Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Szpitalu, lecz się sam...

04-09-2019 21:08 | Autor: Tadeusz Porębski
Budowa Szpitala Południowego przeciąga się w nieskończoność. Kolejny termin zakończenia prac budowlanych, przypadający na 31 lipca, nie został dotrzymany. Na Ursynowie, dla którego ta powstająca w ogromnych bólach lecznica powinna być ukochanym dzieckiem, zapadła dziwna cisza. A kolejne pytania rodzą się każdego dnia.

W czasach powojennych budowę Szpitala Południowego (SP) planowano w Wilanowie, w rejonie ulicy Królowej Marysieńki. Wywłaszczono na ten cel kilkanaście hektarów gruntu, ale – niestety – teren został przechwycony przez wpływowych ludzi komunistycznej nomenklatury i powstało tam prestiżowe naonczas osiedle nazywane złośliwie "Zatoką Czerwonych Świń". Po zmianie ustroju i odrodzeniu się samorządu terytorialnego, budowa szpitala na południowych krańcach Warszawy stała się bardzo pilna, przede wszystkim ze względu na powstanie w tej części stolicy gigantycznego mieszkaniowego pasma Ursynów - Natolin, które w 1990 r. zamieszkiwało już ponad 100 tys. osób. Jednym więc z z najważniejszych zadań odrodzonego w 1989 r. samorządu terytorialnego stało się zapewnienie mieszkańcom dostępu do obiektów służby zdrowia, a szczególnie do szpitali.

W paśmie ursynowsko - natolińskim takiej możliwości wówczas nie było, ponieważ Centrum Onkologii uruchomiono dopiero w 1996 r., a dojazd do najbliższych lecznic przy Stępińskiej, Wołoskiej i Madalińskiego był mocno utrudniony, szczególnie w godzinach szczytu. Marzeniem pierwszego niekomunistycznego burmistrza Mokotowa (Ursynów istnieje jako samodzielna dzielnica dopiero od roku 1994) dr. Lecha Królikowskiego, dzisiaj publicysty "Passy", było wybudowanie SP właśnie na południowych rubieżach wielkiej dzielnicy Mokotów, w rejonie pasma ursynowsko - natolińskiego. Marzenie miało pragmatyczne podstawy. Burmistrz Królikowski chciał tak ulokować szpital, by w przypadku jakiegoś kataklizmu – którego przecież nie można wykluczyć – można było do niego dotrzeć pieszo, nawet z chorym na plecach czy na rękach. Problem w tym, że ówczesny plan Ursynowa nie przewidywał budowy szpitala.

Latem 1990 r. burmistrz Królikowski nawiązał kontakt z przedstawicielami międzynarodowej Fundacji Szpitala Ewangelickiego. Planowała ona wówczas budowę w Warszawie szpitala, który miał być zadośćuczynieniem za zniszczony podczas wojny stary Szpital Ewangelicki przy ul. Karmelickiej. Ewangelicy zakładali, iż budowa szpitala w znacznej części będzie mogła być sfinansowana z tzw. funduszu "Jumbo", czyli jednej z niemieckich pożyczek udzielonych PRL w latach siedemdziesiątych. Po zmianach politycznych w naszym kraju Niemcy zgodziły się, by pożyczka została spłacona w złotówkach, z przeznaczeniem na realizację celów publicznych w Polsce. Fundatorzy zostali zaproszeni do mokotowskiego ratusza. Szybko zgodzili się, że propozycja zbudowania szpitala na Ursynowie jest uzasadniona. Pozostawała kwestia lokalizacji obiektu. Burmistrz podjął błyskawiczną decyzję i podpisał wskazanie lokalizacyjne dla Szpitala Ewangelickiego w narożniku ulic Jana Rosoła i Indiry Gandhi, to jest prawie w geometrycznym środku dzielnicy.

