Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Zanim będzie za późno...

02-11-2022 20:20 | Autor: Tadeusz Porębski
Nasz wrodzony wstręt do poddawania się regularnym badaniom profilaktycznym powoduje, że każdego roku tysiące ludzi umierają, choć mogliby nadal żyć. Bo lekarze są zgodni: profilaktyka ma ogromne znaczenie dla naszego zdrowia.

Swego czasu przeprowadziłem na łamach "Passy" wywiad z jednym z profesorów z Centrum Onkologii. Powiedział: „Napisz pan wyraźnie – dzisiaj nowotwory są wyleczalne nawet w 75 proc., ale muszą być wcześnie zdiagnozowane. Stwierdził również, że dwa najbardziej podstępne nowotwory, to rak płuc i jelita grubego. Przez lata nie dają żadnych objawów, a kiedy objawy wystąpią przeważnie jest już za późno. Przed rakiem jelita grubego broni kolonoskopia, przed rakiem płuc coroczne prześwietlenie klatki piersiowej, a przed rakiem w przewodzie pokarmowym (żołądek, dwunastnica, trzustka, etc.) gastroskopia.

Tak więc wbijmy sobie do głów, że badania profilaktyczne to nasz obowiązek. Wobec siebie i wobec najbliższych. Profilaktyka nie boli. Może natomiast mocno zaboleć, jeśli nie wykonuje się jej systematycznie. Tymczasem regularne badania profilaktyczne wykonuje tylko co trzeci Polak, a co dziesiąty w ogóle nie kontroluje swojego stanu zdrowia. Specjaliści argumentują, że za taki stan rzeczy należy winić brak odpowiedniej promocji zdrowia i działań profilaktycznych. To półprawda. Nie żyjemy przecież w czasach króla Ćwieczka. W czasach Internetu i elektronicznych mediów świadomość społeczna powinna wzrastać do poziomu najwyższego z możliwych, ponieważ "Internety wiedzą wszystko". Fakt, że jesteśmy od prawie ćwierci wieku członkiem elitarnej UE, a nie posiadamy na wzór zachodni Narodowego Centrum Profilaktyki Zdrowotnej.

Dzięki zaangażowaniu świata polskiej medycyny coś takiego ostatnio powstało, ale nie funkcjonuje, ponieważ formuła tak spodobała się jednemu z wiceministrów zdrowia, że chce zawłaszczyć pomysł oraz zbudowaną strukturę na rzecz resortu. A na to nie ma zgody pomysłodawców, wśród których roi się od medycznych i naukowych sław. Pozostaje jednak pytanie, czemu Polak, człek na pozór bystry, nadzwyczaj zaradny, logicznie myślący i zrzeszony w UE, nadal jest dinozaurem, jak idzie o jego podejście do badań profilaktycznych? Winę zrzuca się przede wszystkim na naszą służbę zdrowia. Że niby dostęp do lekarzy jest ograniczony, terminy wizyt lekarskich nawet roczne, a w ogóle, to "Janka zięć poszedł do szpitala na badania i już z niego nie wyszedł".

Takie tłumaczenie zięcia, które wychodzi z ust tysięcy podobnych mu zięciów, należy o tyłek potłuc, ponieważ jest bałamutne i kompletnie niepoważne. Zięć jest typem bezmyślnym, nowożytnym pitekantropusem i po prostu bał się badania profilaktycznego. Może nie samego badania, bardziej wyniku. A nuż wykryją jakąś chorobę i każą się leczyć? Może nawet w szpitalu? Lepiej o tym nie wiedzieć tkwiąc w błogiej nieświadomości, że nawet jak coś złego zagnieździło się w organizmie, to jakoś to będzie. Jakoś to będzie... To typowe myślenie dla sporej części Polaków. Niestety, nie będzie. Od lat kieruję się żelazną zasadą, która w 2017 r. uratowała mi życie. Latem coś trzepnęło mnie w sercu. Przyjechało pogotowie i lekarz powiada, że to trzepotanie przedsionków. Uspokoił, że nie zagraża bezpośrednio życiu, zadał mi jakiś lek, wydał stosowne zaświadczenie i sobie odjechał. Dolegliwość szybko ustąpiła i... jakoś to było. Ale moja zasada nie dawała zasnąć: jeśli w aucie, lodówce, bądź innym sprzęcie mechanicznym coś puka, stuka czy tłucze, to samo się nie naprawi. Będzie tylko gorzej. Podobnie jest ze zdrowiem. Złapałem więc za telefon i referuję sprawę koledze, który naonczas robił za kardiologa w WIM na Szaserów. A on do mnie: „Wal, człowieku, do lekarza rodzinnego po skierowanie do szpitala na cito i we wtorek rejestruj się u nas w izbie przyjęć”. Zrobiłem jak kazał i po dwóch dniach znalazłem się na szpitalnym stole. Podczas koronarografii wyszło na jaw, że mam zatkaną tętnicę w 94 proc. Przepchali, oczyścili, założyli stenta i wygonili do domu. Kilka dni później kolega zadzwonił i zwrócił się do mnie w te oto słowa: „Drogi przyjacielu, czekał cię niechybny zawał. Prędzej czy później, ale raczej prędzej. Z tym, że byłby to prawdopodobnie pierwszy i ostatni zawał w twoim życiu”.

