Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Tanie nie zawsze jest tanie

22-06-2016 21:37 | Autor: Tadeusz Porębski
W całej Unii Europejskiej konsumentom przysługuje prawo do odstąpienie od umowy na sprzedaż towarów lub usług w sytuacjach, gdy zakup był dokonany pod presją, lub GDY TRANSAKCJA ZOSTAŁA ZAWARTA NA ODLEGŁOŚĆ.

Brytyjskie OFT (Office of Fair Trading), odpowiednik polskiego Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, nakazało w 2013 r. przedsiębiorstwom funkcjonującym na Wyspach zaprzestania praktyki polegającej na przykład na wysyłaniu indywidualnie adresowanych listów, kuponów oraz umieszczania w gazetach i czasopismach wkładek reklamowych informujących konsumentów o wygranych i nagrodach o różnej wartości.

Konsumenci mogli na kilka sposobów uzyskać informację o nagrodzie i otrzymać numer wygranej przez telefon pod numerem o podwyższonej płatności, bądź za pomocą SMS (to najczęstsze praktyki stosowane także w Polsce). Konsument był informowany o koszcie połączenia i maksymalnym czasie jego trwania, nie wiedział jednak, że przedsiębiorstwo reklamowe pobierało określoną część ceny rozmowy.

Dla przedsiębiorców uprawiających oszukańczy proceder najważniejsze jest posiadanie aktualnych baz danych konsumentów gotowych odpowiedzieć na reklamy z nagrodami, gdyż dane te można odstąpić za określoną kwotę innym przedsiębiorstwom chcącym promować swoje produkty. Dlatego należy być bardzo wstrzemięźliwym na propozycje możliwości wykorzystywania swoich danych osobowych dla celów marketingowych.

Do Trybunału Sprawiedliwości w Strasburgu skierowano pytanie o zgodność takich praktyk z prawem Unii Europejskiej, a konkretnie czy przedsiębiorstwa maja prawo nakładania choćby nieistotnej wysokości kosztów na konsumentów, których poinformowano, że wygrali nagrodę. W wydanym 18 października 2012 r. wyroku (C-428/11 Purely Creative i in. przeciwko Office of Fair Trading) Trybunał orzekł, iż  prawo Unii Europejskiej zakazuje agresywnych praktyk handlowych, stwarzających u konsumenta wrażenie, iż wygrał on nagrodę, podczas gdy w rzeczywistości musi on zapłacić określoną kwotę pieniędzy, lub ponieść określony koszt w celu uzyskania informacji o charakterze nagrody lub dokonania czynności pozwalających mu wejść w jej posiadanie. Ponadto tak agresywne praktyki handlowe sędziowie uznali za zakazane również w sytuacji, gdy czynności niezbędnych do otrzymania nagrody można dokonać na kilka sposobów proponowanych konsumentowi, z których co najmniej jeden jest bezpłatny. Trybunał orzekł wreszcie, że zadaniem sądów krajowych jest dokonanie oceny informacji podawanych konsumentom, do których skierowana jest praktyka handlowa, pod względem ich jasności i zrozumiałości.

Polskie młyny sprawiedliwości mielą bardzo wolno, ponadto w odróżnieniu do skarżących się dosłownie na wszystko Anglików jesteśmy wyjątkowo potulni w starciach z nieuczciwymi usługodawcami. Latem ubiegłego roku węgierski tani  przewoźnik WizzAir po cichu wprowadził duże zmiany w cenniku opłat za bagaż. Bez żadnych konsekwencji ze strony UOKiK. Piszę tani przewoźnik, choć tego typu linie lotnicze tanie są tylko z nazwy. Kiedy zliczy się wszystkie koszty, okazuje się, że o wiele szybciej, sprawniej i wcale nie drożej jest polecieć z LOT-em. Znajomi popełnili błąd, wykupując w WizzAir bilety na lot do Londynu i z powrotem. Okazało się poniewczasie, iż była to decyzja pochopna i nieprzemyślana. Bilety dla dwóch osób kosztowały łącznie 941 złotych. W tym czasie LOT proponował przeloty za około 1600 zł z Okęcia bezpośrednio na londyńskie Heathrow. – Lecąc WizzAir zaoszczędzimy więc ponad 600 złotych, czyli ponad 100 funtów – pomyśleli oszczędni podróżni. Szybko okazało się, że było to złudne.

Pierwszy szkopuł  to fakt, że Wizz Air ląduje w Luton, skąd do Londynu można dostać  się autobusem, który jedzie około dwóch godzin. Koszt biletu   10 funtów od głowy. W tę i z powrotem trzeba zatem wydać  dodatkowo 40 funtów i w tym momencie z oczekiwanych 100 funtów oszczędności zostaje tylko 60. Kolejne pułapki to bagaż. Okazuje się, że bezpłatnie można zabrać ze sobą jedynie bagaż podręczny o wymiarach, uwaga!: 42x32x25 cm, który musi zmieścić się pod siedzeniem pasażera. Przyniesiesz 5 centymetrów za duży - dodatkowa opłata manipulacyjna. Co można zmieścić w bagażu  o wymiarach 42x32 cm? To jakiś żart. Węgierski łaskawca - dobrodziej pozwala dodatkowo wnieść pasażerowi na pokład torebkę, torbę z laptopem lub aparatem o wymiarach nie przekraczających 40x30x18 cm. Wielkie dzięki, naprawdę jestem pod wrażeniem dbałości cwanego Węgra o polskich pasażerów.

