Hu! hu! ha! Nasza zima zła! Szczypie w nosy, szczypie w uszy, mroźnym śniegiem w oczy prószy, wichrem w polu gna – brzmią słowa popularnej piosenki. Ma jednak wiele uroku. Nic dziwnego, że wielu z nas trochę się za nią stęskniło i cieszy się z jej nadejścia.
Wprawdzie, meteorolodzy zapowiadają wyraźne ocieplenie, ale zanim ono nadejdzie, mieszkańcy wielu dzielnic mogą doświadczyć skutków zimna. Mamy do czynienia z niespotykanymi od dawna opadami śniegu. Dla jednych są one zmartwieniem, m.in. dla kierowców, pieszych, rowerzystów. Dla innych są okazją, aby korzystać z atrakcji, które oferuje zima. Zaroiły się miejskie górki (pomimo pandemii). Dzieci zjeżdżają na czymkolwiek, jak mawiają górale – na „bele czym”. W parkach pojawili się amatorzy zimowych spacerów, biegacze i morsy. Nie te prawdziwe, bo to jeszcze nie taki klimat, ale dwunożni zwolennicy moczenia się w lodowatej wodzie. Miejscem szczególnie chętnie odwiedzanym przez morsów jest od jakiegoś czasu Jezioro Czerniakowskie, przez warszawiaków zwane Jeziorkiem Czerniakowskim. Jest zimne nawet latem. Teraz, zimą przypomina popularne nadmorskie plaże w szczycie sezonu. Z tą różnicą, że zimą nad Jeziorkiem Czerniakowskim wszyscy biegają, robią przysiady wykonują wymachy i inne ćwiczenia, aby rozgrzać się przed wejściem do wody.
Lodowata otchłań wydaje się jeszcze bardziej lodowata po zmierzchu. Mimo ciemności chętnych do morsowania nie brakuje. Brrr!
Aż skóra cierpnie na ich widok, ale cóż. W zdrowym ciele zdrowy duch.