Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Ważne układy i rozkłady w Warszawie

29-06-2016 21:34 | Autor: Maciej Petruczenko
Zbliżający się szczyt NATO (Organizacji Paktu Północnoatlantyckiego) na Stadionie Narodowym przypomni starym warszawiakom, jak to z wielką polityką w naszym mieście w okresie powojennym bywało – poczynając od tego, że w pierwszych miesiącach po wojnie zastanawiano się, czy, wobec niemal kompletnego zrujnowania Warszawy, stolicą Polski nie powinna być Łódź, pozbawiona zniszczeń i dysponująca nietkniętymi przez bomby nieruchomościami.

Na szczęście jeszcze przed zakończeniem wojny, już 3 stycznia 1945, tak zwany Rząd Lubelski zdecydował, że stołeczną rolę ma nadal pełnić świeżo okryta chwałą antyniemieckiego Powstania 1944 Warszawa, będąca symbolem polskiej państwowości. Dziś można się tylko zadumać, jak to się czasy zmieniają. W styczniu 1945 Warszawę wyzwalali spod okupacji niemieckiej Polacy ramię w ramię z Rosjanami. A teraz myśmy się z Niemcami sfraternizowali, a Rosja przystawia nam lufę do czoła, zainstalowawszy w Kaliningradzie baterię iskanderów.

NATO powstało w roku 1949 jako sojusz militarny przeciwko ZSRR, mając najpierw 12 państw-członków (USA, Kanadę, Wielką Brytanię, Francję, Włochy, Portugalię, Belgię, Holandię, Luksemburg, Danię, Norwegię i Islandię). Był to faktyczny początek Zimnej Wojny pomiędzy Wschodem i Zachodem, której nasilenie mogło w paru momentach doprowadzić do globalnego konfliktu nuklearnego. Oliwy do ognia dolało, jak wiadomo, przyjęcie w 1955 do NATO Republiki Federalnej Niemiec. Stąd reakcja obozu prosowieckiego, czyli powstanie w tym samym roku w Warszawie paktu militarnego nazwanego Układem Warszawskim, którego sygnatariuszami była grupa państw „socjalistycznych” (ZSRR, Polska, Czechosłowacja, Bułgaria, Rumunia, Albania, Węgry i Niemiecka Republika Demokratyczna). Układ o Przyjaźni, Współpracy i Pomocy Wzajemnej – bo tak brzmiała oficjalna nazwa – przetrwał do 1991 roku, a jego niechlubną pamiątką jest w naszym wypadku współudział w tłumieniu przez „bratnie” wojska Praskiej Wiosny 1968. Co ciekawe, dobrze poinformowani oficerowie Wojska Polskiego żartowali wówczas, że w Warszawie lepiej nie spacerować nad brzegiem Wisły, bo właśnie w linię tej rzeki wymierzone są rakiety NATO i dokładnie  w tym miejscu nastąpi ewentualnie pierwsze uderzenie nuklearne w „obóz socjalistyczny”. A teraz, jak na ironię, znowu owo miejsce nabiera dużego znaczenia militarnego, tyle że nie chodzi już o agresję sił NATO, ale o zwyczajną naradę – i to z udziałem Polski, pozostającej obecnie w innej konfiguracji politycznej.

Z punku widzenia przeciętnego warszawiaka wspomniany już rok 1955 upamiętnił się nie tyle założeniem Układu Warszawskiego, ile wielką, barwną imprezą, jaką był Festiwal Młodzieży i Studentów. Choć miała ona politycznych reżyserów, w potocznym odbiorze została przyjęta z entuzjazmem, a największą sensacją był przyjazd Chińczyków, których romanse z warszawiankami, pozostawiły sporo naturalnych pamiątek po Festiwalu. Na tę specjalną okazję otwarto imponujący Stadion Dziesięciolecia, mieszczący 71 000 widzów i o wiele lepiej pasujący do zielonego krajobrazu nadwiślańskiego niż dzisiejszy Narodowy. Na tym wielkim obiekcie odbyło się otwarcie Festiwalu. Bodaj najsławniejszy wtedy sportowiec polski, oszczepnik Janusz Sidło, opowiedział mi po latach, że do tunelu prowadzącego na stadion wmaszerował na czele kończącej defiladę otwarcia polskiej ekipy, no i gdy podniósł podaną mu biało-czerwoną flagę, ujrzał na niej wymalowaną czarną farbą Gwiazdę Syjonu. Sztandar natychmiast rzucił na ziemię, bo wkroczenie z takim eksponatem mogło się dla niego skończyć więzieniem...

No cóż, w mieście panowały wtedy nastroje antyrosyjskie i antyżydowskie. Wiązało się to z represjami, nakładanymi na bohaterów AK przez aparat bezpieczeństwa i wymiar sprawiedliwości PRL. Pod dyktando sowieckich doradców głównymi oprawcami akowców stali się bezpieczniacy pochodzenia żydowskiego. Tego faktu historycznego akurat nie da się ukryć, tak samo jak antysemickich wyskoków ludności polskiej w różnych okresach historycznych. Ze smutkiem można tylko wspominać, że oszczercze komentarze na temat skazywanych często na śmierć „wrogów ludu” czytali w wyświetlanej w kinach całego kraju Polskiej Kronice Filmowej nawet tacy gwiazdorzy życia artystycznego jak Andrzej Łapicki i Jeremi Przybora.

Tak jak w 1955 do Warszawy zjechali prominenci ówczesnego obozu satelitów ZSRR, tak teraz na szczyt NATO przybędzie nawet prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama. Sama jego obecność spowoduje postawienie wszelkich sił bezpieczeństwa w stan pogotowia i w tych szczególnych warunkach trzeba raczej wykluczyć możliwość dokonania przez kogoś zamachu terrorystycznego, co stało się takie modne w Europie. W związku ze szczytem przychodzi jednak na myśl paradoksalna refleksja. Otóż pozostając pod butem ZSRR i trwając w okrutnym zacofaniu gospodarczym, mieliśmy jednak poczucie bezpieczeństwa, jeśli chodzi o agresję państw obcych (wyjąwszy oczywiście samych Rosjan). Sowieckie rakiety z pociskami nuklearnymi były rozlokowane nie tylko na Pomorzu, ale również w rejonie Warszawy (bodaj o krok od Konstancina – w miejscowości Brześce). W dzisiejszych warunkach natomiast słyszymy na przykład od sekretarza generalnego NATO, że w razie rosyjskiego ataku Polska nie powinna się łudzić, że jej północnoatlantyccy sojusznicy ruszą jej na pomoc. W 1939 francuska i brytyjska prawica chętnie podchwyciła hasło pewnego publicysty, że nie warto umierać za Gdańsk. Czy historia ma się powtórzyć?

Wróć