Zamiast obserwowania własnego oblicza artysta radzi nam wniknąć w siebie, zastanowić się nad tym, co zostało w nas zapisane, co niesiemy w sobie, bo każdy z nas otrzymał coś od swoich poprzedników. Ich wpływ na nas nie jest oczywisty, bowiem dziedziczenie genów dokonuje się przez ich jakby tasowanie i rozdzielanie. Ponadto w czasie naszego życia otrzymana informacja genetyczna podlega zmianom, bo w zależności od naszego trybu życia, sposobu odżywiania się i naszych doświadczeń jedne geny ulegają zablokowaniu, inne zaś się uaktywniają. Zatem nasz genetyczny portret zmienia się wraz z naszą biografią, choć nie w tak widoczny sposób, jak nasz wygląd. Rysunkowe zapisy jakie tworzy ten artysta różnią się od stosowanych w naukowych wizualizacjach. Chmielewski zmierza bowiem ku innym celom.
Pierwszym z nich jest, wspomniane już, skłonienie widza do refleksji ukierunkowanej na swój własny genetyczny portret. Chodzi tu o refleksję na wskroś intuicyjną i swobodną, przede wszystkim zaś o wyobrażenie sobie tego strumienia przemian, których wynikiem są posiadane przez nas cechy. Niezależnie od tego możemy docenić walory estetyczne rysunków. Mają bowiem w sobie harmonię form, coś z uroku kaligrafii, ale nie tej napuszonej czy dworskiej, lecz lapidarnego piękna, które odkryli mistrzowie zen.
Drugim zaś celem zastosowanej formy zapisu jest tworzenie rytmicznych kompozycji wspierających i kształtujących postawę skupienia i wyciszenia emocji. Pokazanie razem całej mnogości rysunków wykonanych według stałej reguły, tworzy nową jakość rytmu i harmonii. Buduje sugestywne zjawisko wizualne, którego dźwiękowym odpowiednikiem może być nurt minimalizmu w muzyce współczesnej (kompozycje choćby Steve’a Reicha czy Arvo Pärta). Wtedy zapis strumienia genów jawi się nam jako partytura dźwięków płynących przez dzieje świata. Zapraszamy serdecznie na otwarcie wystawy 2 marca o g. 19 (ul. Marco Polo 1).