Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Żebyśmy nie wylecieli z zakrętu na zbity pysk...

11-07-2018 23:47 | Autor: Maciej Petruczenko
Rozmawiamy z Andrzejem Celińskim z Ursynowa, kandydatem SLD na prezydenta Warszawy.

PASSA: Startuje pan na prezydenta Warszawy, z jakimi nadziejami?

ANDRZEJ CELIŃSKI: Z nadziejami na przyzwoitą politykę, dla której słowa odpowiedzialność, przewidywalność, uczciwość i zdrowy rozsądek nie są ze słownika języków obcych. Warszawa jest miejscem wzorcotwórczym dla Polski. I tak jak Polska, również Warszawa jest na zakręcie, a chodzi o to, żeby z zakrętu nie wylecieć na zbity pysk.

Co wobec tego można zdziałać z pozycji prezydenta Warszawy, żeby zapobiec nieszczęściu?

Przede wszystkim potrzebne są nowe impulsy w zarządzaniu miastem. Odnoszę to zarówno do spraw oczywistych, jak skuteczność, efektywność, terminowość, praworządność, sprawiedliwość, jak i do sprawy zasadniczej: demokratyzacji procesu podejmowania decyzji. I tu dodam, że trzeba przypominać i pamiętać, iż samorząd to ogół mieszkańców, a nie sam prezydent, burmistrz oraz taka czy inna rada. Otworzyć to wreszcie trzeba przed ludźmi. Miasto musi to zrobić przede wszystkim poprzez informacje, ale także poprzez dialog o przyszłości, o celach, szansach, jak również o ograniczeniach. Jesteśmy w otoczeniu zupełnie nowych technologii. Na razie głównie się ich boimy. I to jedyna rzecz, która w polityce dziś łączy starych i młodych. Tymczasem trzeba te technologie wykorzystywać. Prezydent miasta może dać więc narzędzia dla dialogu również w środowisku Internetu, ale do tego potrzebne jeszcze otwarte głowy, tak w samym ratuszu, jak i w całym mieście. Stąd priorytet dla kultury i edukacji. Miasto musi być wypełnione kulturą – tą wysoką, i tą uliczną. Dotychczas zaniedbywaliśmy tę sprawę. Stąd nasze kłopoty.

A jeśli chodzi o obecne rozdrobnienie polityczne w mieście, to jak pan to ocenia, czy to przypadkiem nie wypaczy wyniku wyborów, nie tylko prezydenckich?

Miasto to na pewno nie najlepsze środowisko dla partyjności, ale partyjność jest faktem. Równoważyć ją może po części otwarty dialog. Wyobrażam sobie forum dialogu, które tworzy miasto. Tworzy – bo reszta zależy od ludzi i tego, czym to forum wypełnią. Moim zdaniem zresztą, rozdrobnienie nie jest akurat problemem. Natomiast problemem może być przeniesienie na grunt miasta i na dodatek utrwalenie tragicznego podziału między dwiema prawicami: bardziej konserwatywną i bardziej liberalną. Przy czym słowo „konserwatywna” jest tu użyte z wielką delikatnością.

Obecny układ polityczny w Warszawie jest analogią do sytuacji w Sejmie, gdzie mamy absolutną dominację jednej partii. W obu wypadkach nie jest to w interesie ogółu…

Obowiązujące ustawodawstwo nie przeszkadza jednak odpowiedzialnej władzy miejskiej w stosowaniu twardych zasad oparcia pracy urzędu na specjalistycznie wykształconej służbie cywilnej. Tymczasem obecne upartyjnienie polityki miejskiej tworzy oczywistą patologię. Nie lubię składać obietnic, śmieszą mnie deklaracje jednego kandydata, że np. zbuduje dziesięć przedszkoli i jednocześnie drugiego, obiecującego pięćdziesiąt. Ja akurat mogą obiecać z całą odpowiedzialnością za słowo, że przy mojej prezydenturze nie będzie nomenklatury partyjnej w urzędzie. Ani starej, ani nowej. Tym bardziej w spółkach miejskich.

