Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Szanujmy nie tylko wspomnienia

18-06-2019 21:46 | Autor: Maciej Petruczenko
Największy przyrodniczy zabytek Ursynowa, oceniany na 600, a może nawet 1000 lat dąb Mieszko w strefie Lasu Natolińskiego znalazł się w stanie zapalnym. Wiadomo było wprawdzie już od dość dawna, że drzewo to coraz szybciej obumiera, ale tak naprawdę nikt nie mógł się spodziewać, że nagle buchnie z niego ogień.

Być może, stało się tak za sprawą podpalacza (podpalaczy) i że ma to niejako potwierdzać sugestie niektórych polityków, iż w tych dniach ktoś próbuje podpalić Polskę, trudno jednak w tak poważnej, powiedziałbym nawet – historycznej kwestii, pozwalać sobie na żarty. Bo niby co? My tu sobie gadu, gadu, a Polska gore?

Usychającego od lat Mieszka dobrzy ludzie ratowali na wszelkie możliwe sposoby, między innymi poprzez specjalną konstrukcję, podtrzymującą konary. Tyle że nie da się ratować żywego organizmu w nieskończoność. Na pewno nie przysłużyły się ostatnio Mieszkowi utrzymujące się tygodniami wprost tropikalne temperatury. Drzewny dinozaur przywykł jakby do całkiem innego klimatu, pamiętając czasy, gdy rok w rok rzeki zamarzały zimą na kość, podczas gdy dzisiaj wysychają.

Dendrolodzy mogą toczyć spór o to, czy najstarszym z drzew rosnących w Polsce jest właśnie Mieszko, czy o wiele bardziej znany dąb Bartek, pielęgnowany jako pomnik przyrody w nadleśnictwie Zagnańsk (województwo świętokrzyskie). Bartkowi dawano ponoć przed wojną nawet 1200 lat, ale to taka sama legenda jak to, że wieki temu w środku Europy s[potkali się Lech, Czech i Rus, kombinując już wtedy jak założyć Trójkąt Weimarski i zabrać się do budowy ważnego szlaku – Via Carpathia. A w każdym razie – jak storpedować rodzącą się właśnie wokół Rzymu – Unię Europejską. Skończyło się na tym, że siły słowiańskie tylko w jednym miejscu dały łomot Krzyżakom, by potem żreć się już tylko we własnym gronie i ten stan trwa do tej pory.

Dąb Mieszko napatrzył się na wiele historycznych epok w Polsce. Dziś rośnie dosłownie o krok od przeprowadzanej przez skarpę ursynowską Południowej Obwodnicy Warszawy, pamiętając wszakże, że obecna ulica Nowoursynowska była kiedyś po prostu szlakiem na Czersk, gdy trakcja konna w niczym nie szkodziła miejscowej przyrodzie – w przeciwieństwie do dominującej teraz trakcji samochodowej, a tak po prawdzie – spalinowej. Mieszko staje się niejako symbolem postępującej degradacji środowiska naturalnego, które w tym wypadku wiąże się z coraz szybszą urbanizacją obrzeży Warszawy.

Gdy w 1977 roku zamieszkałem na Ursynowie, często wyprawialiśmy się z małżonką do Powsina na rowerach, jadąc spod Kopy Cwila – Dolinką Służewską, pustawą i cichą aleją Wilanowską i potem równie cichą Przyczółkową, gdzie już wtedy wyznaczona była szeroka, bezpieczna ścieżka dla cyklistów, prowadząca dalszym ciągiem (Łukasza Drewny) do Przekornej i dalej – do Parku Kultury i Wypoczynku, gdzie przed wojną było jedyne w stolicy pole golfowe. W 1977 taka przejażdżka stanowiła niczym nieskrępowany relaks, bo ruch samochodowy był niewielki. Teraz ta tonąca niegdyś wyłącznie w zieleni okolica zamienia się krok po kroku w zabetonowane miasto z jakimiś magazynami, stacjami benzynowymi, no i oczywiście z zabudową mieszkaniową.

Jeszcze w latach dziewięćdziesiątych podskarpie ursynowsko-wilanowskie było ulubionym miejscem spotkań paralotniarzy. Fruwał tam między innymi ówczesny mieszkaniec Konstancina, podwójny mistrz olimpijski w pięcioboju nowoczesnym (Barcelona 1992) Arkadiusz Skrzypaszek. Paralotniarze już stamtąd zniknęli, a Południowa Obwodnica Warszawy przeczołguje się właśnie przez Przyczółkową, strasząc trochę milionerów z luksusowego Miasteczka Wilanów, zwanych przez złośliwych zazdrośników lemingami. Wielkie miasto zbliża się w coraz szybszym tempie do Konstancina, gdzie z kolei siedzą ukryci w kameralnych, okrytych zielenią uliczkach miliarderzy i inne grube ryby. I tylko najwytrawniejsi znawcy tej miejscowości wiedzą, że nim nadszedł czas miliarderów, zdominowany kiedyś przez zamożnych mieszczan Konstancin zawłaszczyli komunistyczni aparatczycy, między innymi marszałek Konstanty Rokossowski i słynny ubek Józef Światło.

Pierwszy z nich był wprost modelową personifikacją losów Rzeczypospolitej. Wywodząc się ze szlacheckiego rodu wielkopolskiego (dziadek brał udział w Powstaniu Styczniowym!), został w pewnym momencie wcielony do armii carskiej, by walczyć w pierwszej wojnie światowej i przejść w końcu ze strony białych na stronę czerwonych, zrobić karierę wojskową po Rewolucji Październikowej, stracić zdrowie (wybite zęby i oko) podczas wielkiej czystki poczynionej przez Stalina w latach trzydziestych i wreszcie po 1945 roku otrzymać tytuły marszałka Polski i marszałka ZSRR jednocześnie.

Rokossowski, niczym dąb Mieszko, przeżył zatem kilka politycznych epok, przy czym nadstawiał łba w wielu bitwach w skali całej Eurazji, a zaczynał jeszcze jako kawalerzysta od walki na szable. Cokolwiek o nim myśleć, to nie ulega wątpliwości, że był postacią ciekawą, a jego życiorys nadaje się zapewne na film fabularny, który mógłby pokazać, że w Polsce rodzili się nie tylko sami święci. Ale czy dziś w takiej sprawie byłaby możliwa kooperacja jakiegoś współczesnego Mosfilmu z Polskim Instytutem Sztuki Filmowej?

Jak wykazuje praktyka południowej strony Warszawy, najłatwiej dziś skrzyknąć się na niwie sportowej. Mieliśmy tego kolejny dowód w postaci Biegu Ursynowa. Nawet straszliwy upał nie powstrzymał blisko dwóch tysięcy amatorów długodystansowego człapania, mających świadomość, że ruch to zdrowie. Wielu z nich wystartuje też pewnie 23 czerwca w Konstancińskim Biegu im. Piotra Nurowskiego, dawnego mieszkańca Ursynowa, prezesa Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Nurowski zginął w kwietniu 2010 w katastrofie rządowego samolotu, lądującego pod Smoleńskiem. Niechże ten bieg – ze startem i metą w Parku Zdrojowym – będzie uczczeniem pamięci również 95 pozostałych ofiar nieodpowiedzialnych działań dygnitarzy państwa polskiego.

Wróć