Ubiegłoroczne zmiany w cenniku opłat za bagaż dotyczą DODATKOWO PŁATNEGO bagażu rejestrowanego (maksymalne wymiary 149x119x171cm). Maksymalna waga bagażu jest niezmienna i wynosi 32 kg, zmiana wprowadza rozróżnienie opłat za bagaż rejestrowany, czyli dodatkowo płatny. Dotąd dla wszystkich bagaży rejestrowanych obowiązywała wspólna stawka, od sierpnia 2015 r. w cenniku rozróżnia się opłaty dla dwóch rodzajów bagaży – o wadze do 23 kg i do 32 kg. Jakie są to dodatkowe koszty dla pasażera, który stał się szczęśliwym posiadaczem biletu WizzAir do Luton? Jeśli bagaż rejestrowany dodany zostanie już podczas rezerwacji biletu (w sezonie, waga max 23 kg) będziemy musieli dopłacić109 zł. Jeśli  spostrzeżemy w porę, że posiadany bilet to kwit tylko na przelot osoby bez bagażu i dodamy go online do istniejącej rezerwacji na lot dopłacimy 122 zł. Natomiast jeśli ockniemy się dopiero na lotnisku, skasują nas na dodatkowe 217 zł. Biada podróżnemu, który nie wydrukuje we własnym zakresie karty pokładowej. Wydrukowanie jej na lotnisku to kolejna gruba dopłata. Policzmy łączne koszty z punktu widzenia dwojga zwykłych szaraków, którzy podróżują samolotem od wielkiego dzwonu i nie są specjalnie kumaci w mocno skomplikowanym regulaminie zamieszczonym na stronie internetowej węgierskiego przewoźnika: 941 zł bilety + 228 zł za przejazd z Luton do Londynu (40 GBP x 5,70 zł) + 244 zł bagaże dwóch osób(122 zł x 2) = 1413 zł.

W porównaniu z promocyjną ofertą LOT w tym samym terminie, na bardziej dogodnej trasie (lądowanie w samym Londynie na Heathrow), lepszym samolotem, z możliwością zabrania większego bagażu podręcznego i rejestrowanego bez dodatkowych dopłat, rzekomo tania oferta WizzAir to po prostu kpina. Zdecydowanie odradzam, tym bardziej, że: po pierwsze, nie dodzwonisz się łatwo do infolinii WizzAir, a jeśli już, to płacisz 4,92 zł za minutę rozmowy. Po wtóre, nie ma żadnych możliwości zwrócenia biletu, nawet gdybyś ciężko zachorował i miał na tę okoliczność setkę lekarskich epikryz. Na zwrot możesz liczyć tylko w przypadku twojej śmierci – przyślesz im stosowny wniosek z zaświatów, a oni wyślą ci tam gotówkę po potrąceniu, rzecz oczywista, kosztów manipulacyjnych. Przejrzałem dokładnie regulaminy WizzAir na ich stronie internetowej, ale nie mogę państwu donieść, jaka konkretnie jest wysokość opłaty manipulacyjnej. Reasumując, moi znajomi zaoszczędzili niecałe 200 zł i do dziś złorzeczą, że poszli po tzw. taniości. Ja ze swojej strony odradzam podróżowanie tzw. tanimi liniami lotniczymi, bo oszczędność iluzoryczna, a niedogodności mnóstwo.

Przy okazji uprzejmie informuję Czytelników „Passy”, że ostatnio poleciałem do urzędu i wymieniłem ważny jeszcze dowód osobisty na nowy. To niby żaden news, ale ważne jest uzasadnienie mojego kroku. Otóż bliski znajomy otrzymał ostatnio z jednego z banków nakaz ostateczny spłaty zaciągniętego kilka miesięcy wcześniej kredytu w wysokości 20 tys. zł. I to także nie byłby żaden news, gdyby nie fakt, że on tego kredytu nie zaciągnął i nie ma bladego pojęcia o co bankierowi chodzi. Zaczęło się wyjaśnianie, bank zagroził komornikiem, a mój znajomy pozwem sądowym o próbę wyłudzenia nienależnych pieniędzy. Poszczuł również bankiera policją i prokuraturą. I co się okazało? Ktoś zaciągnął w tym banku kredyt, posługując się ksero dowodu osobistego mojego znajomego. Oczywiście, oszuści musieli mieć swojego człowieka w tym banku, inaczej oszustwo nie byłoby możliwe.

Tak czy siak, bank na razie zawiesił egzekucję, ale sprawa nie jest do końca wyjaśniona. Zadałem sobie pytanie, ile razy dawałem swój dowód osobisty do kserowania? Nie potrafię zliczyć, więc nie mam wiedzy w posiadaniu ilu osób i instytucji znajduje się ksero. Stąd postanowienie o wymianie "trefnego" dokumentu, na zasadzie "strzeżonego pan Bóg strzeże". Nikomu, nigdy, nigdzie i pod żadnym pozorem nie pozwolę na skserowanie nowego dowodu osobistego. Nie muszę, nie ma bowiem przepisu, który nakazywałby udostępnienie do kserowania dokumentu osobistego. Proszę bardzo, urzędnik sprawdza, spisuje dane, poświadcza o ich zgodności i do widzenia państwu. Proponuję pójście moim śladem, bo licho nie śpi.

Żegnam się z Czytelnikami na trzy tygodnie. Wyjeżdżam na zasłużony urlop, bo trzeba podładować znacznie już wyczerpane akumulatory. Zatem do 21 lipca!

Wróć