Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Antypolonizm staje się gorszy od antysemityzmu

14-10-2015 23:20 | Autor: Tadeusz Porębski
W 1951 roku izraelski parlament ustanowił Dzień Pamięci o Shoah. Każdego roku tysiące młodych Izraelczyków przechodzą w Marszu Żywych przez teren byłego obozu koncentracyjnego Auschwitz–Birkenau. Są przeświadczeni, że Polacy brali czynny udział w Zagładzie, bo taki obraz serwowany jest im w szkołach.

Obraz Polaków jako wspólników Hitlera został w ostatnich latach utrwalony w literaturze, kinie, mediach i w całej światowej przestrzeni informacyjnej. Książki Jerzego Kosińskiego, Benjamina Wilkomirskiego i Jana Tomasza Grossa mają dowodzić, że w czasie wojny Polacy prezentowali taką właśnie postawę. Wierzą w to nie tylko w Izraelu i w Europie zachodniej, podobny obraz Polaków utrwalony jest w głowach większości obywateli USA, a nawet przedstawicieli waszyngtońskiej administracji. Jakoś rzadko wspomina się setki członków organizacji "Żegota" i tysiące powiązanych z nią bezimiennych warszawiaków, jak również fakt, że Polska była jedynym krajem w Europie, gdzie za pomoc Żydowi groziła niechybna kara śmierci. Rzadko mówi się również o tym, że to Polacy mają najwięcej ze wszystkich nacji drzewek w Instytucie Yad Vashem.

Tym większa to niesprawiedliwość, ponieważ Polska była jedną z nielicznych nacji w okupowanej Europie, która nie sformowała u siebie militarnych oddziałów ściśle współpracujących z hitlerowcami. Włosi i Hiszpanie oficjalnie kolaborowali z Hitlerem, we Włoszech, podobnie jak w hitlerowskich Niemczech, uchwalono ustawy rasowe. Na Słowacji działała SS-Jagdgruppe 232 "Slowakei" i faszyści od ks. Tiso, w Rumunii – Rumuński Pułk Grenadierów SS oraz członkowie nazistowskiej "Żelaznej Gwardii" Antonescu, w ZSRR utworzono armię Własowa, na Ukrainie SS-Galizien i XV Kozacki Korpus Kawalerii SS, belgijscy esesmani Degrella z brygady SS-Wallonien mordowali Żydów na froncie wschodnim, w Norwegii grasowali norwescy esesmani z SS-Schijäger Batallion „Norwegen" i faszyści od Quslinga, w Finlandii sformowano z rdzennych mieszkańców tego kraju batalion Finnish SS Division, w Estonii Legion Estoński SS, na Węgrzech 25 Dywizję Grenadierów SS "Hunyadi" i 26 Dywizję Grenadierów SS "Hungaria", Bośniacy do dzisiaj darzą estymą swoją dywizję SS "Handżar". Natomiast Francuzi utworzyli Brygadę Grenadierów SS-Charlemagne i Francuską Ochotniczą Brygadę Szturmową SS, na Łotwie powstał Legion Łotewski SS, a Chorwaci z łezką w oku wspominają 23 Dywizję Górską SS "Kama". Podstawowym zadaniem każdego z tych faszystowskich oddziałów było wyłapywanie i mordowanie Żydów.

Wyczynom Francuzów, Chorwatów i Łotyszów należy poświęcić więcej miejsca. Obóz w chorwackim miasteczku Jasenovac, który zyskał sobie miano „Auschwitz Bałkanów”, był jedynym nazistowskim obozem koncentracyjnym założonym i zarządzanym przez państwo inne niż III Rzesza. Esesmani z Oświęcimia i innych niemieckich obozów jawią się jako niebieskookie niemowlęta w porównaniu z ustaszami zarządzającymi kacetem w Jasenovacu. Stosowane przez ustaszów  sadystyczne metody uśmiercania więźniów zaniepokoiły samego oberkata SS Heinricha Himmlera, który nakazał chorwackiemu dyktatorowi Ante Paveliciovi stonowanie okrucieństw. Ulubionym atrybutem chorwackich esesmanów był zakrzywiony nóż przywiązywany do dłoni, którym podrzynano więźniom gardła. Jeden z nich przyznał się do zamordowania w ten okrutny sposób 1360 osób. W Jasenowacu zgładzono w latach 1941-45 około 300 tys. więźniów – Serbów, Żydów i Romów.

