Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

40 lat megaosiedla Ursynów, artyści są wśród nas

31-05-2017 20:43 | Autor: Krzysztof Szwed
W pewnym miasteczku do dziś wspominają, jak to przed laty na rynku zatrzymała się wypasiona beema i wysiadł z niej popularny aktor. Kupił w kiosku papierosy i odjechał. W Warszawie tak długa zbiorowa pamięć jest niemożliwa, bo tu co rusz można spotkać, no, minąć na ulicy, gwiazdę, a nawet aktora. Gradację zaczerpnąłem z sucharowatej już maksymy, że dawniej aktor pragnął zostać gwiazdą, zaś teraz gwiazda, zwłaszcza serialowa, marzy, by zostać aktorem.

Jednak chwilowa ekscytacja na widok znanego artysty, polityka czy celebryty dopada chyba każdego. „Czy pani wie, kochanieńka, kto u mnie srywa” – chwaliła się pewna menedżerka szaletu sąsiadce. Zabawne, że na statystycznym obywatelu większe wrażenie robi aktorka widziana na przykład w galerii handlowej niż na scenie w kreacji szekspirowskiej.

Przyznam, że mnie także utkwił w pamięci pewien epizodzik z zamierzchłej epoki. Stałem w kilkuosobowej kolejce do kiosku na Wiejskiej. Z kamienicy naprzeciwko wyszedł Gustaw Holoubek w czarnym płaszczu narzuconym niczym peleryna na marynarkę. Kolejkowicze uprzejmie ustąpili mu pierwszeństwa. Kupił gazetę i odszedł bez słowa. Ot, przywilej mistrza.

A jeśli już wspominam, to wypada zauważyć, iż wyższym stopniem wtajemniczenia niż przypadkowe zetknięcie z kimś rozpoznawalnym była wiedza o znanych ludziach z sąsiedztwa. Moja ciotka z Chmielnej przy każdej okazji przypominała mi, że tuż obok mieszka sam Stanisław Mikulski. Ja zaś przekornie pytałem: „a któż to taki?” Dom Emila Karewicza w Aninie znało każde dziecko, podobnie jak willę Jaroszewiczów. Pod wieżowcem na Niecałej, gdzie mieszkał Czesław Niemen, godzinami wystawały gromadki fanek głośnymi piskami manifestując swe uwielbienie dla barda. Ciekawe, że potem, gdy osiadł przy zacisznej uliczce na Żoliborzu, adoracja się skończyła. No` cóż, w nowych czasach artystów zastąpili szansoniści. Teraz żoliborski spokój zakłócają z rzadka wrzaski przed innym domem.

Powojenna Warszawa wygenerowała kilka enklaw szczególnie ulubionych przez ludzi kultury. Saska Kępa, Stare Miasto, osiedle pod cytadelą z urokliwym Placem Słonecznym i… Uff! Wreszcie dobrnąłem do sedna, naturalnie Ursynów.

Ładna mi enklawa, 150 tysięcy luda. I od zarania(albo jeśli ktoś woli od zaorania sadów i ogrodów) nasycenie znaczącymi postaciami ze wszystkich dziedzin życia publicznego na metr kwadratowy najwyższe w stolicy.

Gdybym pisał referat na jubileuszową akademię, musiałbym zapewne sięgnąć do zasobów urzędu stanu cywilnego, przewertować księgi parafialne, policyjne raporty(a bo to mało niesfornych Dyziów?), zerknąć na archiwalne zapisy monitoringu, żeby sporządzić w miarę pełną listę nazwisk wartych uwagi. Chociaż niekoniecznie, bowiem te wszystkie instytucje z powodzeniem zastępuje iście komputerowa pamięć redaktora naczelnego „Passy”. Tak czy owak udokumentowany rejestr znanych kuzynek i kuzynów, bo wszyscy ursynowiacy to jedna rodzina, chociaż z niektórymi członkami klanu mi nie po drodze(zwłaszcza marszowej), zająłby najmarniej dwa numery tygodnika. Na szczęście mam jedynie odkurzyć z ursynowskiego pyłu garść własnych wspomnień.

Przy pierwszej wyprawie do jedynego w okolicy sklepiku gdzieś na Końskim Jarze, spotkaliśmy z żoną Jerzego Bończaka. Role w serialu o Nikodemie Dyzmie i w „Alternatywach 4” były dopiero przed nim. Drugim zidentyfikowanym sąsiadem okazał się Zygmunt Malanowicz, już po dawno po występach w „Nożu w wodzie” Romana Polańskiego i  w „Polowaniu na muchy” Andrzeja Wajdy. A potem uznaliśmy za oczywiste, że cała śmietanka towarzyska mieszka w obrębie rzutu beretem. Ewa Dałkowska, Maryla Rodowicz, Krystyna Janda, Elżbieta Wojnowska, Andrzej Rosiewicz, bracia Andrzej i Janusz Zaorscy, pianista Janusz Olejniczak… I wciąż dołączali młodsi. Na przykład w bloku obok nas dorastała Klaudia Halejcio, aspirująca właśnie, po udanym debiucie w serialu „Złotopolscy”, do aktorskiej czołówki.

W mieszkaniu redaktora Janusza Pichlaka kwaterowało sublokatorsko na czas realizacji spektaklu telewizyjnego „Białe małżeństwo” Tadeusza Różewicza. A może koledze Januszowi zamontowano „Kartotekę”? Dokładnie nie pamiętam.

Jeszcze bardziej gościnny był i jest nadal Dom Sztuki kierowany teraz przez Andrzeja Bukowieckiego, który miłość do filmu wyssał chyba z mlekiem ojca Leona, bo ten znany krytyk trafił nawet do księgi Guinnessa za obejrzenie największej liczby filmów na świecie. Jako niegdysiejszy kinoman wiem jaka to katorga. Niezliczonych inicjatyw kulturalnych, całej plejady artystów, którzy dzięki dyrektorowi Bukowieckiemu występowali u nas nie sposób wymienić. Dlatego pisząc: wszyscy, niewiele się pomylę.

Rozglądam się po okolicy. Wielu artystów, o których wspominałem, nie mieszka już na Ursynowie. Dom z ogrodem to wszak nie M-ileś tam. Jednak przynajmniej u części dawnych sąsiadów pozostał sentyment do „starych śmieci”. Podobno Maryla Rodowicz, występując parę lat temu pod Kopą Cwila, ze łzami wzruszenia wspominała swój pierwszy koncert w tym miejscu na prowizorycznej estradzie wzniesionej społecznie przez mieszkańców. Ech, mnie także łza się w oku kręci, gdy myślę o tamtych pionierskich latach.

Tuzy odeszły, ale ich miejsca zajmują młodzi, jeszcze nieznani, lecz wkrótce – klękajcie narody!

Skupiłem się na artystach. Może przy następnej okazji powspominam sportowców, dziennikarzy, polityków, księży… Jednym słowem ludzi nietuzinkowych.

PS. Na koniec uwaga genderowa. Dla klarowności stylu używam zazwyczaj męskich form, typu aktor, artysta, celebryta… Zaś w domyśle i w sercu pozostają aktorki, artystki, celebrytki. Może także dlatego, że nie zawsze rodzaj żeński, na przykład: aktora, profesora, premiera (premierki?), dobrze brzmi w polszczyźnie.

Wróć