Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Aż tyle cech wspólnych…

09-08-2023 20:52 | Autor: Tadeusz Porębski
Systematycznie odwracam się od polskiej – za przeproszeniem – polityki, konkretnie od telewizyjnego i parlamentarnego jazgotu, mocno na wyrost zwanego polityczną debatą. Jazgot wydobywa się z ust wszystkich uczestników tzw. debat – od lewa do prawa. Oni już nie potrafią ze sobą rozmawiać jak cywilizowani ludzie. Wielu z nich z gadania uczyniło sobie sposób na bardzo wygodne życie. Czołówka sejmowych „gęgaczek” to, w moim mniemaniu, panie Barbara Nowacka, która onegdaj porzuciła swoje ideały lewicowe na rzecz liberalnych, w zamian za dobre miejsce na liście wyborczej PO, oraz pani Katarzyna Lubnauer.

Ta ostatnia nie ma wśród kobiet żadnej konkurencji w dyscyplinie „czcze gadanie, z którego nic nie wynika”. Natomiast wśród „gęgaczy” prym wiedzie, rzecz oczywista, nader często mijający się z prawdą pan Mateusz Morawiecki, ale po piętach depcze mu opozycyjny poseł pan Borys Budka. W tle mamy zaś pana Jarosława Kaczyńskiego. Ostatnio rzucił tekst, który normalnie mnie zmroził. „Ten człowiek nie może rządzić Polską. Ten człowiek powinien w końcu pójść sobie. Niech idzie do swoich Niemiec i niech tam szkodzi, a nie tu” – tak o Donaldzie Tusku mówił w Stawiskach na Podlasiu pan Prezes. Naoglądałem się w swoim życiu ludzi nawiedzonych, zaburzonych, nienawistnych, niosących w sobie całe pokłady zła, więc werbalny wybryk kolejnego nie powinien zrobić na mnie wrażenia. A jednak…

Gniew Prezesa zaczyna eskalować, a to niesie ze sobą niebezpieczeństwo. Jest czymś całkiem zrozumiałym, że lęk przed osobami mającymi trudności z opanowaniem emocji, może wywołać stan zagrożenia w najbliższym otoczeniu. A jeśli tego typu zachowania prezentuje przywódca partii rządzącej dużym państwem europejskim, to w głowach obywateli powinien odezwać się dzwonek alarmowy. Kierując się mądrymi opracowaniami specjalistów od chorób głowy można by postawić tezę, że w przypadku Prezesa mamy do czynienia bardziej z gniewem, niż z agresją. Gniew stanowi bowiem odpowiedź na frustrację, zwłaszcza gdy jednostka przekonana jest o intencjonalnym działaniu innych osób na jej szkodę. To motywuje ją do odwetu i kieruje ostrze gniewu przeciwko rzekomemu krzywdzicielowi. Gniew obejmuje cały wachlarz reakcji – od sarkastycznych uwag, przez wchodzenie w otwarte konflikty, wyrażanie pogardy, szydzenie, aż po stany wściekłości. Uczucie gniewu jest bliskie wrogości wobec innej osoby, bądź osób (dr Bożena Gulla, UJ, monografia „Gniew, agresja, przemoc”). Co mnie przeraziło w wybryku Kaczyńskiego podczas wyborczej imprezy w prowincjonalnych Stawiskach? To, że z przekonaniem przyklasnęli mu obecni na spotkaniu, jak również (zapewne) kilka milionów jego zagorzałych wyznawców przed telewizorami. W moim odczuciu było to klasyczne nawoływanie do nienawiści i wypuszczenie dżina z butelki, czyli „Brać go!”. Kto zagwarantuje, że wśród wyznawców Prezesa nie znajdzie się fanatyk, który strzeli Tuskowi w łeb, albo poczęstuje go kozikiem, którego niedawno posmakował Paweł Adamowicz, prezydent Gdańska?

Siedzę sobie ostatnio przy komputerze i słyszę w sąsiednim pokoju głos z telewizora: „Najsłuszniejsze zasady tego narodu… Czy chodzi o niemądry zachwyt nad polskością i własną historią, czy o racjonalne spojrzenie kim jesteśmy? Aroganckie poniżanie innych, czy tolerancję, która cechowała ten naród od stuleci? Silną rękę, czy demokrację? Gwałt zadawany jednostce, czy jej poszanowanie? Jestem patriotą, ale takim, który polskość rozumie jako racjonalizm, a nie szaleństwo, poszanowanie innych, a nie gwałt, tolerancję, a nie nienawiść, codzienną solidną pracę, a nie frazesy. Należy zważyć, iż w historii nowożytnej tego narodu nie było królobójstwa. Wszędzie naokoło instrumentem polityki były sztylet i trucizna – u nas nie. To musi coś znaczyć”.

