Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Tnij waść śmiało!

15-03-2017 22:02 | Autor: Mirosław Miroński
Tnij waść, czasu oszczędź! – tak najkrócej można opisać to, co się dzieje wokół chwilowej abolicji na wycinkę drzew. Używam przymiotnika „chwilowa”, bo pod wpływem pseudoobrońców przyrody ułatwienia dotyczące prawa do wycinki na prywatnej posesji mogą zostać zablokowane lub ograniczone. Właściciele działek, którzy na mocy ustawy mogli pozbyć się niechcianych drzew, skrzętnie wykorzystali sposobność, aby wyciąć je bez ponoszenia kosztów będących w istocie ukrytym podatkiem.

Obowiązujące wcześniej przepisy skutecznie utrudniały lub wręcz uniemożliwiały wycięcie drzewa. Oznaczało to bowiem znaczne koszty, które dla wielu właścicieli stanowiły przeszkodę nie do przebycia.

Ustawa z grudnia 2016 roku złagodziła przepisy i natychmiast w wielu mediach pojawiły się doniesienia o wycinaniu drzew. Problem stał się pożywką dla opozycji, która przy tej okazji przedstawiła całą ustawę jako szatańskie dzieło ministra środowiska, zasobów naturalnych i leśnictwa. Jego samego zaś, jako szalejącego z piłą pośród drzew i wycinającego je z nieukrywaną satysfakcją. Minister Jan Szyszko, bo o nim mowa tnie, jak leci...

Nic dziwnego, że odezwały się głosy sprzeciwu. Przodują w nich domorośli znawcy leśnictwa, którzy na tym zajęciu znają się, jak mało kto. Dotychczas wśród nas było najwięcej lekarzy (jak wiadomo wszyscy znają się na medycynie) oraz znawców piłki nożnej. Teraz do wymienionych grup dołączyli „eksperci” od spraw leśnictwa i ochrony przyrody. Eksperci ci to wysokiej klasy specjaliści znający się na leśnych uprawach, ochronie drzew przed kornikami, grzybami i innymi szkodliwymi czynnikami. Być może wielu z nich wyrzuca śmieci do przydrożnych rowów, bo przecież śmieci w rowach i podmiejskich laskach i zagajnikach leżą. Ktoś je tam skrzętnie wyrzuca. Być może osoby te robią to w trosce o środowisko. Śpieszą się, bo gdy minister wytnie lasy, nie będzie gdzie wyrzucać śmieci.

A Szyszko, jak podają „wiarygodne” media, zaczął likwidację lasów od prastarej Puszczy Białowieskiej, której wypowiedział zdecydowaną wojnę. Już wyciął całe kwartały drzewostanu. Tego było mu jednak mało. Zapragnął zniszczyć wszystko, co zielone w całym kraju. Sam nie dawał rady, bo oprócz drzew mordował też nieszczęsne wiewiórki pokazywane tak chętnie przez „wiarygodne” media. Ich martwe ciałka złożone na pniu (dosłownie) stały się symbolem szaleństwa ministra, który teraz dokooptował do swojej kompanii właścicieli posesji. Modyfikując wcześniejsze prawo, dał im wolną rękę. Jak szaleć, to szaleć! Tnijmy więc! Teraz można! Hulaj dusza! Tysiące, a może nawet miliony ruszyły z piłami przed siebie rżnąc na oślep co popadnie. Drżyjcie obrzydliwe drzewa! Nadszedł wreszcie wasz koniec. Przyszła na was kryska... Szalony minister nadchodzi. Maszerują przez Polskę jego uzbrojone w piły hufce...

Sytuacja jak w amerykańskim horrorze „Teksańska masakra piłą mechaniczną” z 2003 roku w reżyserii Marcusa Nispela, w którym bohaterowie próbują przeciwstawić się psychopacie uzbrojonemu w piłę łańcuchową.

No cóż, ustawa, która miała ułatwić życie właścicielom działek, stała się przedmiotem politycznej rozgrywki, a lobby antyrządowe sprytnie podchwyciło nadarzającą się okazję, by rządzącym „dołożyć”. Nie licząc się przy tym z interesem właścicieli.