We Francji marionetkowy rząd Vichy powołał do życia podczas wojny pronazistowską milicję, której zadaniem było przede wszystkim tropienie ukrywających się Żydów, osadzanie ich w przejściowych obozach i wysyłanie do Oświęcimia, Treblinki czy Sobiboru. Milicją dowodził zdeklarowany nazista Paul Touvier skazany w 1994 r. na dożywocie. Dzięki wielkiemu zaangażowaniu francuskich nazistów w obozach koncentracyjnych straciło życie kilkaset tysięcy Żydów. W dniach od 30 listopada do 8 grudnia 1941 r. funkcjonariusze dowodzonej przez  SS-Brigadeführera Franza Stahleckera Einsatzgruppe "A" oraz łotewscy faszyści z Legionu Łotewskiego SS rozstrzelali w rejonie stacji kolejowej Rumbula pod Rygą 25 tysięcy Żydów. Cała Europa ma więc ręce splamione żydowską krwią, ale dzisiaj winowajca i kolaborant pomagający hitlerowcom w ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej jest tylko jeden – Polska.

Ta rażąca niesprawiedliwość boli i irytuje większość Polaków, co przekłada się na tajoną niechęć do Izraelitów. Bo oficjalnie Żydzi są pod ochroną. Po II wojnie światowej stali się czymś w rodzaju otoczonego specjalnymi względami gatunku ludzkiego.  Skrytykowanie Żyda, dworowanie z niego nawet w niewinnym żarcie, nazwanie żartobliwie Mośkiem lub Żydkiem może zostać odebrane jako akt antysemityzmu. Takie zachowanie uznawane jest za niepoprawne, godne potępienia i nieeleganckie niczym puszczenie bąka na salonach. Nazwanie Niemca szwabem, Francuza żabojadem, Włocha makaroniarzem, Rosjanina kacapem, czy Czecha pepikiem jakoś nie wywołuje histerycznej reakcji.

Jesteśmy uważani za kolaborantów Hitlera, tymczasem już we wrześniu 1939 r., kiedy w Polsce trwały jeszcze działania wojenne i polskie wojsko toczyło ciężkie walki z agresorem, żydowscy mieszkańcy wielu polskich miast i miasteczek uroczyście witali wkraczające oddziały Wehrmachtu. Tak było m. in. w Łodzi i w Pabianicach, gdzie z inicjatywy miejscowych Żydów zbudowano nawet ukwiecone bramy triumfalne, a delegacje witały niemieckich żołnierzy chlebem i solą. Żyje jeszcze wiele osób, które widziały to na własne oczy i mogą potwierdzić ten fakt przed każdym sądem. Ale o tym się nie mówi, burzyłoby to bowiem pewną utartą przez dziesięciolecia prawdę wygodną tylko dla jednej strony.

Z moim nieżyjącym już ojcem rozmawiałem o czasach okupacji tylko raz, w latach siedemdziesiątych, kiedy wybuchnął gniewem po jednym z żydowskich ataków na Polaków w zachodniej prasie. "Żegota" przeszmuglowała go na początku 1943 roku za mur warszawskiego getta z bronią dla szykującej się do powstania Żydowskiej Organizacji Bojowej. – Przekazałem broń i wracałem ucharakteryzowany z powrotem – opowiadał. – Na ulicach makabra, siedzące na chodnikach ludzkie szkielety i setki leżących trupów. A w piwnicach zabawa, śmiechy, muzyka, kasyna gry. Tam bawiła się żydowska śmietanka towarzyska nieczuła na los pobratymców. Odmówiłem kolejnych wycieczek za mur, ponieważ nie mogłem się z tym pogodzić. Wierzę ojcu, bo pośrednim potwierdzeniem jego opowieści jest historia Szmula Zygielbojma, uciekiniera z getta, który przedostał się do Londynu i chciał opowiedzieć o Zagładzie tamtejszej oraz amerykańskiej diasporze. Jednak oni nie chcieli go słuchać. Załamany Zygielbojm w proteście popełnił samobójstwo w jednym z londyńskich hoteli. O nim też jest cicho.     