W dniu 24 października 1990 r. na górce znajdującej się na wskazanej działce miało miejsce nadzwyczajne zebranie Rady Fundacji Szpitala Ewangelickiego, na której członkowie kierownictwa jednogłośnie podjęli uchwałę o zaakceptowaniu wskazanej lokalizacji. Wiosną 1991 r. w gmachu Sejmu ówczesna wicemarszałek Senatu prof. Zofia Kuratowska otworzyła wystawę z makietą i założeniami projektowanego szpitala. Powiedziała wówczas, że jest szansa, by w najbliższych latach "powstał w Warszawie najnowocześniejszy szpital od Łaby do Pacyfiku". Niestety, krajem rządzą politycy, a w Polsce nie wszyscy z nich wykazują się rozumem i troską o publiczne dobro. Kiedy szefowie różnych opcji politycznych w parlamencie dowiedzieli się, że dzielone są ogromne środki z funduszu "Jumbo", natychmiast wykorzystali swoje wpływy. Pieniądze zostały błyskawicznie rozdrapane. Lobby warszawskie okazało się za słabe. Tym samym Szpital Ewangelicki na Ursynowie przeszedł do historii, a teren u zbiegu Rosoła i Gandhi do dzisiaj stoi niezabudowany.

W czerwcu 1994 r. Warszawę podzielono na jedenaście samodzielnych gmin. Jedną z nich został Ursynów. Pamiętając o niezrealizowanym Szpitalu Ewangelickim, ówczesna Rada Dzielnicy Ursynów przygotowała pakiet pomysłów dotyczących ursynowskiej służby zdrowia. Jednym z nich był pomysł utworzenia "Społecznej Kasy Chorych”. Polegał on na samoopodatkowaniu się mieszkańców Ursynowa na rzecz budowy skromnego, ale własnego szpitala. Pomysłodawcą był doktor nauk medycznych, radny dzielnicy Krzysztof Urbaniak. W kolejnej kadencji samorządu Ursynowa Urbaniak nie był już radnym, tym niemniej dyskusje o konieczności budowy szpitala nie ustawały. Dojrzewała koncepcja lecznicy, namiętnie dyskutowano o liczbie oddziałów i łóżek. Z biegiem czasu uformowała się grupa ursynowskich specjalistów, którzy modyfikowali założenia zgodnie ze społecznym zapotrzebowaniem. W 2006 r. po podjęciu przez prezydent Warszawy Hannę Gronkiewicz - Waltz decyzji o budowie SP na Ursynowie wypracowane założenia legły u podstaw programu, który stał się punktem wyjścia dla projektantów. Osoby najmocniej zaangażowane przez lata w wypracowanie założeń stały się partnerami dla twórców projektu szpitala, a samorząd dzielnicy Ursynów przez cały czas miał istotny wpływ na to, co się dzieje.

Ciągłe spory o lokalizację SP powodowały kolejne przesunięcia terminu realizacji obiektu. W końcu miasto działaniami prawnymi doprowadziło do przejęcia od Centrum Onkologii sąsiadującej z nim działki. Rozpisano przetarg na budowę SP, a po licznych perturbacjach, niezliczonych interpelacjach radnych i ponagleniach ze strony samorządu Ursynowa ostatecznie ustalono, że prace związane z robotami budowlanymi szpitala bez wyposażenia, ukończone zostaną w terminie do 31 lipca 2019 r. Termin minął, a nowo wybrana w ubiegłorocznych wyborach samorządowych ekipa w miejskim ratuszu – o dziwo – wczesną wiosną tego roku nagle pozbawiła samorząd Ursynowa wpływu na losy ursynowskiej lecznicy. Zmieniono również operatora, którym od lat był Samodzielny Publiczny Zakład Opieki Zdrowotnej (SPZOZ) Warszawa - Ursynów. Nowym operatorem została, nie wiedzieć czemu, spółka z ograniczoną odpowiedzialnością "Solec", kierująca szpitalem przy ulicy o takiej nazwie na Powiślu.

