyk definitywnie postawić – to nasze obywatelskie zadanie na niedzielę 21 października. Wybory na wszelkich szczeblach samorządu lokalnego podniecają publiczność bodaj jeszcze bardziej niż głosowanie nad kandydaturami do parlamentu albo na urząd prezydenta Rzeczypospolitej. W 2015 obywatele dosyć leniwie zbierali się do urn i może dlatego wybory na szczeblu centralnym przyniosły cokolwiek zaskakujące wyniki, podobnie jak rok wcześniej wybory samorządowe.

Niemniej, nowa obsada ław sejmowych i senatorskich oraz Pałacu Prezydenckiego doprowadziła w konsekwencji do niespotykanej od dawna wymiany elit zarówno w sferze polityki, jak i administracji państwowej i gospodarki. Co najciekawsze zaś, powstał już faktycznie oficjalny sojusz Ołtarza i Tronu, no i możemy się wreszcie przekonać, że to nie Platforma Obywatelska czy też Prawo i Sprawiedliwość, ale Kościół Rzymskokatolicki jest dzisiaj najsilniejszą partią w kraju. Tę pozycję politycznego dominatora niejako ogłosił na Jasnej Górze arcybiskup Wacław Depo, wskazując na wyższość Ewangelii nad Konstytucją i szokując historyków tezą, iż to nie nasi żołnierze pod wodzą Józefa Piłsudskiego, jeno Matka Boska osobiście wygrała w 1920 z bolszewikami.

Oczywiście, w wolnym kraju, można w zasadzie głosić co się chce i na przykład mylić kościelną ambonę z amboną dla myśliwych, chociaż z tej pierwszej ogłasza się przykazanie „nie zabijaj”, a z drugiej czyni się wprost przeciwnie, dążąc do unicestwiania naszych „braci mniejszych”. Można też dowodzić wyższości dawnego mistrza filozofii św. Tomasz z Akwinu nad mistrzem wynalazczości technicznej – Tomaszem Edisonem, ale czy jest w tym jakikolwiek sens i co w gruncie rzeczy miałby piernik do wiatraka? Jeśli ktoś chciałby z kolei dawać wierze pierwszeństwo przed nauką, musiałby automatycznie przedkładać dogmaty nad dowody, mistykę nad praktykę i dojść do tego, do czego doszedł nowy lider naszej oświaty, ojciec Tadeusz Rydzyk, który przyjmuje teraz na dofinansowywane z budżetu publicznego studia w Toruniu, jeśli kandydat przedstawi wymagane zaświadczenie od proboszcza swojej parafii.

Tym sposobem – nie wiedzieć po co – klerykalizuje się życie społeczne i za chwilę zirytowani tym Polacy zapomną o jakże ważnej roli Kościoła w utrzymywaniu naszej tożsamości narodowej i państwowej przez wieki, a zaczną się buntować przeciwko coraz większemu ograniczaniu swobód, niszczeniu kultury świeckiej i poszerzaniu obszarów nietolerancji. Tym bardziej, że Kościół sam przeżywa akurat rozdarcie wewnętrzne, w związku z czym ortodoksyjni hierarchowie i niektórzy publicyści katoliccy jawnie naskakują na obecnego papieża Franciszka. I oczywiście ostro krytykują bijący rekordy oglądalności film „Kler” Wojciecha Smarzowskiego, który ukazuje w formie fabularnej ciemną stronę polskiego duchowieństwa, raczej skrzętnie dotychczas ukrywaną. Wydaje się jednak, że jasna strona na tyle przeważa, iż garść prawdy wyzwoli szeregi duchowieństwa z trwającego nazbyt długo zakłamania. Bo przecież to nie ci księża, którzy prowadzą z poświęceniem pracę duszpasterską i angażują się w dobroczynność, są winni, że pewien odłam ich kolegów po fachu można dziś nazwać zgrają wydrwigroszy, pijaków i pedofilów.

Nakreślone powyżej „ideologiczne” tło nadchodzących wyborów powinno dać głosującym co nieco do myślenia. Tym bardziej, że w sferze czysto politycznej nieczysta gra zaczyna osiągać apogeum. W wyścigu przedwyborczym kwestie merytoryczne schodzą na dalszy plan, zaś elementem decydującym stają się podstępne nagrania, oszczercze publikacje, a nawet przejawy swoistego szantażu. Na domiar złego społeczeństwu robi się wodę z mózgu, bo nikt już nie jest w stanie odróżnić prawa od bezprawia, rzecznicy prasowi pouczają nawet sędziów cieszących się największym autorytetem, a prezydent RP uważa, że jest mądrzejszy od całego grona profesorów, którzy go wykształcili na Uniwersytecie Jagiellońskim.

W tej sytuacji utrzymanie niezależnego charakteru samorządów jest dla polskiej demokracji jakby ostatnią deską ratunku. Przeciwstawienie się szarlatanom i politrukom wszelkiej maści może ocalić ten wciąż jeszcze trzymający się mocno bastion wolności, chociaż zakłada się w nim coraz więcej przyczółków dyktatury. Właśnie minęło równo 40 lat od konklawe, które wybrało Karola Wojtyłę na papieża, ogłoszonego później świętym Janem Pawłem II. Cieszyliśmy się, że JPII potrafił nas zjednoczyć jak bodaj nikt inny w całej historii Polski. Czy można się było spodziewać, że ledwie kilkanaście lat po zakończeniu jego doczesnej posługi owo dzieło zjednoczenia zostanie unicestwione?

Wybory samorządowe, w których głosujemy na swoich sąsiadów, są dobrą okazją, żebyśmy wszyscy ruszyli do urn i wykazali SOLIDARNOŚĆ – jak to było w 1989 roku. W Warszawie kończy się okres rządów Hanny Gronkiewicz-Waltz, którą jedni chwalą za radykalne unowocześnienie miasta, inni ganią zaś za dopuszczenie do rekordowego wykoślawienia procesu reprywatyzacji nieruchomości, skomunalizowanych w 1945 tzw. dekretem Bieruta. W gruncie rzeczy – o wiele większą winę niż kolejne ekipy warszawskiego ratusza w sprawach reprywatyzacyjnych ponoszą luminarze naszego prawodawstwa, którym nie przyszło jakoś do pustych łbów, by akurat na tym polu już dawno zabronić handlu roszczeniami. Bo teraz można jedynie trochę łagodzić negatywne zjawiska, a powstałe szkody są po prostu nie do naprawienia. Co gorsza, choć słusznie mówi się o krzywdzie wyrzuconych na bruk lokatorów domów komunalnych, to przecież nie można zapominać, iż zabytkowych kamienic nie dałoby się utrzymywać w nieskończoność przy płaceniu symbolicznych czynszów. Ale jak zmniejszyć negatywne skutki fałszywie rozumianej reprywatyzacji i jak budować Warszawę w dalszej perspektywie, możemy zadecydować, oddając 21 października swój głos. Jeden z moich znajomych chyba trafnie powiedział: tylko durnie nie będą przy urnie.

Wróć