Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Za zakrętem stali, rower mu zabrali...

06-06-2023 20:58 | Autor: Tadeusz Porębski
Kiedy w niedzielę 4 czerwca siedziałem na ławce przystanku tramwajowego przy stacji metra „Politechnika” przygotowując się do udziału w Marszu Wolności, przypomniał mi się wiersz Konstantego I. Gałczyńskiego zatytułowany „Ballada o trzęsących się portkach”. Sentencja godna Homera: „Gdy wieje wiatr historii/Ludziom jak pięknym ptakom/Rosną skrzydła, natomiast/Trzęsą się portki pętakom”. Nasze rodzime pętaki oficjalnie będą deprecjonować sam marsz i jego wymowę, ale nie jest możliwe, by patrząc w tym dniu na ulice w centrum stolicy państwa nie trzęsły im się portki.

Zanim zasiadłem tego dnia w punkcie obserwacyjnym, zerknąłem na początek audycji „Woronicza 17” w TVP. Prowadzący program młody prawicowy hunwejbin poinformował na wstępie, że „Warszawa jest pusta, bo ludzie wyjechali na weekend poza miasto”. I uśmiechnął się znacząco. Był to uśmieszek łotra. Tymczasem ulicą Filtrową maszerował w kierunku Politechniki tłum ludzi z transparentami i flagami, a tramwaje były tak zatłoczone, że zdołałem wsiąść dopiero do czwartego. Maszerował pełny przekrój społeczeństwa – od starców i osób w wieku słusznym, przez lud pracujący, studiujący oraz szkolny, po dzieciaki w towarzystwie rodziców. Widziałem ludzi na wózkach inwalidzkich i poruszających się przy pomocy kul czy lasek. Odebrałem niedzielny marsz jako szyderczy śmiech świadomych społecznie obywateli z prostaków i szkodników, jak również krzyk rozpaczy przeciwko demolowaniu i okradaniu państwa.

Chciałoby się powiedzieć, że nie byłoby potrzeby organizowania Marszu Wolności, gdyby ci, którzy w niedzielę protestowali, poszli przed laty gremialnie do urn. Wszak tzw. Zjednoczona Prawica nie wzięła władzy w wyniku przeprowadzonego puczu czy zamachu stanu. Rządzi państwem, ponieważ wygrała demokratyczne wybory. To jest poza dyskusją. Rządzi państwem, ponieważ znaczna część dzisiaj protestujących wybrała zamiast urn grilla, soczystą karkówkę popijaną chłodnym piwkiem, bądź wygodny fotel w domowych pieleszach. Rządzi państwem, ponieważ młode pokolenie kompletnie zawiodło i zamiast iść do urn, odsypiało sobotnie balangi i melanże. Efektem zaniechań są m. in. pan Przemysław Czarnek narzucający „właściwe wychowanie kobiet, a mianowicie ugruntowanie dziewcząt do cnót niewieścich” i pan prezes Jarosław Kaczyński oskarżający je publicznie o zbytnie „dawanie w szyję”. O zdemolowaniu polskiego sądownictwa, „ideologii” LGBT, wstręcie do in vitro, samowoli Kościoła katolickiego, zepchnięciu Polski na peryferie UE, złodziejstwie, nepotyzmie oraz marnotrawieniu publicznych pieniędzy na skalę nienotowaną nigdy wcześniej, wspominam krótko gwoli przypomnienia.

Wizytówką obecnej władzy i jej zwolenników może być wygrażający ostatnio paluchem i pryskający śliną w Parlamencie Europejskim europoseł Dominik Tarczyński (PiS). Był to pokaz chamstwa i prostactwa najwyższej próby, godny Prawdziwego „Polaka – Patrioty” . Nigdy nie ukrywałem swoich politycznych antypatii – natomiast nie sympatyzuję z żadną opcją i jestem politycznym sierotą. W PO podoba mi się prezentowana proeuropejskość i tolerancja dla odmienności, czego brakuje m. in. Konfederacji, która z kolei ma, moim zdaniem, dosyć ciekawy program gospodarczy. Z Lewicą jest mi nie po drodze po tym, jak zagłosowała wspólnie z rządem Morawieckiego za „Polskim Ładem”. Poza tym sama osoba pana Włodzimierza Czarzastego – komunistycznego liska przefarbowanego na demokratę – wzbudza moją niechęć. Podobny stosunek mam do innego liska, pana Szymona Hołowni. PSL z kolei to według mnie ugrupowanie bezideowe, typowo kunktatorskie, które gotowe iść z każdym, kto zaoferuje trochę władzy i tłuste posady. Za demontaż państwa oskarża się przede wszystkim Jarosława Kaczyńskiego, ale moim zdaniem całe polityczne zło nie mieszka na Nowogrodzkiej, lecz w Pałacu Prezydenckim. Tam znajdują się odpowiednie narzędzia, by prezydent mógł zapobiegać demolowaniu państwa. Niestety, strażnik Konstytucji okazał się strażnikiem partyjnych interesów, a podpisanie jednego dnia ustawy o powołaniu komisji ds. badania rosyjskich wpływów, a następnego wysłanie do Sejmu projektu jej nowelizacji może świadczyć o tym, że mamy albo prezydenta nieuka, albo prezydenta dwulicowca.