Skąd nagle na Ursynowie jakiś "Solec"? Bóg raczy wiedzieć. Ważne jest to, że samorząd Ursynowa i tutejszy SPZOZ mogą dzisiaj wyłącznie kibicować budowie, a przede wszystkim procedurom wyposażenia lecznicy w specjalistyczny sprzęt. Nie mają też wpływu na poprawki do projektu budowlanego, wprowadzane przez nowego operatora. Okazuje się, że włożony przez ursynowski SPZOZ ogromny trud w opracowanie w latach 2017/2018 koncepcji organizacyjnej nowego szpitala, nawiasem mówiąc – przejrzystej, spójnej i zgodnej z potrzebami pacjentów z południa Warszawy, obróci się wniwecz. Media doniosły bowiem, że ma zostać przywrócona fatalna, zdaniem wielu ursynowskich specjalistów od służby zdrowia, koncepcja sprzed 2017 r. Jeden z pracowników ochrony wpuścił wiosną na teren budowy szpitala (nie za darmo) naszego "szpiega". To, co zobaczył nasz wysłannik, zjeżyło mu włosy na głowie. Wymurowane ściany do poszczególnych wewnętrznych pomieszczeń szpitala zostały ponoć wyburzone i realizuje się zupełnie nową koncepcję. Na Ursynowie zapadła dziwna cisza, nikt nie drąży tematu i nie pyta o szczegóły nowej koncepcji, a przede wszystkim ile dodatkowo pieniędzy będzie musiał zapłacić warszawski podatnik za projekty nowego operatora SP. Milczą nawet tak zwani niezależni radni, co szczególnie dziwi.

Wedle koncepcji opracowanej w latach 2017/2018 przez SPZOZ Ursynów, w szpitalu miały znaleźć się m. in. interna, kardiologia, ginekologia, położnictwo z odcinkiem neonatologii, ortopedia, chirurgia oraz oddziały ratunkowy (SOR) i geriatryczny. Pediatria nie została usytuowana, ponieważ z oficjalnego pisma NFZ wynikało, że świadczenia szpitalnej opieki zdrowotnej dla dzieci udzielane są w aż 9 podmiotach leczniczych zlokalizowanych w samej Warszawie i w dwóch szpitalach zlokalizowanych tuż za granicami miasta – północną (Dziekanów Leśny) i południową (Piaseczno). W stolicy są to Centralny Szpital Kliniczny MSW, Instytut Centrum Zdrowia Dziecka, Instytut Matki i Dziecka, nowo otwarty Dziecięcy Szpital Kliniczny przy Żwirki i Wigury 63A, Szpital Bielański, Szpital Dziecięcy przy Niekłańskiej, Szpital im. Świętej Rodziny przy Madalińskiego, Warszawski Szpital dla Dzieci przy Kopernika oraz WIM przy Szaserów. NFZ doniósł, iż "analizując obecny stan szpitalnej bazy pediatrycznej w Warszawie, należy stwierdzić, iż na obszarze Warszawy skoncentrowane są szpitale, kliniki oraz instytuty dysponujące potencjałem zdolnym do pełnego zabezpieczenia usług pediatrycznych nie tylko dla mieszkańców samego miasta, ale również innych regionów Polski. W ocenie NFZ nowe inwestycje w tym obszarze obarczone są ryzykiem ich niewykorzystania".

Kilkaset osób z Ursynowa zaprotestowało przeciwko nieuwzględnieniu w projekcie nowego szpitala oddziału pediatrii. Mówiono, że oddział pediatryczny wyparła z planu geriatria. Jest to myślenie całkowicie błędne i nie ma pokrycia w faktach. Oddział geriatryczny miał bowiem powstać nie w miejsce pediatrii, która w ogóle nie była w tej placówce planowana z powodów jak wyżej, lecz w wyniku znacznego powiększenia interny. Taki manewr dawał miejsce nie tylko dla geriatrii, ale również dla neurologii połączonej z rehabilitacją neurologiczną, co znacznie odciążyłoby oblężony przez pacjentów jedyny w mieście wyspecjalizowany Instytut Psychoneurologiczny przy Sobieskiego. Dzięki znaczącemu poszerzeniu interny w projekcie SP specjalistyczną i, co ważne, szybką pomoc medyczną otrzymałaby zwiększająca się z roku na rok liczba pacjentów dotkniętych udarami, które wymagają błyskawicznej reakcji lekarzy. Należy pamiętać, że ofiarami udarów coraz częściej padają ludzie młodzi.