Oskarżanie Polaków o wspólnictwo w Zagładzie jest krzyczącą niesprawiedliwością i aktem wielkiej niewdzięczności Żydów wobec kraju, który dał im w średniowieczu azyl przed pogromami i przez całe stulecia umożliwił w swoich granicach godną oraz bezpieczną egzystencję. Żydzi nigdzie nie mieli tak dobrze jak w Polsce. Szanowano ich kulturę, religię i obyczaj, mogli robić swoje interesy i się bogacić. Wielu z nich zbiło majątki na prowadzeniu lichwy, bowiem ten przestępczy dzisiaj proceder był przez władze polskie i zaborców tolerowany. Na Lubelszczyźnie mieszkało w 1939 r. ponad 300 tys. Żydów. W każdej z ponad stu miejscowości Lubelszczyzny, w których mieszkali Żydzi, była co najmniej jedna bóżnica. W Lublinie było kilkanaście znaczniejszych, w Białej Podlaskiej i Łukowie po pięć, a w wielu pomniejszych miejscowościach po trzy lub dwie. Daje to łącznie sto kilkadziesiąt żydowskich obiektów sakralnych na tym terenie.

Dynamikę przyrostu ludności żydowskiej w Polsce najlepiej obrazuje wydane w 1966 r. przez Instytut Historii PAN naukowe opracowanie "Społeczeństwo Królestwa Polskiego". Są to studia o uwarstwieniu i ruchliwości społecznej pod redakcją prof. Witolda Kuli. Po trzecim rozbiorze Polski (1795 r.) Prusacy zezwolili Żydom na osiedlanie się w Warszawie. Ludność żydowska liczyła wówczas około 6000 osób (8,6 proc. mieszkańców). W 1820 r. żydowska społeczność wzrosła do blisko 22 000 osób (ok. 22 proc. mieszkańców). W 1856 r. liczba Żydów w stolicy podwoiła się i wynosiła 41 000 osób (26,3 proc. mieszkańców). W 1887 r. było ich już 150 000 (34,3 proc. mieszkańców). W niektórych powiatach guberni płockiej ludność pochodzenia żydowskiego stanowiła w 1858 r. dwie trzecie, a na północy kraju nawet cztery piąte ogółu ludności miejskiej. Dynamika wzrostu zaiste imponująca.

Jan Jagielski – w opracowaniu "Historyczne żydowskie miejsca w Warszawie" – podaje dane z początków XX wieku. Przed wybuchem I wojny światowej w 1914 r. ludność żydowska Warszawy liczyła 337 000 osób (38,1 proc. mieszkańców), natomiast przed II wojną światową stolica Polski liczyła 1 289 000 mieszkańców, w tym 412 000 Żydów (32 proc.). Według szacunkowych obliczeń z września 1939 r. w Łodzi, w ówczesnych granicach miasta, mieszkało około 682 tys. osób, w tym 388 tys. Polaków, 233 tys. Żydów, 60 tys. pochodzenia niemieckiego i 2 tysiące innych narodowości. Zatem rdzenna ludność polska stanowiła tylko nieco ponad 50 proc. ogółu mieszkańców Łodzi. W Krakowie na przełomie XIX i XX wieku liczba Żydów wzrosła do 25 000, co stanowiło ok. 28 proc. całej populacji, w roku 1931 roku było ich w dawnej stolicy Polski 56 000. Tarnów przed II wojną światową był jednym z najważniejszych ośrodków w południowej części Polski zamieszkałym przez ludność żydowską (aż 45 proc. w 1939 r.). W wielu polskich miastach, jak na przykład w Lubartowie, ludność pochodzenia żydowskiego stanowiła grubo ponad 50 proc. całej populacji.