Czy mogę czuć się jak nowo narodzony? Chyba tak, bo gdybym nie trzymał się swojej zasady i zlekceważył sygnał alarmowy (wszak było lepiej, wszystko wróciło do normy, nie bolało, nie trzepało, nie migotało) byłbym już sztywny. Mówi się często: "Taki młody człowiek, zdrowy, nic mu nie dolegało i zmarł". Wierutna bzdura, bo zdrowi ludzie nie umierają. Facet musiał być chory, tylko zlekceważył sygnały wysyłane przez organizm. Bo chory organizm zawsze wysyła sygnały – w najróżniejszej formie. Ich zlekceważenie to skrócona droga do trumny. Słabości polskiej polityki zdrowotnej są powszechnie znane. Kolejne rządy uporczywie rzeźbią w służbie zdrowia. Z różnym, przeważnie miernym, skutkiem. Czesi już w 2011 r. zreformowali służbę zdrowia i dzisiaj można dostać się do specjalisty z ulicy. Ale należy wnieść symboliczną opłatę – w przeliczeniu na nasze 12 zł. Po reformie odpływ czeskich lekarzy za granicę praktycznie ustał. Sytuacja w polskiej służbie jest zła i nic nie zapowiada radykalnej poprawy. W tej sytuacji wszystko zależy od człowieka, konkretnie od menadżera, któremu po prostu chce się efektywnie pracować i kierować w swojej pracy rozumem oraz wyobraźnią. Badania profilaktyczne nie są w ogóle bolesne, choć niekiedy faktycznie nie należą do przyjemnych. Ale tylko tego rodzaju sprawdzian pozwoli pacjentowi posiąść pełną wiedzę o stanie danego organu, a lekarzowi o potwierdzeniu dobrego stanu zdrowia, bądź powzięciu decyzji o skierowaniu pacjenta na leczenie do specjalisty.

Zaniechanie może mieć katastrofalny skutek. Od 1973 roku po dziś dzień stosowana jest tzw. koncepcja pól zdrowia. W jej świetle na zdrowie człowieka w ponad 50 proc. wpływa styl życia, a w 25 proc. czynnik genetyczny. Reszta to sposób odżywiania, czynnik psychologiczny (natężenie stresu) oraz przeprowadzanie regularnych badań profilaktycznych. Natomiast struktura, funkcjonowanie, organizacja i dostępność do opieki zdrowotnej odpowiada za nasz stan zdrowia zaledwie w 10 proc. Tak więc uskarżanie się na długie terminy, jak idzie o badania profilaktyczne, nie ma żadnego uzasadnienia. Pacjent wykonuje dane badanie i zostaje zapisany za rok, czy nawet za lat pięć (kolonoskopia) na kolejne, ponieważ nie ma potrzeby wykonywania go częściej. Wrócę do wspomnianego wyżej Narodowego Centrum Profilaktyki Zdrowotnej. To skandal, że organizacja, której głównym celem jest zbudowanie jednolitego i powszechnego systemu profilaktyki zdrowotnej w Polsce, nie jest w stanie rozpocząć działalności. Sam pomysł jest pyszny, bo założycielami NCPZ są instytuty badawczo – naukowe i parki naukowo – technologiczne. Docelowo głównymi akcjonariuszami ma być 16 samorządów województw. Co więc jest przyczyną marazmu i obstrukcji? Może to, że powołana w łonie NCPZ Narodowa Rada Profilaktyki Zdrowotnej ma być organem niezależnym od resortu zdrowia? Przedstawiony mediom projekt profilaktyki zdrowotnej wydaje się być przemyślany i możliwy do zrealizowania.

Realizacyjnym narzędziem projektu jest adresowana do wszystkich grup wiekowych usługa Life-Profit, która wykorzystuje aplikację mobilną. Usługa ta ma być dostarczana w dwóch wersjach – Basic i Premium. W pierwszym przypadku klient bezpłatnie zakłada Konto Life-Profit i na tej podstawie dochodzi do gromadzenia, archiwizowania, a następnie przetwarzania określonych danych o stylu życia. Dzięki stałemu monitoringowi kluczowych obszarów mających wpływ na zdrowie, takich jak m. in. aktywność fizyczna, odżywianie, sen, poziom stresu, czy spożywanie używek, będzie możliwe wykrywanie na wczesnym etapie określonych problemów i ryzyk zdrowotnych, a także zwrotne spersonalizowanie zaleceń prozdrowotnych. W celu motywowania użytkowników do dbałości o zdrowie aplikacja będzie wyposażona w innowacyjny system grywalizacji, oparty na różnorodnych technologiach systematycznego nagradzania i premiowania. To bardzo ważny, bo motywujący czynnik. Istota działań będzie skoncentrowana na tym, by poprzez pozytywne emocje mobilizować do dbałości o zdrowie, gdy jesteśmy zdrowi. Sprawny „silnik” grywalizacyjny, ciągłe motywowanie i inspirowanie – poprzez nagrody oraz atrakcyjny system wyróżnień – doprowadzi do zaangażowania użytkowników w długim horyzoncie czasowym i trwałej, prozdrowotnej zmiany stylu życia społeczeństwa. Tak więc, jest dobry pomysł, ale niestety śpi i czeka nie wiadomo na co. Jak to w Polsce często bywa.

Wróć