Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Walka o platformę prawa i sprawiedliwości

06-09-2018 00:40 | Autor: Maciej Petruczenko
Zaciekła walka dwóch głównych kandydatów na prezydenta Warszawy już od wielu tygodni przyćmiewa wszelkie inne wydarzenia w mieście. Eskalacja udogodnień, jakie proponują mieszkańcom stolicy rodowity warszawiak Rafał Trzaskowski (Koalicja Obywatelska) i transplantowany tutaj z Opola Patryk Jaki (Zjednoczona Prawica), przyprawia o zawrót głowy. Udogodnienia te mają w szczególności dotyczyć transportu.

Gdy wysłuchuję propozycji w tym zakresie, od razu przypomina mi się zdarzenie jednego ze znajomych, który będąc mocno „pod wpływem”, na pytanie taksówkarza, dokąd ma go zawieźć, odpowiedział bardzo konkretnie: najlepiej do dużego pokoju...

Czekam zatem, by proponowane przez obu kandydatów nowe linie tramwajowe oraz mnożone błyskawicznie linie metra objęły któregoś dnia również mój duży pokój, a będę na pewno usatysfakcjonowany. Swoją drogą zaś, ów pojedynek na propozycje transportowe uświadamia nam poniewczasie, jak chaotycznie budowano Warszawę w ostatnim ćwierćwieczu, gdy puszczana na dziko deweloperka wyprzedzała o całe lata świetlne infrastrukturę. Istniejące już miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego zlikwidowano za jednym zamachem, iżby nowych planów w większości nie opracować do dziś. Jeśli ktoś powie, że w tym szaleństwie była jednak metoda, to trudno byłoby z nim się nie zgodzić. Zresztą, kwestia transportu publicznego w Warszawie wzbudzała kontrowersje jeszcze za komuny. Ówcześni mędrcy jęli bowiem likwidować komunikację szynową (np. tramwaj do Wilanowa, kolejkę do Grójca) i nawet linie trolejbusowe przestały im się podobać, choć trolejbus – bodaj numer 53 – jadący Traktem Królewskim był o wiele bardziej ekologiczny niż smrodzące obecnie autobusy i zapewne cichszy od proponowanych teraz na tym szlaku tramwajów. No cóż, skala indywidualnego wyposażenia warszawiaków w automobile stała się już wprost niewyobrażalna. O ile 45 lat temu dopiero zaczęliśmy się nieśmiało motoryzować za pomocą fiacika 126p zwanego maluchem, o tyle dziś trzeba gwałtownie powstrzymywać falangę aut oblegającą miasto każdego dnia i usiłującą wcisnąć się we wszystkie możliwe zakamarki.

Mnie akurat spodobało się, że w tych dniach Rafał Trzaskowski bardzo szybko skorzystał ze zgłoszonej podczas spotkania w Domu Sztuki podpowiedzi jednej z mieszkanek Ursynowa, uważającej, że darmowy bilet na komunikację miejską jest jeszcze bardziej potrzebny uczniom szkół średnich niż żakom z podstawówek. No i taka propozycja od razu się w programie Trzaskowkiego znalazła na zasadzie „Vox populi, vox Dei”, bo już dawno ludzkość doszła do wniosku, że głos ludu jest głosem Boga, poniekąd zaprzeczając twierdzeniu, iż głos boży dociera do nas li tylko za pośrednictwem któregokolwiek z separujących się od siebie Kościołów.

A już à propos Kościoła rzymskokatolickiego, mojego Kościoła, to mi wypada zapytać, jak szacunek dla jego duchownych i świeckich emisariuszy ma zachować młodzież na światłym skądinąd Ursynowie, skoro tuż przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego były nuncjusz apostolski w USA arybiskup Carlo Maria Viganò przerwał wreszcie zmowę milczenia hierarchów watykańskich ujawniając, jak tuszowano latami szerzące się wśród nich zjawisko pedofilii i w jakim ogromnym stopniu dominowało w tym gronie lobby demoralizujących księże zastępy homoseksualistów. Ktoś może argumentować wprawdzie, że z tego powodu trzeba było wymieść niemal do cna zdobną po części w biskupie szaty zarazę tylko w Irlandii, Meksyku, Chile, Stanach Zjednoczonych, lecz przecież i w Polsce na zjawisko to wskazywali sami duchowni, a przede wszystkim lubiący walić prawdę prosto z mostu ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski.

Kiedyś mawiało się, że nie święci garnki lepią. Teraz można dodać, że nie sami święci uczą zasad religii i w niejednym wypadku to diabeł się w ornat przebrał i na mszę dzwoni. Chociaż przestępcy wykorzystujący seksualnie nieletnich trafiają się niewątpliwie nie tylko wśród księży, lecz również w szerokim gronie osób świeckich, to przecież ani związek zawodowy Solidarność, ani OPZZ, ani Związek Artystów Scen Polskich, a tym bardziej Związek Nauczycielstwa Polskiego – nie musiały jak dotychczas powoływać pełnomocników do zwalczania w swoich szeregach pedofilii, tymczasem episkopat wyznaczył „koordynatora do spraw ochrony dzieci i młodzieży”. Przed kim? Oczywiście, przed dopuszczającymi się nadużyć seksualnych księżmi, z których nie każdy jest w stanie naprawdę zachować celibat.

Całe szczęście, że przynajmniej w dzielnicy Ursynów nie słyszy się o księżych ekscesach i ja na przykład, będąc związany z tym terenem od 1977 roku, nigdy nie zetknąłem się z jakimkolwiek przypadkiem seksualnego nadużycia ze strony tutejszego duchownego i mam o miejscowych kapłanach jak najlepsze zdanie, a już metropolitę warszawskiego kardynała Kazimierza Nycza wyjątkowo cenię jako człowieka nadzwyczaj światłego. Niemniej, w skali globalnej jest to sytuacja cokolwiek niezręczna, gdy lubiący wiecznie pouczać innych duszpasterze sami muszą dziś stawić się do karnego raportu. Tym bardziej, jeśli każe się wiernym bezdyskusyjnie wierzyć w Kościół Powszechny i nieskalaność biskupów, wśród których już niejeden okazał się niezłym gagatkiem, a mówiąc wprost – zwyczajnym łajdakiem. Dlatego wielu tym, którzy mają leczyć nasze dusze, wypada rzec wobec ujawnienia skandalicznych praktyk duchowieństwa: medice, cura te ipsum – lekarzu lecz się sam.

Jak widać bowiem, w XXI wieku trzeba walczyć nie tylko z zanieczyszczeniem środowiska naturalnego, z jego zaśmiecaniem i zatruwaniem, lecz również starać się o usunięcie brudu moralnego. I wspomnianemu już Patrykowi Jakiemu, skądinąd wiceministrowi sprawiedliwości, dążącemu jak najsłuszniej do choćby częściowego naprawienia krzywd wynikłych w Warszawie z lewej reprywatyzacji, przypomnę, że niejedną krzywdę wyrządziła też społeczeństwu odzyskująca dobra – niestety, nie tylko kościelne – przesławna Komisja Majątkowa...

Wróć