To samo tyczy zawałów. Dzięki negocjacjom z NFZ udało się SPZOZ Ursynów poszerzyć oddział kardiologii i stworzyć osobny oddział rehabilitacji kardiologicznej. W pierwotnych planach kardiologia miała liczyć... 15 łóżek, po skorygowaniu ich przez ursynowski SPZOZ miało ich być kilkadziesiąt. Widać ktoś miał na uwadze, że w medycynie funkcjonuje pojęcie "złota godzina", czyli ratująca życie pomoc udzielana zawałowcom oraz pacjentom dotkniętym udarem w nieprzekraczalnym czasie do 60 minut. Jeśli pacjent dotknięty udarem otrzyma pomoc medyczną w ciągu godziny, jego skutki (częściowe niedowłady kończyn, zaatakowany ośrodek mowy) można zrehabilitować praktycznie do zera. Znam przynajmniej kilkanaście przypadków, że osoby dotknięte udarem są dzisiaj w pełni sprawne. Tylko dlatego jednakowoż, że otrzymały szybką pomoc medyczną.

Każdego roku w Polsce zawał serca dotyka około 100 tys. osób, co równa się liczbie mieszkańców sporej wielkości miasta. Dla 35 tys. pacjentów zawał kończy się zgonem. Zawały serca odpowiadają aż za 48 proc. zgonów, podczas gdy choroby nowotworowe za 23 proc. Statystyki wskazują, że aż 50 proc. zgonów z tego powodu dotyczy osób w wieku produkcyjnym. Tym większe zdziwienie, przechodzące we wzburzenie, w gronie osób interesujących się na bieżąco budową SP, a jest ich niemało, budzi nieoficjalna informacja, jakoby miała zostać znacznie okrojona (bądź nawet zlikwidowana - informacje są sprzeczne) pracownia hemodynamiki, będąca podstawą działania oddziału kardiologii inwazyjnej. To właśnie tam wykonuje się badania w stanie zawałów serca, m. in. badania przepływu krwi w tętnicach wieńcowych.

Miałby natomiast powstać oddział (pracownia?) alergologii. Jeśli to prawda, to nowa koncepcja autorstwa spółki "Solec" zaczyna ocierać się o skandal. Bo czy częściej umiera się w Polsce na serce, czy na alergie? Jest to pytanie retoryczne, ale należy je zadać, ponieważ jakiekolwiek okrojenie oddziału kardiologii i pracowni pomocniczych nie mieści się po prostu w głowie. A pomysł zlikwidowania którejkolwiek z pracowni, będących podstawą działania oddziału kardiologii, to byłaby gigantyczna krzywda dla około ćwierci miliona potencjalnych pacjentów nowego szpitala z terenu Warszawy płd. Aby położyć kres spekulacjom, zadałem stołecznemu ratuszowi 12 pytań w trybie ustawy Prawo Prasowe. Mam nadzieję, że odpowiedzi na proste pytania będą równie proste i klarowne. Mam również nadzieję, że zostaną mi udzielone bez zbędnej zwłoki. Kwestia dotycząca ostatecznej koncepcji projektu SP nie może być tajemnicą dla prawie ćwierćmilionowej społeczności tej części stolicy.

Coraz częściej zadajemy sobie w redakcji pytanie, czemu w sytuacji wręcz alarmowej, kiedy na finiszu budowy szpitala dokonuje się w projekcie poważnych i generujących znaczne koszty zmian, niezrozumiałych dla wielu ursynowskich środowisk, nikt nie podejmuje tematu? Nikt go nie drąży, nikt nie żąda podania szczegółów dotyczących zmian w projekcie. A przecież idzie o najważniejszą inwestycję dla Ursynowa od chwili uruchomienia metra.

