Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Wielka Warszawska czy Wielka Bankowa?

02-10-2019 21:43 | Autor: Tadeusz Porębski
Wielka Warszawska od niepamiętnych czasów była nagrodą prezydenta Warszawy, który z definicji patronował temu typowo warszawskiemu wyścigowi. W tym roku stołeczność gonitwy zżarły polityka oraz komercja, czego nie zauważyli widzowie z zewnątrz i niestety większość wyścigowych komentatorów.

Najważniejszą gonitwę porównawczą sezonu rozgrywaną na dystansie 2600 m wygrała trenowana przez Piotra Piątkowskiego trzyletnia klacz Pride of Nelson ze słowackim dżokejem Michałem Abikiem w siodle. Na końcowej prostej nie dała żadnych szans pierwszej faworytce Nemezis, z którą przegrała w tym sezonie w Derby i w St. Leger. Trzecie miejsce niespodziewanie wywalczył trzyletni Plontier. Typowany na drugiego faworyta czteroletni Fabulous Las Vegas ukończył gonitwę na czwartym miejscu. Pride of Nelson jest własnością chorwacko - bośniackiego małżeństwa Sabiny i Saliha Plavaców osiadłych od lat w Polsce. Tegoroczna Wielka Warszawska dostarczyła widzom wielu emocji, uczestniczyło w niej bowiem aż jedenaście koni, z których dwa miały w siodłach brytyjskich jeźdźców, specjalnie ściągniętych na ten wyścig z Wysp.

Podczas gali Wielka Warszawska rozegrano dziewięć gonitw, w tym selekcyjny wyścig dla dwuletnich folblutów o nagrodę Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi (1400 m) oraz nagrodę Mosznej (najwyższa kat. A) na dystansie jednej mili. Klaczka Inter Royal Lady ze stajni Adama Wyrzyka udowodniła, że jest koniem z innej bajki niż jej rywale. Wygrała gonitwę ministra rolnictwa niezagrożona i było to jej piąte już zwycięstwo z rzędu. Inter ma zadatki na konia wybitnego, którego na dystansach do 1600 m trudno będzie pokonać. Nagrodę Mosznej wywalczył trenowany przez Emila Zahariewa ogier Emiliano Zapata dosiadany przez czeskiego internacjonała Tomáša Lukáška. W pobitym polu znalazły się m.in. ogiery Umberto Caro, Blizbor i Arkano. Pod względem sportowym niedzielny mityng na Służewcu należy uznać za bardzo udany. Na wysokości zadania stanęli i dżokeje i trenerzy, którzy dobrze przygotowali swoich podopiecznych do wyścigów w tak ważnym dniu. Emocji w związku z tym nie brakowało, w kilku biegach rywalizacja toczyła się do ostatnich metrów przed celownikiem.

Natomiast organizację gali Wielka Warszawska oceniam bardzo krytycznie. Po zakończeniu II wojny światowej dzisiejsza Wielka Warszawska rozegrana została w 1946 r. w Lublinie jako Wielka Nagroda Lubelska na dystansie 2800 m. Rok później gonitwę przeniesiono na Służewiec i od tego czasu Wielkiej Warszawskiej nieprzerwanie patronowali kolejni prezydenci stolicy. Nie bez powodu. Skoro bowiem wyścig ma w tytule słowo "warszawska", to kto inny poza prezydentem tego miasta może być jego dumnym patronem? Sponsorów może być stu, ale patron tylko jeden – wybrany na ten urząd przez warszawiaków prezydent stolicy. Tymczasem powołany jesienią ubiegłego roku dyrektor Oddziału Służewiec Totalizatora Sportowego arbitralną decyzją "sprzedał" patronat jednemu z banków. W tym roku Wielka Warszawska rozegrana została bowiem nie o Nagrodę Prezydenta m. st. Warszawy, lecz o puchar prezesa banku. To bardzo smutny dzień dla mnie, ponieważ za woreczek srebrników sprzedano tradycję.

Co poza pucharem za kilkaset złotych zaoferował wyścigom nowy patron, że zdecydowano się na zerwanie z wieloletnią tradycją? Jeśli chodzi o pulę nagród nic się nie zmieniło – tak w ubiegłym roku, jak i bieżącym, wynosiła ona 220.500 zł. Podwyższono natomiast o 10 tysięcy zł gwarantowaną pulę w zakładzie pojedynczym, o 15 tysięcy zł w zakładzie porządkowym i o 10 tysięcy zł z zakładzie trójkowym. Ale określanie wysokości gwarantowanych pul w poszczególnych zakładach nie leży w gestii patrona czy sponsora, lecz spółki "Traf" organizującej koński totalizator. Bank - patron wynajął całe pierwsze piętro Trybuny Honorowej, by kilkudziesięciu starannie wyselekcjonowanych bankierów mogło w godnych warunkach, z wykwintnym cateringiem, obejrzeć niedzielny mityng. Natomiast najwierniejsi kibice wyścigów konnych, którzy wiosną za niemałe pieniądze wykupili całoroczne karty wstępu na pierwsze piętro Trybuny Honorowej, zostali z niej przegonieni na parter. Czy środki pozyskane z wynajmu trafią do wyścigowej służewieckiej puli? Krzysztof Ziemiański, prezes stowarzyszenia skupiającego w swoich szeregach służewieckich trenerów, ma co do tego duże wątpliwości. Ja i wielu moich znajomych również.

