Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Za tym rządem na pewno nie będę płakał

13-10-2021 20:50 | Autor: Tadeusz Porębski
Stosunki między Unią Europejską a Moskwą należy rozpatrywać strategicznie i nie można ich sprowadzić do sankcji, ani do sprawy Nawalnego. Słowa te wypowiedziane przez węgierskiego szefa dyplomacji Pétera Szijjártó po ostatnim spotkaniu ministrów spraw zagranicznych w Brukseli, dały mi dużo do myślenia. Czemu Węgrzy potrafią nawiązać poprawne stosunki z Rosją, a my nie umiemy się dogadać z wielkim sąsiadem? Podkreślam – dogadać, a nie uzależnić. Okazuje się, że mimo nałożenia przez UE sankcji na Rosję kilka krajów Wspólnoty zdołało zwiększyć bilans handlowy z Moskwą. O czym to świadczy? O tym, że czy Polsce to się podoba, czy nie, Rosja nadal odgrywa ważną rolę dla Europy, przede wszystkim jako dostawca wszelkiego rodzaju surowców oraz ze względu na gigantyczny chłonny rynek zbytu. Sankcje to tylko dekoracja, wielki biznes naciska na własne rządy, by nie zamykały mu drzwi do Rosji. I rządy ulegają naciskom, gdyż wielki biznes to wielka siła, która ma realny wpływ na wyniki wyborów.

Rosja jest krajem bezwzględnie autorytarnym, agresywno - ekspansywnym i zawsze taka będzie. Prowadzona przez to mocarstwo wojna hybrydowa przeciwko państwom członkowskim UE oraz NATO polega w dużym uproszczeniu na połączeniu działań militarnych i niemilitarnych stosowanych w skoordynowany sposób i ukierunkowanych na osiągnięcie celów politycznych. Ich różnorodność polega na stosowaniu trudnych do wykrycia i przypisania środków dywersji oraz przymusu wymierzonych w słabe punkty przeciwnika. Zagrożenia hybrydowe rozciągają się od ataków cybernetycznych na infrastrukturę krytyczną i jej systemy informacyjne, przez zakłócanie usług krytycznych (np. dostaw energii czy finansowych), do podważania zaufania społecznego do instytucji rządowych i pogłębiania podziałów społecznych. To właśnie trwająca od 2014 r. wojna hybrydowa jest przyczyną napiętych stosunków z republikami bałtyckimi Estonią, Łotwą i Litwą. Nie są one jednak aż tak napięte jak stosunki polsko – rosyjskie, choć położenie geopolityczne tych państw sytuuje je w rosyjskich kleszczach.

Chcę mocno podkreślić, że nie wierzę ani Rosji, ani drugiemu hegemonowi USA. Oba mocarstwa wyspecjalizowały się w mieszaniu się w sprawy innych i krzywdzeniu ludzi. Ale dzisiejsza sytuacja gospodarcza nie pozwala nam na prowadzenie totalnej wojny z Rosją, bo to nic nie daje, w szczególności szans na zwycięstwo. Viktor Orbán, wielki polityczny cwaniak, daje dowód, że można jedną nogą być w Brukseli, drugą w Moskwie i czerpać z takiego układu wymierne korzyści, nie stając się wasalem żadnej ze stron. Istotną częścią transformacji energetycznej w ramach Europejskiego Zielonego Ładu jest gaz. Latem tego roku minister Szijjártó przyleciał do Peterburga, by podpisać nową 15-letnią umowę gazową z Gazpromem. Przykład Węgier pokazuje, że bez Rosji nie da się zrealizować planów EZŁ. Chcąc wywiązać się z unijnych zobowiązań konieczne staje się… zwiększenie wpływów rosyjskich w regionie. Paradoksalnie, wyśrubowane wskaźniki jakie mają spełnić unijne kraje sprzyjają zwiększaniu aktywności rosyjskiej.

Z węgierskiej perspektywy jest to bardzo dobra sytuacja. Kiedy zachodnia Europa trzęsie się ze strachu przed zimą, ponieważ Gazprom ograniczył aż o połowę dostawy gazu, Węgrzy śpią spokojnie, gdyż zawarta latem umowa gwarantuje im przez 15 lat stałą dostawę tego surowca po bardzo preferencyjnej cenie. Orbán nie trzyma do Rosji żalu za ponad 40-letnią okupację i skąpanie w 1956 r. Budapesztu we krwi. Robi biznes z Putinem otrzymując jednocześnie środki z UE w ramach funduszy strukturalnych. Putin dał mu 10 mld euro nieoprocentowanej pożyczki na rozbudowę elektrowni jądrowej w Paks, ma się ona rozpocząć w tym roku. Ale Węgrzy stawiają również na fotowoltaikę oraz geotermię i co ciekawe, nie wydają zgody na budowę elektrowni wiatrowych. Tego rodzaju polityka powoduje, że tańszą energię od Węgrów w UE mają tylko Bułgarzy. Natomiast w Polsce ceny hurtowe energii elektrycznej są najwyższe w UE. Taki stan rzeczy utrzymuje się już od ponad roku, a w październiku czeka nas kolejna podwyżka. Tak wynika z raportu przygotowanego przez energetyczny think tank „Ember”.

