Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Chcecie to wierzcie, chcecie – nie wierzcie

09-01-2019 22:52 | Autor: Maciej Petruczenko
Kto zna tylko jedną prawdę, musi wiele kłamać – stwierdził polsko-czeski kpiarz żydowskiego pochodzenia Gabriel Laub, zaś rosyjski pisarz Antoni Czechow trafnie spostrzegł, iż nowego kłamstwa słucha się chętniej niż starej prawdy. Te dwa przemyślenia warto wziąć pod uwagę na początku 2019 roku, gdy zalewa nas morze obietnic, deklaracji i zarządzeń ze strony polityków najróżniejszej maści.

Obecny rząd RP zaproponował nam wstępnie – za pośrednictwem mózgu wiceminister rodziny Elżbiety Bojanowskiej – by jako sprawcę przemocy domowej nie traktować kogoś, kto dopuścił się tak niecnego czynu tylko jeden raz. Jeśli więc – według tego rozumowania – mąż pobiłby żonę, łamiąc jej rękę i żebra za jednym razem, nawet nie byłoby o czym gadać. Żeby nazwać takie działanie przemocą domową, należałoby poprosić delikwenta o powtórzenie wyczynu. Minister Bojanowska najwyraźniej kierowała się starą ludową zasadą: gdy mąż żony nie bije, to w niej wątroba gnije i pamiętała zapewne o uświęconym tradycją społecznym standardzie przełamywania staropanieństwa małżeństwem, co kobiety wyrażały słowami: niechby pił, niechby bił, byle tylko był.

Trudno nie zauważyć, że na tym – na szczęście już odrzuconym – projekcie pani wiceminister zaważyły nabierające na powrót znaczenia normy kościelne, których cel jest w zasadzie szlachetny (zachowanie trwałości rodziny), ale w praktyce bywa niejednokrotnie wprost niemożliwy do zrealizowania. Nie należę akurat do tych bezwzględnych krytyków, którzy uważają, że wszyscy księża to chciwcy, wydrwigrosze i zboczeńcy, nadający się do występowania w filmie „Kler”, bo – jak w każdej profesji – również w duszpasterskiej ludzie są różni. Niemniej, po latach uważnej obserwacji, mam pewność, że niektóre osoby, zmuszane kościelnymi regułami do celibatu, nie powinny pozostawać nazbyt blisko dzieci i młodzieży, zwłaszcza poza kręgiem publicznym – bo to igranie z ogniem. Przekonali nas o tym nie tylko – nieżyjący już – lubieżny arcybiskup Józef Wesołowski i zwany kapelanem „Solidarności” gdańskiej prałat Henryk Jankowski, o którym brudna prawda dopiero wychodzi na wierzch. Pedofilem okazał się bowiem nawet skazany niedawno przez sąd w Melbourne australijski kardynał George Pell, któremu udowodniono zgwałcenie dwóch ministrantów. Jak na ironię, Pell był członkiem swego rodzaju Rady Najwyższej Watykanu w liczbie dziewięciu kardynałów, powołanej przez ostro zwalczającego wykroczenia seksualne papieża Franciszka. W hierarchii watykańskiej uważano Pella za numer trzy – po papieżu i szefie dyplomacji Pietro Parolinie. Doszło zatem do kompromitacji na skalę światową. Trąd sięgnął Pałacu Sprawiedliwości...

W polskich warunkach mamy z jednej strony robienie dobrej miny do złej gry (próbujący wybielić Jankowskiego arcybiskup Sławoj Leszek Głódź), z drugiej zaś tradycyjne podstawianie nogi ursynowianinowi Jurkowi Owsiakowi i jego Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy, której charytatywną rolę trudno przecenić. Temu godnemu pochwały przedsięwzięciu przeciwstawiają się często nieżyczliwi mu prominenci rządowi i kościelni. Również w tym roku, jak słychać, w akcję WOŚP nie włączy się podległa ministrowi spraw wewnętrznych i administracji Państwowa Straż Pożarna. Na szczęście, nie zabraknie wsparcia ze strony podlegającej samorządom Ochotniczej Straży Pożarnej, a pełne zaangażowanie zapowiedziała już para prezydencka – Andrzej Duda wraz z małżonką.

Tymczasem obywatele RP, w tym mieszkańcy Warszawy, muszą się liczyć ze znacznymi podwyżkami cen prądu. Rząd wprawdzie obiecuje, że nie dotkną one wszystkich podmiotów, zwłaszcza gospodarstw domowych, ale można mieć pewność, że obiecane rekompensaty nie wystarczą, żeby pozostawić płatności na poprzednim poziomie. Podwyżki są, jak wiadomo, nieuniknione ze względów obiektywnych. Na dobrą sprawę każdy rząd, nawet ten, który chciałby obywatelom nieba przychylić, musi w pewnym momencie zderzyć się z rzeczywistością i zdecydować na posunięcia ludowi niemiłe, ale niezbędne dla dobra publicznego. Dobrym wujkiem można być co najwyżej w Narodowym Banku Polskim i wypłacać zaprzyjaźnionym kobitkom wygórowane pensje, niemające z dobrem publicznym nic wspólnego, a upokarzające w pewnym sensie kogoś piastującego urząd prezydenta RP albo tylko prezydenta Warszawy.

Gdyby doszukiwać się w naszej historii kogoś, kto wkroczył na polityczną arenę nie dla własnych ambicji i z chęci zysku, to należałoby bez wątpienia wskazać wielkiego pianistę Ignacego Paderewskiego, który podczas pierwszej wojny światowej poprzez swoje wpływy u prezydenta USA załatwił dla Polski nawet więcej niż inni poprzez bezpośrednie starcia zbrojne, nadto zaś wykładał dla dobra wspólnego własne pieniądze. Jak słusznie zauważa nieoceniony specjalista historii tamtych lat – profesor Marian Drozdowski – Paderewskiemu udawało się godzić wygórowane ambicje Józefa Piłsudskiego z jednej i Romana Dmowskiego – z drugiej strony. Przybycie Paderewskiego do Poznania w dniu 25 grudnia 1918 stało się zarzewiem Powstania Wielkopolskiego. Warszawa natomiast czci do dzisiaj płomienne przemówienie, wygłoszone przez sławnego pianistę na początku stycznia 1919 z balkonu hotelu Bristol. „Szanuję wszystkie stronnictwa, ale nie będę należał do żadnego. Stronnictwo powinno być jedno: Polska” – podkreślił człowiek, który był naówczas najlepiej zarabiającym artystą na świecie i nie musiał żebrać o pensję u żadnego z ówczesnych Glapińskich.

Nic dziwnego, że pod pomnikiem Paderewskiego w parku Ujazdowskim w Warszawie chętnie złożyli kwiaty 9 stycznia 2019 przedstawiciele wszystkich dzisiejszych stronnictw. Bo takiego patrioty próżno dziś szukać – nawet ze świecą.

Wróć