Niestety, nawet na parterze nie dano wygonionym z pierwszego pietra posiadaczom całorocznych kart wstępu możliwości oglądania gonitw live, ponieważ przed trybuną postawiono trzy potężne namioty i z parteru można było oglądać jedynie ich tylne ściany. Zablokowano też wyjścia przed trybunę stawiając po kilku ochroniarzy przy każdym z drzwi prowadzących na zewnątrz. By obejrzeć wyścig osoby przebywające na parterze musiały obchodzić trybunę od tyłu i dostać się na pustą przestrzeń między dwiema trybunami. Na otarcie łez postawiono w kącie kilka talerzy ze śledziami i galaretkami, które po pierwszej gonitwie obsługa zabrała. Dawano również gratis napoje, ale to dla posiadaczy całorocznej karty wstępu żadna rekompensata, ponieważ w odróżnieniu od masowo zapraszanych przez zarząd Totalizatora Sportowego gości zwanych VIP-ami, przychodzą oni na wyścigi nie po to, by się najeść i napić, lecz po to, by sycić się oglądanymi na żywo gonitwami. Stałych bywalców, którzy są solą Służewca, potraktowano w tym roku wyjątkowo z góry. Jeśli doda się do tego fakt, że organizator nie zadbał o zaproszenia na Trybunę Honorową dla hodowców i właścicieli koni (poza tymi, które startowały w Wielkiej Warszawskiej), komentarz wydaje się zbędny.

Żyjemy w czasach komercji i trzeba się z tym pogodzić. Są to czasy brutalne i nieciekawe, ponieważ jedynym suwerenem w życiu publicznym, i nie tylko, stał się pieniądz. Można więc zaakceptować wynajmowanie na stałe drugiego piętra Trybuny Honorowej, jak również kilka razy w sezonie także piętra pierwszego, ale to, co na tegoroczną WW wymyślił nowy dyrektor służewieckich torów, woła o pomstę do nieba. Jak można było wynająć także teren przed trybuną i pozwolić na postawienie w tak newralgicznym miejscu (przy "bombie", tablicy świetlnej z wynikami i celowniku) trzech ogromnych namiotów zasłaniających osobom przebywającym na parterze widok na tor? Jak można było zablokować ochroniarzami drzwi i zabronić osobom z całorocznymi karnetami prawa wyjścia przed trybunę? To nie mieściło się w głowie nie tylko mnie, ale także ludziom, z którymi dane mi było w niedzielę obcować. Wielu z nich w ramach protestu opuściło Służewiec w trakcie trwania mityngu.

W minioną niedzielę pieniądz - bożek całkowicie przesłonił organizatorowi oczy. Niestety, zapowiada się, że będzie gorzej. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że w ostatni czerwcowy weekend poprzedzający przyszłoroczne Derby nie będzie na Służewcu wyścigów konnych, lecz coś w rodzaju poznańskiej Cavaliady. Zażądamy potwierdzenia tej informacji drogą oficjalną. W czerwcu służewieckie tory i tak są rokrocznie blokowane przez Orange Warsaw Festiwal, wychodzi więc na to, że na Służewcu z roku na rok będzie coraz mniej wyścigów i coraz więcej komercji. A miało być inaczej. Totalizator Sportowy kreślił wielkie plany co do Służewca - kompleksowe remonty trybun, remonty stajni, remont toru roboczego, zabytkowej fontanny, systematyczne zwiększanie rocznych pul nagród w sezonie, budowa biurowca TS, budowa hotelu, słowem cuda i cudeńka. Większa część planów pozostała jedynie na papierze.

Jesienią ubiegłego roku na stanowisko dyrektora służewieckich torów powołano menedżera z Poznania, któremu znacznie bliżej do piłkarskiego klubu Lech, niż do warszawskiego Służewca i wyścigów konnych. W taki sposób ujął swój stosunek do wyścigów w wywiadzie udzielonym jednej z telewizyjnych stacji. Faktycznie, dotychczasowa działalność menadżerska nowego włodarza Służewca daje podstawę do postawienia tezy, że jest to typ biznesmena, dla którego liczą się tylko dwa słowa - "sprzedaż" i "zysk". Konie wyścigowe, trenerzy i kibice tej królewskiej dyscypliny sportu są na dalszym planie. Nie sposób więc dziwić się, że tegoroczną Wielką Warszawską pan dyrektor zaplanował tak, jak zaplanował. Rzeczywistości nie należy pudrować - pod egidą państwowej spółki Totalizator Sportowy wyścigi bardziej zwijają się, niż rozwijają. Administruje się bowiem zabytkowym hipodromem - zaprojektowanym i przeznaczonym pod wyścigi konne - niczym wybudowaną z elementów halą wystawienniczą i miejscem do organizowania festiwali oraz różnych innych spędów.