W kilku opracowaniach demograficznych przewija się teza, że gdyby nie II wojna światowa dzisiaj Polacy byliby w swoim kraju mniejszością narodową. Biorąc pod uwagę dynamikę przyrostu ludności żydowskiej, wykazaną w licznych studiach naukowych, więc wiarygodnych, trudno się z taką tezą nie zgodzić. Żydzi wielodzietność mają zapisaną w Talmudzie. W księdze tej mąż to boal, czyli pan, a żona boulah, czyli własność. W czwartej księdze Szulchan-Aruchu, Eben haezer jest zapis: "Zawrzeć małżeństwo, aby rozmnożyć ród, jest dla każdego Izraelity obowiązkiem nieuchronnym!". Hagaha do powyższego ustępu dodaje: "Kto jest bez żony nie ma błogosławieństwa, jest poza prawem, a nawet nie zasługuje nosić miana człowieka. A kto się żeni, temu wkrótce  będą odpuszczone grzechy".

Chichot historii sprawił, że dzisiaj Żydzi znaleźli się dokładnie w tym samym punkcie, co Polacy przed II wojną światową. Izrael zamieszkuje 7,6 mln ludzi, w tym 5,7 mln Żydów (75,5 proc.) oraz 1,5 mln Arabów (20,4 proc.). Przyrost naturalny na ziemiach palestyńskich wyniósł w 2007 r. aż 4,6 procent, a od czasu powstania w 1948 r. państwa Izrael liczba Palestyńczyków wzrosła ośmiokrotnie. W Izraelu zwolennicy "rozwiązania dwupaństwowego" (tzn. państwa palestyńskiego obok państwa żydowskiego) wskazują na te tendencje demograficzne i ostrzegają, że liczba ludności arabskiej w regionie może wkrótce przewyższyć liczbę ludności żydowskiej. Jedyną szansę na utrzymanie Izraela jako państwa żydowskiego upatrują w podziale historycznej Palestyny.

Relacje polsko-żydowskie to temat trudny i niewdzięczny, bo są wzajemne rachunki krzywd, dlatego wielu publicystów omija go szerokim łukiem. Trudno przecież nie wspomnieć okresu stalinowskiego w Polsce i haniebnej roli politruków narodowości żydowskiej, odgrywających wiodącą rolę we wprowadzaniu i „umacnianiu” w naszym kraju ustroju parakomunistycznego oraz w służalczym rozwijaniu parakomunistycznej doktryny. Jednak podane wyżej fakty powinny być podawane do wiadomości publicznej. Trudno dziwić się, że w Polsce mamy ukryty antysemityzm, skoro Żydzi wydają się nie mieć wielkich pretensji do Francuzów, Chorwatów i Łotyszów, którzy byli rzeczywistymi sprawcami lub wspólnikami masowej zbrodni dokonanej na ich narodzie. Najdziwniejsze jest to, że zdają się zapominać, kto zgładził miliony wyznawców Jehowy. Coraz rzadziej używa się w przekazach słowa Niemcy zastępując je eufemistycznym terminem naziści. To, że Żydzi wyżywają się akurat na Polakach, wywołuje w nas uzasadniony gniew. Jednym z nielicznych sprawiedliwych jest pan Szewach Weiss, były ambasador Izraela w naszym kraju i przewodniczący Knesetu, wielki przyjaciel Polaków. Ale nawet on nie jest w stanie zmienić profilu nauczania historii serwowanego izraelskiej młodzieży w tamtejszych szkołach, dlatego jest jak jest i chyba lepiej już nie będzie.

Wróć