Ciekawostką jest również to, że rozbudowa elektrowni jądrowej Paks będzie poza kontrolą instytucji unijnych, w związku z czym Węgry nie czekają za to żadne kary. Jak on to zrobił? Mam na myśli Viktora Orbána. Nasuwa się pytanie: czy dla Polski i Polaków bardziej opłacalna jest wojna z Rosją, czy ocieplenie stosunków na twardych, ustalonych przez obie strony warunkach? Każdy powinien odpowiedzieć sobie na to pytanie we własnym zakresie. Dla mnie sprawa jest oczywista – należy dążyć do jak najszybszego unormowania stosunków z sąsiadem i podobnie jak Węgrzy czerpać z tego tytułu korzyści. Kwestie sporne jak Katyń, Smoleńsk i kilka innych pozostawić historykom. Bardziej zajadłym i pamiętliwym rodakom przypomnę, że Amerykanie zrzucili na Japonię dwie bomby atomowe, w wyniku czego w powietrze wyparowało kilkaset tysięcy ludzi. Mimo tak straszliwego ciosu Japończycy stosunkowo szybko nawiązali relacje gospodarcze ze Stanami, które trwają do dziś. Japonia kontynuuje na przykład zakupy amerykańskiego uzbrojenia (m.in. systemu antybalistycznego Aegis Ashore i myśliwców F-35), których wartość od 2010 r. przekroczyła 30 mld dol. Może wziąć przykład z pragmatycznych Japończyków?

Wszystko co dzisiaj podnoszę związane jest z pogłębiającą się izolacją Polski we Wspólnocie. To mnie coraz bardziej martwi, bo należę do pokolenia, które tkwiło w izolacji z zachodnią Europą przeszło 40 lat. Mamy napięte stosunki z Brukselą, luksemburskim Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej, oziębłe z Francją i Niemcami, od których domagamy się miliardów w ramach reparacji wojennych, kiepskie ostatnio z USA oraz bardzo złe z Czechami i Rosją. Bogiem a prawdą w ogóle nie mamy przyjaciół, gdyż traktujący nas instrumentalnie Orbán to żaden przyjaciel. Jak długo można egzystować w jakiejkolwiek wspólnocie będąc skłóconym ze wszystkimi jej członkami? To bardzo zły prognostyk na przyszłość, tym bardziej że inflacja galopuje, ceny rosną z miesiąca na miesiąc, a eksperci od ekonomii prognozują ich dalszy wzrost.

Nasza polska kłótliwość i zacietrzewienie stają się przysłowiowe i będą nas słono kosztować. Kary nałożone przez TSUE za nie wykonanie orzeczenia w sprawie Turowa kumulują się, licznik bije, a negocjacje zostały zerwane. Inflacja we wrześniu wyniosła 5,8 proc. i będzie rosła dalej, bo mamy niekorzystny splot okoliczności krajowych oraz globalnych. To może być problem dla rządzących, ponieważ społeczeństwo intuicyjnie obwinia za taki stan rzeczy władzę. Katarina Barley, nie byle kto, bo wiceprzewodnicząca Parlamentu Europejskiego, odniosła się w miniony poniedziałek do wyroku naszego Trybunału Konstytucyjnego uznającego wyższość naszej ustawy zasadniczej nad unijnym prawem, któremu po podpisaniu przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego traktatu lizbońskiego zobowiązaliśmy się podporządkować: "Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, by w tej sytuacji Polsce wypłacono pieniądze z Funduszu Odbudowy”.

I faktycznie, Polska dotąd nie otrzymała pieniędzy z unijnego programu naprawy gospodarki po pandemii. Powodem ich wstrzymania jest właśnie kwestionowanie prymatu prawa unijnego nad krajowym. Chodzi o 57 mld euro, czyli bez mała ćwierć biliona zł, na co składa się 23 mld euro w formie grantów plus 34 mld euro preferencyjnych pożyczek. Z tych pieniędzy Polska ma sfinansować Krajowy Plan Odbudowy. Nie będzie pieniędzy, nie będzie realizacji Polskiego Ładu. A jak nie będzie realizacji Polskiego Ładu los ekipy rządzącej obecnie Polską zawiśnie na włosku. Tak czy siak, za tym rządem płakał nie będę.

Wróć