Wystarczy przejechać się po Warszawie i okolicach, żeby przekonać się, jak wielu ludzi skorzystało ze zniesienia niewygodnych przepisów. Nawiasem mówiąc, przepisów w znacznym stopniu ograniczających prawa właścicieli do ich własności. Ci z nich, którzy zrobili to szybko, zdążyli jeszcze przed sezonem lęgowym ptaków rozpoczynającym się pierwszego marca. Pozostałych może czekać niemiła niespodzianka.

Przeciwnicy ustawy zezwalającej na wycinkę krzyczą o trwającym właśnie mordowaniu drzew i nie ustają w atakach.

Przyznaję, że należę do zdecydowanych obrońców przyrody. Nie oznacza to jednak ochrony za wszelką cenę. Nie akceptuję rozgrywania własnych interesów pod (szczytnymi skądinąd) hasłami ochrony przyrody. Są sytuacje, kiedy trzeba rozważyć korzyści i ewentualne straty, zarówno dla natury, jak i dla ludzi. Oburza mnie bezmyślne niszczenie środowiska i wycinanie drzew, zwłaszcza starych, zdrowych, dorodnych. Pamiętam własne oburzenie, kiedy w położonym niedaleko Warszawy lesie wycięto (w latach 70.) stukilkudziesięcioletnie dęby. Dlaczego? Bo ktoś z miejscowych władz wymyślił, że będą dobre na opał w miejscowej masarni. Ścięto kilkadziesiąt wspaniałych dębów. Część została podobno spalona, a pozostałe (widocznie już nikomu niepotrzebne) pozostawiono leżące w lesie. Gniły tam przez kolejne dziesięciolecia. Ktoś powie – no tak, ale to był PRL. Tak, to prawda. Wtedy obowiązywało restrykcyjne prawo. Mimo to dębów szkoda. Te, które się ostały, uznano za pomniki przyrody. Wycięcie było działaniem bezmyślnym, a być może celowym. Dokonało się jednak w majestacie prawa. Wspomniane dęby znajdowały się w otoczeniu dziewiętnastowiecznego zespołu pałacowo-parkowego, należącego niegdyś do księcia Jerzego Radziwiłła, od roku 1841 do Epsteinów (jednej najbogatszych rodzin bankierskich w Królestwie Polskim), a następnie do księcia Władysława Druckiego-Lubeckiego.

Zniszczenie tych drzew było działaniem zasługującym na potępienie. Czym innym jest jednak wycięcie drzewa na własnej działce. Często są to samosiejki, które – jeśli nie zostaną w porę wycięte – pozostawione na kilkanaście lat mogą przysporzyć właścicielom nie lada kłopotów. Nie zawsze warto zostawiać drzewa np. na środku ścieżki rowerowej, jak ma to miejsce dość często. Istnieją przecież możliwości jego przesadzenia.

Mówiąc o ochronie przyrody, należy pamiętać, że prawdziwymi jej obrońcami nie są ci, którzy najgłośniej krzyczą, ale ci którzy coś efektywnego na rzecz ochrony robią. Dotyczy to nie tylko drzew. Przyrodę należy traktować jako całość. Nie można zapominać o żadnym z jej elementów. Człowiek jest tylko jednym z nich. W sukurs ochronie przyrody przychodzi nauka i edukacja społeczeństwa. O ochronę przyrody powinien troszczyć się każdy. Każdy może coś dobrego dla niej zrobić. We wszelkich działaniach należy jednak zachować zdrowy rozsądek.

Warto przypomnieć sobie, że za wyginięcie wróbli w miastach obwiniane są sroki. Niewielu chce zauważyć, że to ocieplanie budynków spowodowało zniknięcie dotychczasowych miejsc lęgowych. To samo dotyczy innych gatunków, m. in. szpaków i sikor, którym należy pomagać, bo same nie znajdą sobie odpowiednich dziupli. Większą aktywnością w tej kwestii powinny wykazać się samorządy zapewniając skrzydlatym mieszkańcom miast odpowiednie budki lęgowe. Najlepiej wg projektu Sokołowskiego typu A/A1 dla sikor i typu B dla szpaków. Można je wykonać we własnym zakresie lub kupić gotowe. Szczegóły łatwo znaleźć w internecie.

Ptaki już poszukują miejsc lęgowych, więc warto się pośpieszyć. Pamiętajmy – im więcej ptaków, tym mniej uciążliwych owadów.

Wróć