Odejdę od wielkiej polityki i opowiem o sprawie może przyziemnej, ale ważnej dla milionów polskich kierowców. Tak się złożyło, że 2 maja, czyli w środku długiego weekendu, wracałem z Ciechocinka do Warszawy. Kiedy na peryferiach Włocławka zjeżdżałem z ostatniego ronda na drodze wojewódzkiej nr 62, było południe i prawie zerowy ruch. Wyskoczył z lizakiem przed maskę mojego auta niczym diabełek z pudełka. Zatrzymał, skierował na pobliski parking i poinformował, że zabiera mi 3 punkty karne i 200 zł za przekroczenie prędkości o 19 km. Nie pokazał wykroczenia na urządzeniu kontrolno – pomiarowym, więc tak naprawdę nie wiem, czy faktycznie przekroczyłem dozwoloną prędkość. Byłem zmęczony i nie chciało mi się prowadzić bezowocnej dyskusji, więc przyjąłem mandat. Aliści w Warszawie dowiedziałem się, że gliniarz mógł naruszyć pewien ważny wewnętrzny przepis. Nadzór na włocławskim WRD sprawuje pierwszy zastępca komendanta tego miasta, młodszy inspektor Jarosław Stocki. Wystąpiłem do niego z prośbą o przyjrzenie się sprawie oraz ewentualne anulowanie mandatu i zabranych mi punktów, ponieważ w mojej opinii kontrola drogowa została przeprowadzona w sposób nieprawidłowy. Przytoczyłem zapis w Rozdziale 3, §17, pkt. 4 Zarządzenia nr 495 Komendanta Głównego Policji z dnia 25 maja 2004 r. w sprawie sposobu pełnienia służby na drogach przez policjantów, mówiący, że „podczas dokonywania pomiaru prędkości pojazd służbowy powinien być usytuowany w miejscu widocznym dla kierujących pojazdami”.

Niezwłocznie skierowałem zapytanie w trybie ustawy Prawo prasowe do rzecznika prasowego KGP, czy owo rozporządzenie nadal jest w mocy. Od tego czasu dzieją się rzeczy dziwne. Rzecznik KGP z automatu uprzedził, że być może będę musiał czekać na odpowiedź do 14 dni, ponieważ jest zasypywany pytaniami z terenu całej Polski. Natomiast pan komendant Stocki zamiast odnieść się do mojego uprzejmego pisma, odesłał je… do sądu we Włocławku. Czyżby to był zawoalowany przekaz: „Kwestionujesz prawidłowość kontroli? To dam ci możliwość przedstawienia swoich racji w sądzie”. Tyle że ja mandat przyjąłem i podpisałem, a moje pismo było formą protestu, prośbą i pytaniem do przełożonego, czy podlegli mu funkcjonariusze drogówki mają wypełniać swoją misję kryjąc się w krzakach, by skuteczniej łupić kierowców, czy też powinni być może działać również prewencyjnie. Co komendant główny policji miał na myśli wydając powyższe rozporządzenie? Przyznam, że nie wiem, jak podejść do wezwania na rozprawę we Włocławku w dniu 19 czerwca. Stawiennictwo nie jest obowiązkowe, ale mogą obciążyć mnie kosztami sądowymi. Obawiam się, że wpadłem z deszczu pod rynnę. Tymczasem upłynęło nie 14 dni, lecz ponad miesiąc, a rzecznik KGP milczy jak zaklęty, choć zadane mu w trybie ustawy pytanie jest bardzo proste – obowiązuje rozporządzenie nr 495, czy już nie obowiązuje? W ubiegłą środę wysłałem do KGP ponaglenie przypominając, że udzielanie dziennikarzom odpowiedzi jest ustawowym obowiązkiem każdej państwowej instytucji. Mijają kolejne dni, a odpowiedzi nadal brak.

Jeśli rzecznik KGP sądzi, że dziennikarza lokalnej gazety można zlekceważyć jest w błędzie. Mam przygotowaną skargę do WSA w trybie art. 3§2, pkt 8, w związku z art. 50§1PPSA na bezczynność policji. Liczę, że sąd zobowiąże KGP do udzielenia mi odpowiedzi niezwłocznie i zasądzi na moją rzecz koszty postępowania. Potem opublikuję odpowiedź, by wszyscy zmotoryzowani dowiedzieli się, że podczas dokonywania pomiaru prędkości drogówka musi być widoczna i nie wolno funkcjonariuszom kryć się w krzakach, na parkingach i „za zakrętem”. Prawda jest taka, że gdyby okazało się, iż wspomniane wyżej rozporządzenie komendanta nadal obowiązuje, mógłbym wysunąć uzasadnione pretensje pod adresem policjanta, że naraził mnie na stratę 3 punktów karnych i 200 zł, bo gdyby był widoczny to z pewnością zmniejszyłbym i tak minimalną prędkość, z jaką się wówczas poruszałem. Ale to tak na marginesie.

Wróć