Moje ponadczterdziestoletnie związki ze Służewcem i ponad dwudziestoletni staż w roli wyścigowego komentatora są wystarczającą legitymacją do tego, bym mógł publicznie wyartykułować własną opinię na temat organizacji tegorocznej gali Wielka Warszawska. Była ona fatalna z powodów jak wyżej, choć dyrekcja toru ma z pewnością w zanadrzu dane oficjalne i nieoficjalne mające świadczyć o tym, iż była to impreza ze wszech miar udana. Należy jednak postawić sprawę jasno, podpierając się faktami: etatowy pracownik państwowej spółki, anonimowy przybysz z miasta Poznań, jednym podpisem złożonym na umowie z bankiem pozbawił urząd prezydenta Warszawy patronatu nad warszawską gonitwą z ponadsiedemdziesięcioletnią tradycją. Tym samym odebrał jej stołeczność i przekształcił w wyścig pod umowną nazwą Wielka Bankowa o puchar prezesa. Jeżeli po jednej z najważniejszych gonitw sezonu, mającej w nazwie słowo "warszawska" wzmocnione słowem "wielka", zwycięskiego konia dekoruje derką z herbem stolicy państwa kilkoro anonimów, a urzędujący prezydent Warszawy ogląda dekorację z trybun, to chyba coś jest nie tak. To, że nikt z TS nie zadał sobie trudu, by choć powiadomić urząd prezydenta o nagłej zmianie patronatu potwierdził tamtejszy wydział prasowy. Bo de facto uderzono w urząd prezydenta, a nie w niego osobiście, choć prawdopodobnie taki właśnie był zamiar pomysłodawców kolejnej - po ataku na kierownictwo słynnej stadniny koni arabskich w Janowie Podlaskim - (nie)dobrej zmiany. Rzeczniczka służewieckich torów nie odpowiedziała na mój mail.

Jestem zbulwersowany tym, że do sportu wdziera się polityka, bo nie potrzeba wielkiej wyobraźni, by skonstatować, że pozbawienie prezydenta Warszawy patronatu nad szczególnie ważną dla warszawiaków i medialną gonitwą ma podtekst polityczny. Jako warszawiak z urodzenia i Polak czuję wielki niesmak. Przypomnę jednakowoż pomysłodawcom manipulującym przy patronacie, że kiedy prezydentem Warszawy był czczony dzisiaj przez PiS Lech Kaczyński, nikomu do głowy nie przyszło, by odsunąć go od warszawskiej gonitwy, choć państwem niepodzielnie rządził niechętny mu Sojusz Lewicy Demokratycznej, a służewieckim hipodromem związane z SLD i PSL osoby kierujące spółką skarbu państwa "Służewiec Tory Wyścigów Konnych". Dla mnie Wielka Warszawska, jaką znałem od dziesięcioleci, utonęła w minioną niedzielę w polityce, mamonie i w wydostających się z namiotów oparach cateringowej garkuchni dostępnej tylko dla wybrańców. Powziąłem postanowienie, że dopóki Wielkiej Warszawskiej nie zostanie przywrócony patronat prezydenta Warszawy (obojętnie z jakiej opcji politycznej będzie się wywodził) moja noga nie stanie w tym dniu na Służewcu.

I na koniec. Totalizator Sportowy to zamożna spółka skarbu państwa o znaczeniu strategicznym, dzierżawiąca od 2008 r. zespół torów wyścigowych Służewiec. Spółka kreuje się w mediach jako dumny sponsor najróżniejszych wydarzeń sportowych, kulturalnych, etc., wydając na ten cel miliony Jak więc mogło dojść do sytuacji, że dla jednego z dwóch najważniejszych i niebywale medialnych wyścigów w sezonie, rozgrywanych na dodatek na własnym, dzierżawionym od państwa terenie, bogaty TS zdecydował się na poszukiwanie sponsora z zewnątrz? Skoro już powzięto w centrali spółki decyzję o odebraniu patronatu prezydentowi stolicy państwa, czymś naturalnym wydaje się, że sponsoring i patronat nad Wielką Warszawską, czyli wielkim świętem konia oraz wszystkich warszawiaków, powinien objąć właśnie Totalizator Sportowy, wieloletni dzierżawca służewieckiego hipodromu i organizator gonitw. To, co wydarzyło się minioną niedzielę, nie przynosi chluby decydentom kierującym państwową spółką i moim zdaniem godzi w wizerunek Totalizatora Sportowego.

Foto: Beata Nikonorow

 

Wróć