Warszawa została wprawdzie ogromnie unowocześniona za pieniądze unijne, ale jej rozwój w ostatnim ćwierćwieczu cechuje kompletny chaos, wynikający przede wszystkim z braku lokalnych planów zagospodarowania przestrzennego…

Warszawa jest pięknym miastem, beneficjentem swojej stołecznej pozycji i umiejętności pozyskiwania funduszy unijnych, a także elementarnego porządku w finansach. Mało kto z warszawiaków orientuje się, że rating Warszawy na rynkach finansowych jest podobny do ratingu Polski, czyli jak na miasto bardzo wysoki. Warszawa prawie w całości finansuje się z własnych przychodów oraz z minimalnie oprocentowanych kredytów, udzielanych przez instytucje europejskie. Niestety, te przyjazne okoliczności – zamiast ograniczać chaos urbanistyczny lub go w ogóle eliminować – tylko ten stan pogłębiają. Wymownym tego przykładem jest przecięcie nową zabudową naturalnych zielonych korytarzy napowietrzających miasto.

Ktoś na to pozwolił…

No właśnie. Ale też protest mieszkańców nie był dostatecznie silny i to tym bardziej sygnalizuje, że należy budować wspólnotę. Rolą władz miasta jest dawanie do tego odpowiednich impulsów, a przede wszystkim narzędzi. Technologie są tu wielką szansą. Zamiast się ich bać, należy je maksymalnie wykorzystywać. Także dla integracji wielotysięcznej rzeszy ludzi, którzy przyjeżdżają na stałe do naszego miasta już w wieku dorosłym. Oni też stanowią o bogactwie Warszawy, zwłaszcza jeśli płacą tutaj podatki. Należy zintensyfikować narzędzia zachęcające przyjezdnych do pełnego wtopienia się w to miasto, także swoją obywatelską odpowiedzialnością. Wyobrażam sobie na przykład rodzaj bonu, jaki mamy w paybacku, bonu wspólnotowego w naturalnym środowisku Internetu, gdzie jedni ludzie oddają innym ludziom cząstkę swego wolnego czasu, pozyskując za to dzięki odpowiedniej punktacji umiejętności lub możliwości tych drugich. Może to być skorelowane z Kartą Warszawiaka. Na razie to tylko marzenie, ale warto o tym marzyć.

Może to rzecz nie najważniejsza, ale zauważę, że umarł warszawski sport wyczynowy, co tym bardziej mogliśmy sobie uświadomić, żegnając na Powązkach największą sportsmenkę Polski, a tym bardziej Warszawy – Irenę Szewińską, która od pierwszego kroku w sporcie miała warunki do rozwijania talentu lekkoatletycznego. Dziś Warszawa – zamiast oferować nowe możliwości uprawiania sportu wyczynowo – zamyka obiekty nawet tej miary, co kompleks Gwardii. Sam Stadion Narodowy, mający błędne założenia ekonomiczne, niczego nie załatwia…

Jako nastolatek biegałem w Międzyszkolnym Klubie Sportowym Agrykola. Trenerami byli Tadeusz Paprocki i Roman Wszoła. Trenowałem za darmo, rodzice nie płacili ani złotówki.

Dziś, gdy rodzice posyłają swoją pociechę do szkółki piłkarskiej, muszą płacić 300 złotych miesięcznie. Jeżeli to byłby tenis, niemalże taką kwotę trzeba byłoby zapłacić dziennie...

No cóż, obecnie sport dzieci i młodzieży to w dużej mierze funkcja kasy rodziców. Całe szczęście, że przynajmniej talenty na wyczynową miarę nie są uzależnione od grubości portfela rodzicieli.

Czy jest jakaś kwestia specjalna, na którą pan chciałby zwrócić uwagę?

Wprawdzie polityka ma w zasadzie tylko czas przyszły, ale jest coś, co muszę otwarcie powiedzieć. Otóż wielkim obowiązkiem miasta, wspólnoty jego mieszkańców i władz jest walka ze wszelkiego rodzaju wykluczeniami. A dzisiaj państwo wykluczyło właściwie ludzi, którzy mieli jakikolwiek związek ze służbami PRL, w tym nawet wybitnych sportowców, kiedyś członków klubów pionu gwardyjskiego po prostu. Wykluczenie nastąpiło za pomocą topornej ustawy, w której do jednego worka wrzucono zarówno oprawców, jak i zwyczajnych ludzi. Efektem działania tego skandalicznego aktu jest już 45 ofiar śmiertelnych. Jak widać, nie trzeba wcale stanu wojennego, wystarczą kamienne serca osób sprawujących władzę, by ludzie zaczęli umierać.

Wróć