To był dla mnie szok, niesłychanie mądry wywód odnoszący się także do oplecionej wzajemną nienawiścią, populizmem, brakiem poszanowania dla innych i brakiem tolerancji dzisiejszą Polską. Wywód prowadził aktor Zdzisław Mrożewski w roli Gabriela Narutowicza, pierwszego prezydenta RP po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. Akurat powtarzali w TVP film Jerzego Kawalerowicza „Śmierć prezydenta” z 1977 r. Kilkadziesiąt godzin po wypowiedzeniu tych słów Narutowicz padł w „Zachęcie” od kul oszalałego nacjonalisty Eligiusza Niewiadomskiego. Podczas procesu zabójca pozował na patriotę, który swym czynem uratował ojczyznę przed „żydowsko – socjalistycznym” spiskiem. Wobec oburzenia społeczeństwa narodowcy odcinali się od Niewiadomskiego, który był aktywnym działaczem endecji, forsując tezę o jego rzekomym szaleństwie. W miarę upływu lat teza ta stała się powszechna i pokutuje do dziś.

Jednak zdaniem wielu historyków, nie do końca okazuje się trafna. Nieliczni znajomi zamachowca twierdzili, że był człowiekiem skrytym. Był też bardzo drażliwy, stanowił typ samotnika i czuł się zdolnym głównie do rozkazywania, a na uchybienie przeciwko sobie reagował z nadzwyczajną gwałtownością. To był umysł ogarniający tylko pewne rzeczy, które starał się widzieć, nie widząc zupełnie z boku konsekwencji i niebezpieczeństw, jakimi mogło to grozić. Nie był to człowiek o szerokich poglądach, ale ideowo bezwzględny. Malarz Jan Skotnicki, znajomy Niewiadomskiego, powiedział m. in. na procesie: „Jako człowiek był złośliwy, mściwy, bezwzględny i uparty, a głównym źródłem jego radykalizmu była pryncypialność. Te cechy charakteru nie zjednywały mu sympatii”. Słowa te oddają aspołeczny charakter Niewiadomskiego. Z kolei lekarz psychiatra Maurycy Urstein, który na zlecenie sądu prowadził kilka sesji z Niewiadomskim, stwierdził m. in.: „Megalomania w ocenianiu własnej osoby, typowe idee reformatorskie, nieobliczalne postępki, dziwactwa to cechy charakterystyczne dla katatonii. Nie zapominał uraz. Jeśli ktoś go dotknął nie okazywał tego, lecz nie przebaczał i szukał sposobności, by mu odpłacić”.

Kilka lat temu w programie telewizyjnym „Rewizja nadzwyczajna” dwoje lekarzy przeanalizowało wszystkie zachowane wypowiedzi Niewiadomskiego, starając się opracować na ich podstawie jego profil psychologiczny. Ich zdaniem, zabójca prezydenta cierpiał na tzw. obłęd posłannictwa. Osoba dotknięta tym schorzeniem ma poczucie misji, którą realizuje bez względu na konsekwencje. Kiedy czytam opinie lekarskie o Niewiadomskim nieodmiennie pojawia mi się przed oczami twarz… Jarosława Kaczyńskiego. Aż tyle cech wspólnych mają ci dwaj dżentelmeni.

Do czego mogą doprowadzić postępujące podziały w społeczeństwie, rosnąca nienawiść i ofensywa populistów oraz prawicowych ekstremistów? Do wojny domowej, rozruchów na wielką skalę, aktów skrytobójstwa? Prof. Ulrike Guérot, znana niemiecka myślicielka i politolog, pisze w swojej arcyciekawej książce „Europejska wojna domowa”, że prawicowy populizm dzieli dzisiaj narody Europy. Po jednej stronie europejscy „tożsamościowcy” pragnący Europę odizolować, zachowując jej staroświecki ład państw narodowych, po drugiej liberalne, postępowe społeczeństwo obywatelskie chcące zorganizować Europę w sposób parlamentarny. Zdaniem Ulrike Guérot, jest to proces konieczny, ponieważ „europejska wojna domowa” otwiera tak naprawdę drogę ku nowej Europie, w której postawy polityczne staną się ważniejsze od przynależności narodowej. W całej Europie zwolennicy otwartego na świat społeczeństwa obywatelskiego stanowią większość. Tyle że nie połączyli się jeszcze w ruch polityczny. Kiedy to nastąpi, rozwieje się widmo renacjonalizacji i populizmu otwierając drogę ku nowoczesnej, wolnościowej Europie poza państwami narodowymi. Zgadzam się z koncepcją niemieckiej politolog, że Europa jest na drodze wielkich przemian. Mało – oczekuję i chcę takiej właśnie Europy. Problem jedynie w tym, czy my, Europejczycy, zdołamy przebyć tę drogę w sposób bezkrwawy.

Mam jednakowoż małe „ale”: model społeczny i doktryna polityczna zwana „multikulti” okazała się dotkliwą porażką i należy odesłać ją do lamusa. Nie jestem zwolennikiem szczelnego zamykania Starego Kontynentu na obcych kulturowo, ale kontynentalną politykę imigracyjną powinna cechować dużo większa niż dotychczas rozwaga. Europa nie może stać się przytułkiem dla rozbitków życiowych z całego świata, bo to – jak dzisiaj wyraźnie widać w wielu państwach – generuje konflikty społeczne na wielką skalę.

Wróć