Tymczasem rodzi się stugębna plotka, która głosi m. in., że planuje się wybudowanie nowoczesnego szpitala, wyposażenie go w sprzęt nowej generacji, a potem przekształcenie lecznicy w miejską spółkę, co byłoby równoznaczne z szybkim przepoczwarzeniem się wybudowanego za publiczne pieniądze SP w szpital quasipubliczny, nazywany potocznie "profesorskim". Plotka głosi także, iż okrojenie bądź całkowita likwidacja pracowni hemodynamiki na rzecz utworzenia alergologii, to koncepcja bardzo wpływowego lekarza alergologa działającego w strukturach spółki "Solec". Ale najbardziej niepokoi pogłoska, jakoby zmiana operatora i odesłanie do kąta dotychczasowego - reprezentującego dzielnicę Ursynów - wiązała się z planowanymi przetargami na zakup drogiego wyposażenia dla szpitala. Mówi pragnący zachować anonimowość znawca tematu: "Zakup sprzętu medycznego za grube miliony, to jedno. Ale jest kolejny aspekt, o którym mówi się rzadko - serwisowanie. Firma, która wygra przetarg na sprzedaż swojego produktu, ma wyłączność na jego serwisowanie, a z tego tytułu płynie przez całe lata do kieszeni producenta deszcz pieniędzy".

Oczywiście "Passa" nie daje wiary tego rodzaju insynuacjom, ale chcemy znać fakty, by przekazać je ursynowskiej publiczności i tym samym wyciszyć narastające z dnia na dzień spekulacje. Dlatego uprzejmie prosimy stołeczny ratusz o równie uprzejme i możliwie szybkie odpowiedzi na 12 pytań (patrz poniżej). Za te odpowiedzi będziemy wdzięczni nie tylko my, lecz również potencjalni pacjenci, którzy muszą czekać na pomoc medyczną. Oby niedozgonnie.

 

LIST

Warszawa, dnia 2 września 2019 r.

 

Pan Kamil Dąbrowa

Rzecznik Prasowy Urzędu m. st. Warszawy

 

Powołując się na stosowne zapisy ustawy Prawo prasowe proszę o udzielenie mi bez zbędnej zwłoki odpowiedzi na poniższe pytania:

 

1. Dzień 31 lipca 2019 r. był terminem zakończenia prac budowlanych przy budowie Szpitala Południowego i nie został dotrzymany. Czy wyznaczono nowy termin zakończenia robót budowlanych budynku szpitala bez wyposażenia?

 

2. Czy podpisano z wykonawcą dokument (jaki - porozumienie, aneks, inne?), w którym określono nowy termin oraz zakres prac? Jeśli tak, jakie są warunki finansowe wynikające z podpisanego dokumentu, m. in. ile wyniesie dodatkowe wynagrodzenie wykonawcy?

 

3. Czy miasto zrezygnowało z kar umownych w stosunku do wykonawcy z tytułu niedotrzymania przez niego terminu zakończenia prac budowlanych?

4. Jakie zmiany w stosunku do projektu budowlanego z 2017/2018, który między innymi przewidywał urządzenie na kondygnacji +2 pracowni hemodynamiki (projekt złożony w Biurze Architektury Urzędu m. st. Warszawy), wprowadzono po zmianie operatora na spółkę "Solec"?

5. Jakie koszty nowych prac projektowych oraz robót budowlanych, wynikające ze zmian w stosunku do zatwierdzonego projektu budowlanego z 2017/2018, przewiduje inwestor?

6. Proszę o wykaz oddziałów szpitalnych planowanych przez nowego operatora wraz z liczbą łóżek na każdym z nich.

7. Czy zmiany w projekcie zostały poprzedzone analizą ekonomiczno - finansową?

8. Czy miasto planuje przekształcenie w przyszłości SP w spółkę?

9. Kto konkretnie podjął decyzję o zmianie operatora SP z SPZOZ Ursynów na spółkę "Solec"?

10. Jakie argumenty zadecydowały, że operatorem SP ma był właśnie spółka "Solec"?

11. Jaki wpływ i czy w ogóle będzie go miał samorząd Ursynowa na funkcjonowanie SP, którego budowę wymyślono na Ursynowie jeszcze w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku?

12. Czy wprowadzenie do nowego projektu niejasnych potrzeb jednostkowych (np. alergologia kosztem uszczuplenia zakresu inwazyjnej kardiologii) nie doprowadzi do znacznej utraty funkcji ochrony zdrowia na potrzeby lokalne?

Z pozdrowieniami

Tadeusz Porębski

Tygodnik Passa

Wróć