Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Bazarowe klimaty

10-01-2018 21:21 | Autor: Tadeusz Porębski
Na progu nowego roku będzie o sprawie, która ma wymiar jedynie lokalny, ale za to duży ciężar społeczny. Jak tylko zapadła decyzja o przystąpieniu do budowy ursynowskiego odcinka Południowej Obwodnicy Warszawy w tunelu, dałbym się pokroić w talarki, że kupcy z bazarku "Na Dołku" nie opuszczą w wyznaczonym terminie dzierżawionego od miasta placu u zbiegu al. KEN i ulicy Płaskowickiej, mimo iż publicznie złożyli stosowną deklarację. Skąd moja stuprocentowa pewność? Odpowiedź mieści się w dwóch słowach – fakty, możliwe do stwierdzenia empirycznie.

Na początku lat dziewięćdziesiątych firma "Damis" wydzierżawiła od Centralnego Ośrodka Sportu naruszony zębem czasu Stadion Dziesięciolecia i poddzierżawiła go dużej grupie handlarzy. Szczęśliwcy, którzy w latach dziewięćdziesiątych handlowali na stadionie, zarabiali krocie. Handlowano wszystkim, od badziewnych chińskich towarów wszelakiego rodzaju, po oszukaną gorzałę i broń palną. Mieć w tych czasach budę „na koronie” to była niewyobrażalna wprost fucha. Handlarze zarabiali, ale nie oszczędzali gotówki, by kiedyś kupić dla siebie coś własnego. Czyżby sądzili, że będą robić na stadionie biznes wiecznie? Chyba tak. Kiedy w 2007 r. zapadła decyzja o budowie w tym miejscu Stadionu Narodowego, eldorado się skończyło. COS  nie przedłużył umowy dzierżawy, co automatycznie wiązało się z koniecznością opuszczenia terenu największego bazaru Europy.

Wtedy handlarze zaatakowali Ministerstwo Sportu, żądając przekazania im gruntu zamiennego. Budowę Stadionu Narodowego, na którym miały być rozgrywane  mecze Euro 2012, planowano rozpocząć wiosną 2009 r., a najpóźniej w roku 2011 stadion powinien zostać oddany do użytkowania. Specjalnie wybrałem się wtedy na Senatorską, by zobaczyć jak handlarze negocjują z rządem, który w tym konflikcie reprezentował minister sportu. Pojechałem, będąc w stu procentach przekonany, że dojdzie do burd, bo z tego typu ludźmi nie da się negocjować w cywilizowany sposób. Pojechałem jako stronnik rządu, ponieważ żądania handlarzy, przybierające formę szantażu, były moim zdaniem absolutnie bezzasadne. 

Handlarze, niesłusznie nazywani przez media kupcami, nie zawiedli moich oczekiwań. Niezwykle agresywna, kilkusetosobowa grupa roszczeniowa pojawiła się przed ministerstwem z transparentem „Radzymińska albo śmierć”. Rzeczywiście, hasło to wypisane na wywieszonej na patyku szmacie wręcz zachęcało do negocjacji. Ówczesny minister sportu Mirosław Drzewiecki zaprosił delegację handlarzy na rozmowę, podczas której zakomunikował, że ministerstwo nie jest od wydawania decyzji administracyjnych na budowy bazarów. I wtedy się zaczęło – zablokowana ulica, przekleństwa przeplatane nieśmiertelnymi „Złodzieje!”, „Oszuści!” i walka wręcz z kilkudziesięcioosobowym oddziałem policji.

Zastanawiałem się, w jaki sposób rząd okradł lub oszukał handlarzy, że traktują jego członków w sposób tak obraźliwy. Zadawałem również sobie pytanie, czemu podczas spotkań kolejnych ministrów i przedstawicieli prezydent Warszawy z handlarzami nikt nie zadał im dwóch fundamentalnych pytań: – Jaki macie tytuł prawny do gruntu przy Radzymińskiej, że chcecie go zaanektować pod bazar i aby osiągnąć swój cel, stosujecie wobec władzy szantaż? Jaka to łaska z waszej strony, że z wielkimi oporami zdecydowaliście się opuścić stadion, który nie jest własnością waszą, tylko skarbu państwa?

W lipcu 2009 r. doszło do regularnej bitwy na Pl. Defilad. Policja musiała użyć gazu łzawiącego, by okiełznać awanturników z Kupieckich Domów Towarowych, odmawiających opuszczenia terenu w sercu Warszawy, będącego własnością miasta. W ruch poszły pałki, metalowe łomy i kamienie. Do zadymy włączyła się grupa zwykłych chuliganów. Starcia kupców z siłami porządkowymi pod halą KDT wywołały prawdziwą burzę w Internecie. Większość komentatorów nie przebierała w słowach, nazywając protestujących szaleńcami i terrorystami używającymi dzieci jako żywe tarcze. To nie pomyłka, drodzy Czytelnicy, wszystkie telewizje pokazywały małe dzieci przyprowadzone na plac boju przez kupców – terrorystów w charakterze żywych tarcz. Kupcom dostało się wtedy od mieszkańców Warszawy za to, że domagali się specjalnego traktowania wobec prawa. Oto jeden z wpisów: "Czy szeregowy Kowalski ma cokolwiek do powiedzenia, gdy wygasa mu umowa najmu/czynszu/dzierżawy i właściciel nie chce jej przedłużyć? Nie wyskakuje z siekierą na ulicę i nie krzyczy: "Olaboga, co ja teraz zrobię?!". Wielu internautów podkreślało, że handlarze przez całe lata wystarczająco dużo skorzystali na nierealnie niskich kosztach dzierżawy obiektu w centrum stolicy. Sytuacja została w końcu opanowana, badziewne pawilony rozebrano, a nieruchomość wróciła do miasta.

