Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Warszawskie wygódki

28-10-2015 22:52 | Autor: Dr hab. Lech Królikowski
Zasłużony historyk-varsavianista Marian Gajewski jest autorem niezwykle cennej publikacji: Urządzenia komunalne Warszawy. Zarys historyczny (Warszawa 1979). W pracy tej zawarł m. in. podstawowe informacje na temat publicznych ustępów.

Napisał chociażby: „W ostatnim roku kadencji prezydenta Starynkiewicza (był prezydentem do 12 września 1892 r. – przyp. LK) udzielono koncesji na 60 lat, z prawem wykupu po 15 latach, towarzystwu akcyjnemu Compagnie Nouvelle des châlets de commodité pour la Françe et l’Etranger w Paryżu na budowę i eksploatację szaletów ulicznych: w pierwszym roku w liczbie dziesięciu, w ciągu następnych pięciu lat w liczbie dwudziestu (na żądanie magistratu). Za działkę pod każdy ustęp towarzystwo płaciło 20 rb rocznie, za wodę i kanalizację – nic. Pobierało zaś za korzystanie z pisuaru 1 kopiejkę, a za kabinę z papierem 5 kopiejek”. Miasto w 1934 r. odkupiło koncesję. W 1938 r. w Warszawie było 27 szaletów publicznych. Obiekt taki składał się z budynku z kabinami dla kobiet i mężczyzn oraz blaszanej rotundy z pisuarem dla mężczyzn. Ostatni taki blaszak istniał do lat 70. na Placu Trzech Krzyży. Miasto po odkupieniu koncesji zaczęło budować szalety podziemne; pierwszy na Krakowskim Przedmieściu u wylotu Bednarskiej (istnieje do dziś). Ówczesne kamienice w większości miały ustępy w podwórkach z „kluczem u dozorcy”. Władze miasta nakazały nieodpłatnie udostępniać te miejsca wszystkim potrzebującym. Według danych Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania w 1976 r. ustępów publicznych było w naszym mieście 101.

Od 4 czerwca 1989 r., tj. od pierwszych (pół)wolnych wyborów, publicznych szaletów ubywa. Nie wiem, jaki jest mechanizm tego procesu, toteż mogę tylko przypuszczać, że jego podstawą są finanse przedsiębiorstwa. Zazwyczaj budżet takiej firmy składa się z funduszu osobowego i wydatków rzeczowych. Likwidując miejski szalet, zmniejszano stan osobowy firmy. Czyli, im mniej zatrudnionych w szaletach pracowników, tym więcej pieniędzy do podziału dla pozostałych. Natomiast w wydatkach rzeczowych wykreślana jest przewidziana planem kwota na utrzymanie obiektu (woda i kanalizacja, ogrzewanie, podatki itd.). W miejsce wydatków pojawia się natomiast przychód w postaci czynszu od najemcy. W tej sytuacji – jeżeli tak rzeczywiście jest (?) – trudno się dziwić, że porządnie zbudowane i dobrze zlokalizowane przedwojenne szalety zamieniane są na punkty gastronomiczne, a w ich miejsce firma stawia plastikowe wygódki. Cały ten proces można zrozumieć, ale nie można go akceptować. Nasze miasto zaczyna w tym zakresie przypominać wschodnioeuropejską prowincję. Można inaczej, o czy świadczą rozwiązania z Berlina, Paryża, a także Pragi i Wilna. Nie chcę dalej wchodzić w tę tematykę. Myślę, że każdy z Czytelników ma podobne zdanie na ten temat. Zastanawiam się tylko, dlaczego centralne władze miasta tego nie dostrzegają. Niedawno oddano np. do użytku wspaniałe bulwary na Podzamczu. Proszę sobie wyobrazić, że na użytek setek osób tam odpoczywających nie przewidziano szaletów. Ustawiono tylko dwie plastikowe wygódki (patrz fot.). Czy trzeba więcej przykładów?

Wróć