Podobnych konfliktów z awanturami w tle nawet nie się w Warszawie zliczyć. Dawno, dawno temu gmina Ursynów przekazała ursynowskim kupcom za friko super atrakcyjną działkę u zbiegu ulic Gandhi i Cynamonowej. Miał tam powstać kupiecki dom towarowy. Nigdy jednak nie powstał, natomiast przez długie lata straszyła  w tym miejscu ohydna, pordzewiała stalowa konstrukcja i góra śmieci. Czas najwyższy zatem poddać weryfikacji niekończące się roszczenia bazarowych kupców. Nie może być tak, że dzierżawiący nieruchomość po wygaśnięciu umowy odmawia oddania jej prawowitemu właścicielowi i warunkuje to znalezieniem dla niego nieruchomości zastępczej. Z całym szacunkiem dla kupców z bazarku "Na Dołku", ale ani my, mieszkańcy Warszawy, ani burmistrz dzielnicy i prezydent miasta nie mamy ich w przysłowiowym dowodzie osobistym. Żadna ustawa czy też zapis w miejskim statucie nie obligują burmistrzów dzielnic do szukania nieruchomości zamiennych dla podmiotów, którym zgodnie z zawartą umową skończył się okres dzierżawy.

Pada wyświechtany frazes: "Bo my  posiadamy rodziny i jak stracimy źródło utrzymania, pójdziemy na dziady". To ma być argument? W każdym kraju Europy petent, występujący z podobną skargą, byłby po prostu wyśmiany. A kto, jak słusznie wywiódł przytoczony wyżej internauta, troszczy się o tysiące Nowaków i Kowalskich, kiedy stracą źródło dochodu? W mniemaniu kupców, zmuszanych do opuszczania dzierżawionych terenów, jedynym wyjściem z patowej sytuacji jest udawanie desperacji oraz odwracanie kota ogonem, nazywając łamanie prawa obroną miejsc pracy.

Jeśli miasto nadal będzie uginać się przed żądaniami kupców i handlarzy, otrzymamy wyraźny sygnał, że w przypadku wymówienia nam redakcyjnego lokalu przez macierzystą spółdzielnię, odmówimy jego opuszczenia do czasu zapewnienia nam lokalu zastępczego. Jak równość wobec prawa, to równość dla wszystkich. Nie tylko dla kupców. Podobnie powinni postąpić wszyscy ludzie wynajmujący w Warszawie mieszkania. Właściciel danego lokalu wymawia nam najem, a my mówimy: "Owszem, ale jeśli zapewni pan lokal zastępczy. Przecież muszę gdzieś mieszkać, nie pójdę pod most".

A na poważnie. Warszawiacy wyglądają Południowej Obwodnicy Warszawy niczym kania dżdżu. Miasto tonie w korkach i obecnie inwestycja ta jest obok Szpitala Południowego absolutnym priorytetem dla tej części stolicy. Blokowanie  realizacji inwestycji niebywale ważnej dla prawie dwóch milionów warszawiaków przez grupkę kupców z bazarku nazywam działaniem aspołecznym. Dlaczego? Ano dlatego, że zainteresowani wiedzieli od przynajmniej dwóch lat, że latem 2017 r. będą musieli  zwrócić zajmowany na prowadzenie handlu teren prawowitemu właścicielowi, czyli miastu. Niestety, nie podjęli żadnych prób, by we własnym zakresie zapewnić sobie przyszłość. Przerzucili swój osobisty problem na barki   lokalnej administracji stawiając ultimatum: "Ustąpimy, ale musicie zapewnić nam teren zastępczy i to w pobliskiej lokalizacji". Kompletnie nie rozumiem takiego podejścia do sprawy. Widać jestem mało kumaty. 

Drogowcy planowali rozpocząć prace związane z budową tunelu POW w dniu 3 lipca ubiegłego roku, ale było to niemożliwe, gdyż kupcy nie chcieli się wyprowadzić. Doszło do tego, że być może wzorem Pl. Defilad zajdzie konieczność siłowego rozwiązania problemu. Jest bowiem wniosek o wszczęcie postępowania egzekucyjnego w sprawie bazarku "Na Dołku". Ma ono związek z wydanym przez wojewodę mazowieckiego pozwoleniem na budowę ostatniego odcinka POW, z tunelem na Ursynowie. Obyśmy nie doczekali powtórki z Pl. Defilad, bo to nie przyniosłoby chluby ani kupcom, ani władzom Ursynowa, ani też samej dzielnicy zwanej inteligencką.

Wróć